|
W dniach od 23 do 27 czerwca bieżącego roku Papież, po wieloletnich staraniach, odwiedził Ukrainę. Z tej okazji Diakonia „Drogocenna Perła“ zorganizowała
w tym czasie pielgrzymkę na Ukrainę, w której to miałam wielką łaskę uczestniczyć. Papież odwiedził podczas tych kilku dni stolicę państwa - Kijów, oraz Lwów. Ta pielgrzymka była zarówno dla niego samego,
jak i wszystkich biorących w niej udział - tak gospodarzy Ukraińców, jak i gości z zewnątrz - ogromnym przeżyciem. Napięcia polityczne, jakie poprzedzały i częściowo towarzyszyły tej wizycie, nie zdołały
odwieść Ojca Świętego od jego celu - głoszenia Dobrej Nowiny w kraju, w którym wiele osób dotąd nie miało - z powodu wieloletniego prześladowania religii i Kościołów - okazji jej usłyszeć. Papież został
przyjęty bardzo gorąco, co było szczególnie widoczne podczas jego pobytu we Lwowie. Ale i w Kijowie, po początkowej dość ostrożnej ciekawości mieszkańców, Papież podbił serca słuchaczy. Jego wypowiedzi
wskazywały zawsze na Chrystusa jako na odpowiedź na odwieczne ludzkie pragnienia. Papież podbudował Ukraińców na duchu, przypominając im ich chrześcijańskie
korzenie, przesiąkniętą chrześcijańską duchowością przebogatą kulturę i tradycję. Budził nadzieję na przyszłość, zachęcał do wytrwania mimo bardzo trudnej sytuacji polityczno - gospodarczej kraju. Zwracał się szczególnie do młodzieży, aby nie opuszczała
masowo swej ojczyzny w poszukiwaniu lepszego życia na zachodzie. Ostrzegał, że wolność może być trudniejsza niż niewola, że aby jej sprostać, potrzeba ugruntowanego
poczucia dobra i zła, które to poczucie opiera się na ofiarowanych przez Boga dziesięciu przykazaniach. Ważnym aspektem było też ciągłe wezwanie do pojednania i wzajemnego
przebaczenia między różnymi obrządkami, wyznaniami, grupami społecznymi, religiami i narodami. Ciekawe było zobaczyć, z jak wielkim zainteresowaniem ludzie przysłuchiwali się jego słowom i jakie robiło to
na nich wrażenie. Papież podbił serca swą delikatnością i otwartością,
swą widoczną zaangażowaną miłością do zmęczonego ciągłymi problemami narodu ukraińskiego. Była to z pewnością historyczna wizyta, która przyniesie wielkie owoce, i bardzo Bogu
dziękuję, że pozwolił mi w niej uczestniczyć. Dla mnie osobiście szczególnym przeżyciem było
uczestnictwo we Mszach Świętych. Na obydwu Mszach w Kijowie w wyjątkowy sposób dane mi było odczuć pełną czułości obecność Boga. Na drugiej z nich miałam pierwszy raz w życiu okazję uczestniczyć we Mszy Świętej w rycie
bizantyjskim. Przed nią trochę się martwiłam o to, czy wytrzymam, by stać tak długo podczas całego czasu jej trwania (ponieważ cała moja wiedza na temat tej liturgii ograniczała się
właśnie do tego, że trwa ona bardzo długo i że cały czas się stoi). Ale podczas jej trwania nie zauważyłam żadnej uciążliwości. Za to bardzo mocno tę Mszę przeżyłam. Właśnie ta inna, nieznana dla mnie forma,
dlatego, że zmuszała do wielkiej uważności, umożliwiała odświeżające, nowe spojrzenie na tajemnicę i świętość tego, co się dzieje podczas Mszy Świętej. Bez oczywistości i pewności siebie, że zna się na pamięć
każdy przecinek. Trudne było dla mnie odważenie się na to, aby
przyjąć Komunię Świętą (W tradycji wschodniej Komunii Świętej udziela się pod dwoma postaciami w formie kawałka chleba nasączonego winem podawanego łyżeczką) - obawiałam się, że mi coś
