Programowa konferencja ks. Wojciecha Danielskiego, którą wygłosił w szóstym roku posługiwania Krucjaty, 27 października 1984 r. w jasnogórskim sanktuarium na IV Krajowej Pielgrzymce Krucjaty Wyzwolenia Człowieka.
- Diakonia Wyzwolenia
- Kultura Nowego Człowieka i Nowej Wspólnoty
- Podnieść człowieka poniżonego
- Nie „musisz” – „jeśli chcesz”
- Pomocna, braterska, solidarna ręka
- Przestrzenie posługi Krucjaty
Diakonia Wyzwolenia
1.W Ruchu Światło-Życie, wyrosłym przed piętnastu laty z uczestników oaz rekolekcyjnych dla służby liturgicznej, pojawiła się pięć lat temu nowa diakonia: Diakonia Wyzwolenia, jeszcze jedna forma posługi Ruchu wobec lokalnych wspólnot, parafii. Jej zadaniem jest walka z wszelkimi formami uzależnienia, począwszy od alkoholizmu, i obrona życia nienarodzonych.
W dniach pierwszej pielgrzymki Ojca Świętego do Ojczyzny kilkaset osób, wpisanych już do Księgi Czynów Wyzwolenia, proklamowało wobec Papieża, w Nowym Targu 8 czerwca 1979 roku, Krucjatę Wyzwolenia Człowieka. Była to odpowiedź na wezwanie Jana Pawła II z 23 października 1978 r.: „Proszę, abyście przeciwstawili się wszystkiemu, co uwłacza ludzkiej godności i poniża obyczaje zdrowego społeczeństwa, co czasem może aż zagrażać jego egzystencji i dobru wspólnemu, co może umniejszać jego wkład do wspólnego skarbca ludzkości, narodów chrześcijańskich, Chrystusowego Kościoła”. W głównym nurcie Krucjata świadomie nawiązywała – nie tylko przez osobę założyciela – do Krucjaty Wstrzemięźliwości, która działała z Katowic na cały kraj w latach 1957-60, a która została zlikwidowana w dzień męczeństwa św. Jana Chrzciciela, patrona abstynencji (co nie jest bez głębszego znaczenia).
Krucjata Wstrzemięźliwości, która była pierwszą formą zorganizowanej kościelnej akcji abstynenckiej w naszym stuleciu, nawiązująca do dawnej tradycji i to właśnie na Śląsku – do Ks. Fiecka, do Bractw Trzeźwości, do Ks. Kapicy – wydawała dodatek do „Gościa Niedzielnego” pt. „Niepokalana Zwycięża”. Znakiem Krucjaty był ciemnobłękitny monogram „M” z rybą płynącą w górę, płynącą pod prąd. Świadomie rozwijano myśl św. Maksymiliana. Rycerstwo Niepokalanej, oddawanie całego Narodu Niepokalanej, wzywało do walki z wadami narodowymi, niszczącymi nas, Polaków. W latach 1957-60, kiedy mieliśmy nadzieję na odrodzenie w naszym Narodzie, wtedy właśnie odezwała się idea Ojca Maksymiliana, idea walki z wadami narodowymi. Głębiej i mocniej podjęto ją w ramach Jasnogórskich Ślubów Narodu: „Przyrzekamy Ci wydać najcięższy bój naszym wadom narodowym”.
Jan Paweł II nam, Polakom, jeszcze więcej powiedział o tym, co „poniża nasz Naród, uwłacza jego godności i zagraża jego egzystencji” w przeddzień przedstawienia Ojcu Świętemu pierwszej Księgi Czynów Wyzwolenia do uroczystego pobłogosławienia. Papież się wpisał do tej Księgi w Oświęcimiu, po wyjściu z celi śmierci św. Maksymiliana. Było to 7 czerwca 1979 roku. Księga została uroczyście przedstawiona Ojcu Świętemu nazajutrz, na lotnisku w Nowym Targu. Było to proklamowanie Krucjaty Wyzwolenia.
W formacji Ruchu Światło-Życie, w formacji oazowej, w formacji Służby Liturgicznej, pojawił się jako istotny (i tak konkretny, że nieraz nawet ten przede wszystkim niektórych niepokojący) punkt dziewiąty Drogowskazów Nowego Człowieka: „Nowa Kultura polega na uwolnieniu człowieka od wszystkiego, co poniża jego godność oraz na rozwijaniu wartości osoby i wspólnoty we wszystkich dziedzinach życia; jest ona dzisiaj bardzo potrzebną formą świadectwa i ewangelizacji; moim świadectwem w tej dziedzinie będzie więc ofiara całkowitej abstynencji od alkoholu, tytoniu i wszelkich narkotyków oraz szerzenie kultury czystości i skromności jako wyrazu szacunku do osoby”.
