Etyczne badania nasienia
Według większości statystyk problem niepłodności dotyka około 20% małżeństw w Polsce. Jednakże stwierdzenie, że para jest niepłodna nie jest szybką i prostą diagnozą. Prowadzi do niej szereg badań rozciągniętych w czasie na miesiące, czasem lata. Ogromna ich większość dotyczy kobiety. Przychodzi jednak moment, że lekarz na badanie wysyła w końcu męża. Coraz częściej nawet wysyła go już na samym początku leczenia – i bardzo dobrze.
Z medycznego punktu widzenia jest to jak najbardziej właściwe postępowanie, gdyż może oszczędzić kobiecie wielu uciążliwych i nieraz niepotrzebnych badań. Jest to też ważne o tyle, że w przypadku złych wyników takiego badania można dość szybko podjąć leczenie, co przy długości okresu spermatogenezy w organizmie mężczyzny ma niebagatelne znaczenie, gdyż na efekty i tak trzeba poczekać.
Ale tutaj u ludzi wierzących pojawia się problem moralny. Bo aby oddać nasienie do badania trzeba je pobrać… a najprostszym sposobem jest masturbacja. Chrześcijańscy małżonkowie stają zatem wydawałoby się w sytuacji bez wyjścia. Bo albo zgrzeszyć albo się nie leczyć. Oba wyjścia są złe. Część osób w końcu macha ręką na zasadzie „najwyżej się wyspowiadam”, część szuka usprawiedliwienia analizując drobiazgowo definicję masturbacji. Przypomnijmy co na ten temat co mówi Katechizm Kościoła Katolickiego. Otóż rozumie ją jako „dobrowolne pobudzanie narządów płciowych w celu uzyskania przyjemności płciowej”. No więc – tłumaczą niektórzy – skoro celem masturbacji jest przyjemność a w tym przypadku pobranie materiału do badań to czują się rozgrzeszeni, bo przecież nie dla przyjemności się masturbują. Ale nie takie to proste. Wykładnię w tym przedmiocie daje nam Kongregacja Nauki Wiary w deklaracji „Persona humana” mówiąc, iż „bez względu na świadomy i dobrowolny motyw użycie władz seksualnych poza prawidłowym pożyciem małżeńskim w sposób istotny sprzeciwia się ich celowości”1. Skoro „bez względu na motyw” to znaczy, że nawet taki motyw jakim jest badanie masturbacji nie usprawiedliwia. O tym, że w tym przypadku świadomość i dobrowolność czynu ma miejsce nikogo przekonywać nie trzeba. Jasno więc wynika z powyższej wykładni, iż nawet w przypadku gdy masturbacja miałaby zasadniczo służyć czemuś innemu niż przyjemność cielesna (która nota bene zawsze jest „skutkiem ubocznym” takiej czynności) – z uwagi na świadomość i dobrowolność użycia przez człowieka swoich narządów płciowych poza małżeństwem (tj. poza prawidłowym aktem płciowym z małżonkiem) nie jest dopuszczalna. Pozostaje ona zawsze czynem moralnie złym i nie można odnosić do niej zasady, iż „cel uświęca środki”. Mało tego, Kongregacja podkreśla, iż masturbacja nie tylko sprzeciwia celowości użycia narządów płciowych, ale sprzeciwia się w sposób istotny, a zatem stanowi grzech ciężki. A skoro tak to jako sposób pobrania nasienia do badania nie jest dopuszczalna.