nie wyjdzie, ponieważ brak mi wprawy w przyjmowaniu Pana w ten sposób. Ale, oczywiście, mimo mej nieumiejętności, jakoś się udało. Było to dla mnie nauką, że
warto się przełamać i spróbować czegoś, co na pierwszy rzut oka wydaje się dziwne, obce i trochę niezrozumiałe. Pan jest taki sam - wszędzie jedyny i wspaniały - przedtem to wiedziałam, teraz zaś tego
doświadczyłam. Drugi bardzo ważny dla mnie moment miał miejsce
podczas Mszy Św. w obrządku łacińskim w języku polskim na hipodromie we Lwowie. Jako wyznanie wiary organizatorzy wybrali powtórzenie przyrzeczeń chrzcielnych. Bardzo przeżyłam to wspólne, głośne,
trzykrotnie przez nas rzymskich katolików powtórzone „Wierzę“ jako wyraz aktywnego i osobistego świadectwa wiary wobec otaczających nas gospodarzy. Ci ludzie często nie mieli
okazji usłyszeć takiej wypowiedzi z ust dzisiejszych, zwykłych, podobnych do nich ludzi, którzy uroczyście i otwarcie wobec wszystkich, a jednak każdy samodzielnie za siebie, wyznawali swą
wiarę w Boga. Miałam takie wewnętrzne odczucie, że właśnie te słowa, wypowiedziane właśnie tam, coś szczególnego przyniosą i spowodują. We Lwowie wieczorem odbyło się to wspaniałe spotkanie młodzieży, które już teraz wśród tych,
którzy je przeżyli lub obserwowali, nabiera cech legendarnego. Ale tego nie da się opisać. To było jedyne w swoim rodzaju! Papież mówił do młodzieży przedstawiając jej ofertę Chrystusa - mówił prosto, z
wielką czułością i miłością. Od kiedy Papież pojawił się na spotkaniu, deszcz lał okropnie, była straszna burza, grzmiało. A mimo to atmosfera była wspaniała, nikt nie ruszył się z miejsca, nikt nie zważał na lejące
się z nieba potoki. Wszyscy wysłuchiwali z napięciem każdego papieskiego słowa. Nagle Papież, w środku homilii, widząc naszą sytuacje, zaśpiewał niespodziewanie: „Nie lyj, dyscu, nie lyj, bo cie tu nie trzeba...“ czym zaskoczył wszystkich otaczających go
dostojników a zachwycił tłumy. Na zakończenie spotkania zaśpiewał jeszcze fragment „Bandoski“: „Zachodźże, słoneczko,...“ Jak pięknie śpiewał - jego głos nabrał dźwięku i mocy, a nas wszystkich napełniła wielka radość.
(Brałam udział w Światowych Dniach Młodzieży w Paryżu i w Rzymie, ale nigdy nie odczuwałam aby spotkanie z Ojcem Świętym było tak osobiste jak to.) Lwowską Mszę Św. w obrządku bizantyjskim, która zgromadziła ok. półtora miliona ludzi, śledziłam już w
Polsce w telewizji. Nie było to to samo co być tam samemu, ale za to komentatorzy tłumaczyli znaczenie poszczególnych elementów, śpiewów, gestów i symboli, tak, że dużo więcej zrozumiałam, co się właściwie podczas niej
dzieje. Bardzo przejął mnie moment, kiedy kardynał Huzar oficjalnie
przeprosił za przewinienia popełnione przez wiernych obrządku grecko-katolickiego względem bliźnich, w tym również względem przedstawicieli innych narodów. We Lwowie było dość sporo mówione o potrzebie pojednania
polsko-ukraińskiego, mając również na myśli okropności czasu wojny i okresu powojennego. Dlatego słowa kardynała Huzara mają epokowe znaczenie, jako że odnoszą się również bardzo wyraźnie i do tego problemu.
Mam nadzieję, że otworzą przed nami nową drogę na przyszłość. Papież odleciał z Ukrainy wyraźnie wzmocniony na duchu i ciele. Zostawił ją również mocniejszą i pełniejszą nadziei, z ufnością i wyczekiwaniem zwróconą do Pana. Niechaj
Duch Święty działa tam z mocą i przemienia: serca, sytuacje, trudności! „Sława Isusu Chrystu! - Na wiky sława!“
Agata Baranowska
|