Kultura Nowego Człowieka i Nowej Wspólnoty
2.Nowy Człowiek jakiego formujemy, oddany Chrystusowi na wzór Niepokalanej, ten Nowy Człowiek tworzy Nową Wspólnotę i (z nią, nie sam) szerzy (na zewnątrz tej wspólnoty) Nową Kulturę.
Te trzy punkty docelowe w formacji oazowej – w formacji po prostu chrześcijańskiej, tylko ze szczególnymi akcentami – są ściśle ze sobą powiązane. Tak jest bowiem w Bożym planie, że Bóg wszystko czyni nowe – w nowym Adamie, w Jezusie Chrystusie, stajemy się nowym człowiekiem. Chrystus Pan po to przyszedł, aby dzieci Boże zgromadzić w jedno, uczynić nową wspólnotę. Tą wspólnotą jest Kościół. Chcemy budować ten Kościół jako wspólnotę, która jest coraz głębiej, coraz wyraźniej świadoma istotnej więzi każdego z nas z Jezusem Chrystusem („jeden jest Mistrz wasz, a wy wszyscy braćmi jesteście”) i przez to jako wspólnota dawać świadectwo. Tym świadectwem jest nie tylko słowo, ale styl życia, sposób życia – to co nazywamy nową kulturą.
a) Człowiek w naturze. Sięgnijmy trochę głębiej. Człowiek wyrasta jako syn. W swojej naturze jest synem Boga (nie wiem czyście zauważyli w Ewangelii św. Łukasza w 3 rozdziale – rodowód Jezusa Chrystusa cofa się aż do „Adama, syna Bożego”). Człowiek powraca do początku, jak było w myśli Bożej. Księga Rodzaju mówi nam, że człowiek swą godność ma od Boga. Jest darem od Boga i zadaniem dla siebie, ale i dla drugiego człowieka. Ojciec Święty wykłada to w ten sposób, że cały człowiek jest darem, także w swoim ciele, w swojej męskości i kobiecości. Człowiek uświadamia sobie, że jest darem dla drugiego, osobą odniesioną do drugiego człowieka. Im bardziej człowiek uświadamia sobie, że jest stworzeniem, im bardziej stara się o zbratanie z przyrodą, tym bardziej powraca do planu Boga. To, co czytamy u ks. R. Rogowskiego w jego „Mistyce gór”, powinniśmy zobaczyć dużo szerzej: człowiek im bardziej zanurza się w przyrodzie, tym bardziej powraca do swojej natury nie skażonej grzechem. Im bardziej więc zanurza się w przyrodzie, tym bardziej z przyrodą chwali Pana Boga. I przyroda czeka na człowieka, który w nią się włączy, aby się okazać dla niej synem Boga (pamiętamy ten fragment Listu do Rzymian: „Cała natura wzdycha, aż my się okażemy dla niej dziećmi Boga” – por. 8, 10). Dlatego człowiek w przyrodzie uczy się chwalić Boga całym swoim istnieniem, samym swoim istnieniem. Z nią człowiek przyjmuje swoje istnienie jako dar i zadanie, by oddać siebie Bogu całkowicie, niczego nie zatrzymując po swojemu dla siebie, zdając się na wolę Boga, tak jak się zdaje przyroda. Pan nie będzie niszczył swego dzieła – świata, który oglądamy – z niego ma usunąć wszelkie zło spowodowane przez człowieka.
Człowiek wobec przyrody właśnie ma się okazać synem Bożym, aby ją uwolnić od zepsucia. Najstraszniejszym grzechem jest naruszenie praw Boga w tym wszystkim, co jest dane człowiekowi – nadużywanie swej wolnej woli. Człowiek w harmonii z przyrodą, jest w harmonii także z samym sobą. Dlatego ten, kto tak kochał człowieczeństwo Pana naszego Jezusa Chrystusa, św. Franciszek, był tak bardzo człowiekiem i tak jednoczył się z przyrodą – po bratersku traktował całą przyrodę. W tym modelu człowieczeństwa fascynuje on nie tylko katolików, ale nawet i niewierzących. Człowieczeństwo tak zharmonizowane – to właśnie jest człowiek. Nowe Stworzenie. To jest człowiek w swojej naturze, którą odnalazł przez człowieczeństwo Pana naszego Jezusa Chrystusa. Człowiek, syn Boga: człowiek w planie Boga wśród stworzeń, na powrót wolny od grzechu, zaczyna tak traktować przyrodę i drugiego człowieka – jeżeli tak traktuje siebie samego, jeżeli umie siebie przyjąć z ręki Boga i Bogu siebie oddawać, jak przyroda siebie oddaje.