A pomijając aspekt moralny z opowieści mężczyzn, który w ten sposób nasienie oddawali wynika, iż masturbacja „na żądanie” – do badania sama w sobie komfortowa nie jest. Badanie takie jest możliwe (w zależności od kliniki) albo… w zwykłej toalecie albo w pokoiku pełnym pism pornograficznych, mających ułatwić sprawę mężczyźnie zestresowanemu samą sytuacją i dodatkowo obawiającemu się o wyniki badań. Wziąwszy ponadto pod uwagę, że (zwłaszcza w mniejszych miejscowościach) androlog przyjmuje rzadko i w tym czasie zapisywanych jest sporo pacjentów nie należą do rzadkości sytuacje gdzie mężczyzna z pojemnikiem w łazience ma naprawdę niewiele czasu, bo za nim jest kolejka. Kolejnym czynnikiem upokarzającym jest fakt, że znajduje się poczekalni w towarzystwie innych mężczyzn, którzy nawzajem wiedzą w jakim celu tam czekają. Nasz kolega kiedyś nie wytrzymał presji i wstydu i uciekł. Nic zatem dziwnego, że znaczna część mężczyzn nie czuje się dobrze w takiej sytuacji i chciałoby jej uniknąć – bez względu nawet na przekonania religijne.
Zresztą co to za metoda, która ewidentnie wymaga grzechu? Chyba coś z nią nie tak, bo trudno sobie wyobrazić, by Bóg dał człowiekowi możliwości techniczne, pozwalające na zbadanie tak mikroskopijnych komórek jak plemniki ale jako warunkiem ich wykorzystania byłoby przekroczenie Jego przykazań. No tak na logikę…?
I właśnie w takiej przysłowiowej „kropce” znaleźliśmy się i my, kiedy kilka lat temu, po długim okresie bezskutecznych starań o dziecko i przebadaniu wzdłuż i wszerz żony lekarz zażądał badań męża. Wiedząc o złu masturbacji zaczęliśmy zatem szukać innego wyjścia. Pytaliśmy spowiedników, którzy z nieznajomości tematu udzielali nam bardzo różnych odpowiedzi a najczęściej niestety nie wiedzieli w ogóle o czym mówimy (kwestia zbyt małej wiedzy na tematy rodzinne przekazywanej w seminarium), pytaliśmy na forach internetowych, szukaliśmy w dokumentach kościelnych. Po wielu tygodniach z pomocą przyszedł nam ks. Piotr Pawlukiewicz podsyłając artykuł o. Jacka Salija świeżo opublikowany w czasopiśmie „W drodze”2 i sugerując, że chyba jednak da się wyjść z tej sytuacji. I rzeczywiście. Z artykułu dowiedzieliśmy się, że jest możliwość pobrania nasienia do badania podczas normalnego aktu małżeńskiego przy użyciu specjalnej prezerwatywy, a następnie dostarczenie jej zawartości do laboratorium.
Kamień spadł nam z serca ale szybko okazało się, że o metodzie mało kto jeszcze w Polsce słyszał i straciliśmy kolejne miesiące, by znaleźć klinikę, która by się na to zgodziła – o czym piszemy w dalszej części artykułu.
Jeśli zaś chodzi o samą prezerwatywę to jest ona silikonowa i na pierwszy rzut oka wygląda tak jak zwyczajna. Jednak do badania pod żadnym pozorem nie można użyć zwykłej prezerwatywy z kiosku gdyż zawiera ona środki plemnikobójcze (w końcu stosowana jest w tym celu by akt małżeński uczynić możliwie najbardziej skutecznie niepłodnym, a nie po to, by zapewnić plemnikom optymalne warunki przeżycia). Po wyjęciu prezerwatywy z jałowego opakowania należy jeszcze przed jej rozwinięciem, szpilką lub igłą zrobić dziurkę tzn. przekłuć ją pośrodku. Oczywiście nie można dziurki wycinać nożyczkami, nie może ona być ona zbyt duża, gdyż prezerwatywa pęknie. Chodzi o to, by zachować otwartość na przekazywanie życia. Przez tą dziurkę przedostanie się bowiem minimalna ilość nasienia. Nie będzie to miało negatywnego wpływy na wyniki badań a sprawi, że akt nie będzie sztucznie obezpłodniony. Po zakończeniu aktu należy zawartość prezerwatywy przelać do wyjałowionego pojemniczka (dokładnie takiego jakiego używamy do badania moczu, do nabycia w każdej aptece za kilkadziesiąt groszy) oraz zapewnić nasieniu temperaturę zbliżoną do temperatury ciała, żeby się nie wychłodziło, np. zawinąć pojemniczek w ręcznik a podczas drogi do laboratorium trzymać blisko ciała. Absolutnie nie należy jednak przedobrzyć i stosować jakichkolwiek podgrzewaczy, termoforów itp. gdyż za wysoka temperatura zabija plemniki. Chodzi tylko o to, by miały one temperaturę zbliżoną do temperatury ciała. Na miejscu oddajemy pojemniczek pani w recepcji zaznaczając, że chcemy zrobić badanie ogólne nasienia. Wyniki z reguły po kilku dniach. Nasienie do laboratorium należy naturalnie dostarczyć możliwie jak najszybciej, jednak nie jest prawdą – jak usiłują przekonać przeciwnicy tej metody – że musi to być maksymalnie pół godziny. Może być godzina lub nawet dłużej. My dostarczyliśmy je w ciągu godziny a do badania upłynęło jeszcze trochę czasu i nie miało to wpływu na wyniki.
