Witamy...
O nas
Aktualnosci
Pokarm dla ducha
Nowa nadzieja
Terminy
Kronika
Relacje
Dokumenty
Linki
Dojazd
Kontakt
Ą></TD>
                    </TR>
                    <TR VALIGN=TOP ALIGN=LEFT>
                        <TD COLSPAN=2 HEIGHT=15></TD>
                    </TR>
                    <TR VALIGN=TOP ALIGN=LEFT>
                        <TD></TD>
                        <TD WIDTH=475><P><FONT COLOR=                                                                     

                                                                                                                  Tęsknota za wolnością

    Jestem młodą kobietą i należę do niedawno powstałej grupy wsparcia. Bardzo się dzisiaj cieszę, że taka grupa powstała, bo mogę czuć się w niej bezpieczna, zrozumiana, mogę się „wygadać”. Wiem, że nikt mnie tam nie odrzuci, nie poniży. Nareszcie nie jestem z tym sama.
    Było mi bardzo ciężko podjąć decyzję, by dołączyć do grupy wsparcia. Najtrudniejsza była chyba świadomość, że inni ludzie dowiedzą się o mojej orientacji homoseksualnej, że powiększy się grono osób, które o tym będą wiedziały. Myślałam, że ujawnienie się będzie dla mnie katastrofą. Później pojawiły się także myśli, że ja tego nie potrzebuję, że dam sobie radę, że to samo przejdzie i w ogóle i w szczególe... Zaczęłam szukać furtki, aby przez nią uciec, by znaleźć jakąkolwiek wymówkę przed samą sobą. Dłuższy czas walczyłam ze sobą, ale w końcu zrozumiałam, że dłużej tak nie mogę – muszę się na coś zdecydować. Przypomniał mi się czas przed znalezieniem grupy – jak prosiłam Pana Boga, by mi pomógł znaleźć odpowiednich ludzi, którzy mi naprawdę pomogą, a nie zamieszają jeszcze bardziej. Płacząc mówiłam Bogu, że dłużej nie chcę tak żyć, że chcę coś zrobić ze swoim życiem. Chcę być normalną kobietą, normalnie się zakochać, normalnie pragnąć, widzieć... Mówiłam Mu: „Boże, chcę być wolna od tego, proszę Cię, zrób coś, bo sama tego dłużej nie uniosę”. I zaczęłam sobie uświadamiać, że Bóg mnie wysłuchał, bo znalazłam ludzi, którzy mi mogą pomóc, i że nie będę w tym sama. To jest dla mnie wielka szansa do tego, by moje życie się zmieniło, nie mogę jej zmarnować... Powiedziałam: „Boże, chcę się odważyć i zaryzykować, jeśli Ty będziesz ze mną”.    Przyszedł czas spotkania w grupie. Choć czułam wielki strach, wsiadłam do pociągu i pojechałam. I dzisiaj bardzo się cieszę, że nie stchórzyłam. Mam świadomość tego, że czeka mnie dużo pracy i walki, ale nie zrażam się tym i nie załamuję. Wiem, że Bóg jest ze mną i nade mną czuwa. Mam też osoby, które mi pomagają.
    Wierzę, że powoli dojdę do celu, jakim jest wolność i że będę szczęśliwa.

                                                                                     Ina

 

 Warto było zaufać

 „Nie płacz w liście
 nie pisz, że los ciebie kopnął
 nie ma sytuacji bez wyjścia
 kiedy Bóg drzwi zamyka - to otwiera okno”