Kiedy wyjdziesz z wody jeziora, połóż się na trawie, wśród drzew i popatrz, jak drzewa się wznoszą do Pana Boga, i popatrz tak za nimi, i powiedz, jak bardzo jesteś z tej ziemi i z tą ziemią wzniesiony ku Panu Bogu. I obejrzyj się na trawę na prawo i na lewo wokół siebie. Uświadomcie sobie nawet w tej chwili, takim głębokim oddechem, jakiś wielki widok przyrody, która całą swoją naturą chwali Pana Boga. A my musimy się oderwać od grzechu i polecieć jak lotniarz, wznieść się ponad nią, pokonać ciążenie grzechu jak człowiek, który płynie w wodzie. Trzeba tylko jak św. Piotr popatrzeć na Pana Jezusa, wtedy się nie tonie.
Grzech, wspólny wszystkim ludziom, został pokonany przez Syna Bożego, który przyjął na nasz wzór ludzkie ciało. Umarł i zmartwychwstał. Jest wybawienie. Wybawienie pełne. Człowiek przez działanie włącza się w stworzenie i tego uczy nas Sobór w Konstytucji pastoralnej o Kościele w świecie współczesnym, że człowiek okazuje się synem Boga wobec przyrody przez pracę w zjednoczeniu z Chrystusem (por. Laborem exercens). Więcej – przez tę pracę, która jest tworzeniem. Nie wiem, czy zdajemy sobie sprawę, że słowo „kosmos” oznacza ład, piękno. A więc to działanie i poczucie piękna ją przetwarza, aby była jeszcze piękniejsza, przez pracę, przez sztukę. A jeżeli ta sztuka zostaje cała wprost oddana chwale Bożej, czyli sztuka sakralna (drewno zamienione na figurę Chrystusa Pana, cyna przerobiona na organy, kamień na mur kościoła), jeżeli także dźwięk przez człowieka zorganizowany, i ruch człowieka, i słowo człowieka, staje się sakralne w liturgii – to jest to szczyt działania człowieka wznoszącego przyrodę i swoją przyrodzoność do Pana Boga. Można by więc z jednej strony powiedzieć, że sprawowanie Mszy świętej w lesie czy w górach powoduje, że przyroda jest tam wznoszona do Pana Boga. Ale tym bardziej przyroda wciągnięta tutaj, jak np. na Jasnej Górze: popatrzmy na to wszystko, co jest stworzone najpiękniejsze dla człowieka, nawet tarcze żołnierzy i buzdygany, i buławy hetmanów – tu zostały złożone; i drogocenne złote obrączki czy drogocenne rzeczy wytworzone przez ludzi, zostały oddane tutaj. Wtedy człowiek swoją pracą, której szczytem jest sztuka, i sztuką, której szczytem jest liturgia, zwraca całą przyrodę i samego siebie ku Bogu. Bo to nie jest liturgia, kiedy jest muzeum. Tego dowodzi Paweł Florencki, twierdząc, że Ławra Troicko-Siergiejewska nigdy nie będzie mówiła wszystkiego, gdy będzie otwierała tylko muzeum; tam musi być sprawowany ruch i dźwięk, i śpiew, i muzyka. Przestrzeń sakralna, która jest muzeum, nie jest sobą, bo ona jest dla akcji, dla liturgii.
To tyle o człowieku, ciągle w naturze. Szczytem natury jest liturgia. Jest ona też szczytem kultury.
b) Człowiek w kulturze. Chrystus Pan chciał zostać człowiekiem. Chciał stać się Syn Boży człowiekiem bardzo konkretnie. W narodzie żydowskim, w regionie Galilei, w mieście Nazaret (to Mu wypisano w wyroku nad głową), w rodzinie Józefa i Maryi. „Przyszedł do Nazaretu, gdzie się był wychował” (Łk 4, 16) i tam chciał głosić swoje słowo. Był uważany za Galilejczyka. Był – jak mówi św. Paweł w Liście do Rzymian – Żydem wedle ciała, w tamtejszym narodzie.
Nie wiem, czyście zauważyli, że śpiew św. Pawła o głębokości bogactw, mądrości i umiejętności Bożej, o niewyśledzonych Jego drogach, kończy trzy rozdziały Listu do Rzymian (9, 10 i 11), kiedy Apostoł wypowiada troskę o zbawieniu własnego narodu. Pawłowi wtedy wyrwał się z ust okrzyk o przedziwnym planie Boga, kiedy objawiał tajemnicę zbawienia swojego narodu. „Czy aż tak bardzo odpadli?” Twierdził, że jego naród będzie zbawiony, gdy do Kościoła wejdzie pełnia pogan, że jego naród odnajdzie Chrystusa Pana jako Mesjasza. To jest jego najserdeczniejsza tajemnica, jedna z najpiękniejszych wypowiedzi o miłości do własnego narodu, i to do narodu, który właśnie odrzucił Mesjasza.