W tym miejscu należy też wspomnieć, iż oprócz masturbacji oraz badania z prezerwatywą istnieją jeszcze inne sposoby pobrania nasienia. Zaliczamy do nich:
a) Biopsję najądrza. Jest to inwazyjna metoda polegająca na wkłuciu igły w najądrze i pobraniu płynu nasiennego. Standardowo wykonuje się ją u par planujących zapłodnienie in vitro, poszukując w ten sposób choćby kilku żywych plemników, jeżeli nie ma ich w ejakulacie. Z tych też względów – choć nie negowana od strony moralnej – dla osób wierzących zupełnie nieprzydatna, chyba, że badanie to miałoby posłużyć czemuś innemu niż in vitro np. stwierdzeniu czy w ogóle jest zachowany proces spermatogenezy i ewentualnemu leczeniu.
b) Test postkoitalny. Jest to badanie przeżywalności i zachowania się plemników obecnych w śluzie szyjkowym żony kilka godzin po stosunku. Zazwyczaj przeprowadzany jest po stwierdzeniu dobrej jakości nasienia, w celu zdiagnozowania tzw. wrogości śluzu (tzn. nieprawidłowego składu śluzu szyjkowego, który uniemożliwia przetrwanie plemników). Podkreślić jednak należy, iż z medycznego punktu widzenia nie jest to klasyczne badanie samego nasienia i jest dopiero kolejnym krokiem w określaniu przyczyn niepłodności.
c) Metoda Dunna polegająca na zebraniu (tuż po wytrysku podczas normalnego współżycia małżeńskiego) paru kropli nasienia na szklaną płytkę i dostarczeniu ich do laboratorium. W Polsce nie jest w ogóle praktykowana.
Zaznaczyć należy, iż opisane wyżej trzy metody, mimo, iż dopuszczalne etycznie przedstawiają nikłą wartość diagnostyczną i nie pozwalają na prawidłowe zbadanie nasienia. Nie jest bowiem możliwe ustalenie na ich podstawie tak ważnych parametrów jak: objętość ejakulatu, ilość całkowita plemników w ejakulacie, liczba plemników w 1 ml nasienia oraz określenie wartości procentowych poszczególnych klas ruchu plemników. Istnieją bowiem cztery klasy ruchu plemników (A, B, C i D), którym przyporządkowuje się konkretne wartości liczbowe (w procentach) oznaczające ich sposób poruszania się: szybki postępowy, wolny postępowy, ruch w miejscu, brak ruchu. Największe znaczenie mają naturalnie klasy ruchu A i B, gdyż umożliwiają przemieszczanie się plemników w głąb dróg rodnych kobiety. Nie jest też możliwe na podstawie opisanych trzech ostatnich metod właściwe przeprowadzenie tzw. Hos – testu – badania zdolności plemników do zapłodnienia, który do osiągnięcia wiarygodnego wyniku wymaga próbki nasienia o objętości całego wytrysku.