    Te słowa ks. Jana Twardowskiego chciałbym uczynić mottem mojego świadectwa. Lubię ten wiersz, bo daje nadzieję i ukazuje to, co w języku potocznym często nazywamy szczęściem w nieszczęściu. O nieszczęściu pisać nie będę, bo każdy sam na jakiś sposób go doświadcza. Dlatego kilka słów o szczęściu, o nadziei.
 Moje szczęście w zmaganiu się ze skłonnościami homoseksualnymi odnajduję przede wszystkim dzięki Kościołowi. Mimo że wielu ludzi nie jest w stanie zaakceptować z pozoru twardej i nieżyciowej nauki Kościoła wzywającej każdego, a więc i homoseksualistów, do życia w czystości, ja od początku starałem się zaufać głębokiej mądrości utwierdzonej na skale. Chociaż wartość tego nauczania coraz pełniej odkrywam dopiero dziś, po wielu latach zmagań ze słabością ciała. Nie mam specjalnie „bogatej” przeszłości homoseksualisty, nie miałem kontaktów z mężczyznami, choć to pragnienie noszę w sobie od wielu lat. Niewątpliwie na moje w miarę uporządkowane życie seksualne złożyło się wiele czynników, ale wśród nich niepodważalną rolę odegrał właśnie Kościół, który był dla mnie zawsze ważnym autorytetem.
 Przez całe lata, kiedy nie wiedziałem o możliwościach zmiany orientacji i starałem się żyć w czystości, to w jakimś stopniu właśnie jego nauka chroniła mnie przed upadkiem, przed zadawaniem bólu innym ludziom, przed poniżaniem własnej godności. To dzięki zdrowym wartościom i wspólnocie Kościoła mogłem przekraczać własne ograniczenia, rozwijać swoją osobowość, dokonywać wiele dobra. Mogłem wzrastać, bo Kościół ukazał mi prawdę, że seksualność nie determinuje całego mojego życia i nie ona stanowi o wartości mojej osoby. To wielka łaska i niech Pan będzie za nią pochwalony! Bo czyż to nie było dla mnie właśnie „szczęście w nieszczęściu”, owo okno, które przy zatrzaśniętych drzwiach Chrystus otwierał mi przez posługę swojej Oblubienicy - Kościoła?
    Ostatnie miesiące, od kiedy trafiłem do grupy wsparcia, przyniosły w moim życiu kolejny przełom i nowe doświadczenie. Pan Bóg dał mi ludzi, którzy chcą podać pomocną dłoń i którzy potrafią ukazać drogę wyzwolenia. I znów - co znamienne - ratunek przychodzi przez posługę Kościoła, który nie tylko stawia wymagania, ale jak miłosierny Ojciec pochyla się nad cierpiącymi dziećmi.
    Przyznam, że było dla mnie dużym odkryciem i przeżyciem poznanie przyczyn i możliwości terapii homoseksualizmu, co środowiska wierne nauczaniu Kościoła odważnie i wytrwale starają się przedstawiać światu. Takie spojrzenie na to zjawisko jest owocem bardzo głębokiej refleksji nie tyle nad samym ukierunkowaniem popędu seksualnego, ile nad całą osobowością człowieka noszącego w sobie problem skłonności do osób tej samej płci. Jest to przykład pięknego, holistycznego podejścia do osoby ludzkiej, na które niestety nie stać tak wielu środowisk naukowych (i nie tylko) we współczesnym świecie. I co najważniejsze, właśnie takie, na wskroś chrześcijańskie podejście do człowieka okazuje się być jedyną naprawdę skuteczną metodą uleczenia zadanych ran. To kolejny przykład miłości, mądrej miłości, która nie schodzi na łatwiznę, która jest cierpliwa, łaskawa, która nie dopuszcza się bezwstydu i nigdy nie ustaje (zob. 1 Kor 13).
    Dziękuję dzisiaj Panu Bogu za miniony okres mojego życia, naznaczony trwaniem w czystości, i za doświadczenie życia we wspólnocie, gdyż dzięki temu jest mi teraz łatwiej rozpocząć proces zdrowienia. Myślę, że Pan Bóg przez próbę mojej woli przygotowywał mnie do tej pracy nad sobą, którą aktualnie podejmuję, a także formował mój charakter i ukazywał mi ścieżki życia. Warto było zaufać, mimo że nie wszystko jeszcze rozumiałem, mimo że się buntowałem przeciw noszeniu zbyt ciężkiego - jak mi się zdawało - dla mnie krzyża. Dziś mogę śmiało powiedzieć, że ufając Kościołowi nie zawiodłem się.
    Oglądałem kiedyś musical opowiadający historię starotestamental-nego Jonasza. Kwintesencją tego przedstawienia był cytat z Księgi Izajasza, odniesiony do osoby bohatera:

 „Na krótką chwilę porzuciłem ciebie,
 ale z ogromną miłością cię przygarnę,
 W przystępie gniewu
 ukryłem przed tobą na krótko me oblicze,
 ale w miłości wieczystej
 mam nad tobą litość
 - mówi Pan, twój Odkupiciel” (Iz 54,7-8).

    Jonasz przeżył swoją życiową próbę spędzając trzy dni we wnętrzu ryby, ale Pan Bóg podał mu pomocną dłoń. Otworzył - tym razem nie okno, ale paszczę wielkiej ryby, a Jonasz odzyskał upragnioną wolność. Jest nadzieja także i dla mnie, że kiedyś opuszczę ciemności mojego zniewolenia i będę mógł rozpocząć nowe życie.

                                                                                  Jonasz