W świetle przedstawionych informacji jasno zatem wynika, iż jedyną etycznie dopuszczalną a zarazem pozwalająca uzyskać wiarygodne wyniki jest metodą jest pobranie nasienia uzyskanego w drodze aktu małżeńskiego ze specjalną prezerwatywą. W tym miejscu jednak trzeba też powiedzieć o tym, że ciągle jeszcze jest to metoda w Polsce mało rozpowszechniona i panie w recepcjach w przychodniach i klinikach robią „wielkie oczy” gdy się je pyta o taką możliwość. Nas też spotkało kilka niemiłych przygód. W kilku przychodniach w ogóle nie dopuszczono takiej możliwości, w jednej klinik także poinformowano nas, że taka możliwość nie istnieje, choć później pokazało się to nieprawdą i wynikało z niedoinformowania pań w rejestracji. Niestety, straciliśmy przez to dwa miesiące na dalsze poszukiwania. W innych ośrodkach spotykaliśmy się ze zdziwieniem (a po co aż tak kombinować skoro można to załatwić w kilka minut?) lub ironicznymi uśmiechami gdy wyjaśnialiśmy, że kierują nami przekonania religijne. W kolejnej, nieistniejącej już dziś warszawskiej klinice mąż w rozmowie z poważnym profesorem został wręcz wyśmiany. Piszemy to naturalnie nie po to, by kogokolwiek zniechęcać ale po to, by mieć na względzie fakt, że takie reakcje mogą nas spotkać. I żeby się nie zrażać i dążyć do celu. Trzeba też pamiętać o tym – co już było wcześniej wspomniane – że panie w recepcji często naprawdę nie posiadają wiedzy, że badanie można zrobić w taki sposób i gdy zaprzeczają, że jest taka możliwość nie traktować tego jako stuprocentowo wiarygodnej informacji. W takim przypadku po prostu należy umówić się na wizytę zaznaczając w recepcji, że nasienie do badania będzie dowiezione. Bo możliwość dowiezienia nasienia istnieje wszędzie, natomiast zwykle jest kojarzona ze sposobem jego uzyskania w drodze „domowej masturbacji”. Jeśli więc zorientujemy się, że pani w rejestracji nie ma o metodzie pojęcia nie wdawajmy się w dalszą dyskusję.
Jeśli zaś chodzi o to miejsca, gdzie można w ten sposób zbadać nasienie to my wiemy o następujących klinikach: w Warszawie jest to Invimed, Novum oraz szpital św. Zofii, zaś w Gdańsku Invicta.
W Warszawie badanie przeprowadza dr Ricardo Faundez, który w Invimedzie przy ul. Rakowieckiej przyjmuje we wtorki, czwartki i piątki w godz. 16-17, zaś w Lecznicy przy szpitalu św. Zofii w środę w godz. 14-15. Na wizytę trzeba się wcześniej umówić. Prezerwatywę zaś można dostać „od ręki” w Novum przy ul. Bocianiej w cenie 70 zł. Gratis otrzymuje się wyjałowiony pojemnik.
Kończąc chcemy powiedzieć, że opisana wyżej metoda badania nasienia jest – wobec niedopuszczalności masturbacji – „chrześcijańską alternatywą” pozwalającą uzyskać miarodajne wyniki. Zachęcamy więc małżeństwa mające moralny dylemat, by nie ulegali presji lekarzy i klinik namawiających na masturbację. Niepłodność to poważny problem, rodzący wiele cierpienia. Nie dodawajmy go sobie poprzez branie na sumienie dodatkowo grzechu. Jeśli jakieś działanie służy dobru to Bóg daje środki do jego realizacji i nigdy nie żąda efektu poprzez łamanie Jego przykazań. Wszystkim zaś małżonkom przeżywającym trudności z poczęciem dziecka życzymy, by Bóg zaspokoił ich pragnienia i obdarzył ich upragnionym potomstwem. Życzymy też dobrych wyników badań!
Kasia i Tomek
artykuł opublikowany w „Wieczerniku”
Leave a Reply
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.