Popatrzmy jeszcze głębiej. Kiedy prorocy, Ezechiel i Jeremiasz, mówią, że naród powróci na Syjon do swojego miejsca świętego i kiedy Izajasz twierdzi, że powrócą na górę Pana, że naród przeciw narodowi nie będzie się więcej sposobił do wojny – wtedy gdy powrócą na górę Pana, na górę Syjon. Jakim echem tych słów jest wołanie Papieża Pawła VI i Jana Pawła II o to, aby Jerozolima, tak konkretnie – miejsce, gdzie za zbawienie całej ludzkości oddał życie swoje Syn Boży – żeby Jerozolima miała międzynarodowy status, żeby była więc miejscem pojednania i pokoju światowego.
Tu chciałoby się zaczepić o takie rozumienie miłości do swojego narodu, które się wiąże z syjonizmem, czy z chorobliwym nacjonalizmem, depczącym inne narody. Polacy też mieli swoją ideę narodu, która się nazywa mesjanizmem. Nie miała ona na celu pogardzania innymi, przeciwnie: u nas się nawet oddawało życie za wolność naszą i waszą. Dlatego już nikt Polaka nie będzie nastawiał na jakiś antysemityzm, na jakiś antygermanizm, na jakiś antyukrainizm czy wszelkie inne „anty” wokoło, a tym bardziej antyrusycyzm. To będzie najtrudniejsze do pokonania w naszych sercach – boli, dawno boli.
Miłość do Ojczyzny – to zobaczenie swojego narodu w kontekście innych narodów. Przykładem myślenia o swoim narodzie w sposób zdrowy jest Prymas Stefan Wyszyński, który oddanie się w macierzyńską niewolę Maryi rozumiał jako oddanie za wolność Kościoła w naszej ojczyźnie i w innych narodach. W tej samej myśli, co myśl fatimska. Dlatego i Ojciec Święty Jan Paweł II jest tak ceniony przez narody, że uczy jak kochać swój naród, tak bardzo podkreślając swoją polskość. Równocześnie zauważa wszystkie narody, zwłaszcza te, które są zbyt mało widziane na świecie, za mało słyszane.
Myślenie o naszym narodzie mówi nam, że każdy z nas jest tym, w czym został wychowany, uformowany – człowiekiem z dziedzictwem, ze swoją tożsamością, z przynależnością rodzinną do ojcowizny, lokalną do swojej miejscowości skąd jest rodakiem, potem przynależnością regionalną, bo ona też nie jest przeciw komuś, to jest tylko konkretniej przynależność narodowa. Mieszkowi i Chrobremu zawdzięczamy, że dziś w każdym końcu naszej ojczyzny i poza jej granicami są jedno Polacy. W innych krajach ciągle jeszcze odzywają się małe narody, dotąd niezauważane – Baskowie w Hiszpanii, Fryzowie w Holandii. W XXI wieku będą się chyba odzywać jeszcze bardziej. Dlaczego? Dlatego, że różne narody uświadamiają sobie swoją tożsamość kulturową, swoją mentalność wyrażającą się w języku, w twórczości literackiej, ale i we wszelkiej twórczości artystycznej. W tym właśnie wymiarze – w wymiarze kultury – człowiek najbardziej ma poczucie narodowej tożsamości.
Ta tożsamość jest chroniona w szczególności przez powszechny Kościół. To nie jest przypadek, że Pan Jezus powiedział: „Idźcie i nauczajcie wszystkie narody” (Mt 28, 19). W każdy naród wciela się Jego Ewangelia, dlatego Dobra Nowina jest tłumaczona na każdy język. W dzień zesłania Ducha Świętego przedstawiciele różnych ludów zobaczyli Żydów z wieczernika mówiących w różnych językach. Powiedzieli wtedy ,,i myśmy ich rozumieli w naszym własnym języku” (por. Dz 2, 8. 11). Kiedy Ojciec Święty nawiązywał do 500-lecia odkrycia i ewangelizacji Ameryki, w swojej ostatniej podróży apostolskiej, to znów musimy sobie uświadomić, jakie błędy swego czasu popełnił Kościół w swojej misji, nie zakorzeniając się od razu w tych narodach. Nie wiemy, jak wygląda w tej chwili chrześcijaństwo Indian. Ono zostało za bardzo ziberyzowane. Tam dzisiaj mówi się po portugalsku, albo po hiszpańsku, a nie w języku tamtych ludów. Są jeszcze kraje afrykańskie, gdzie oficjalnym językiem musi być angielski. Jak powoli wrasta Kościół, także przez odnowioną liturgię posoborową, w kulturę danego narodu. Dzisiaj polscy misjonarze jezuici nie uczą już – jak zaraz po wojnie próbowali uczyć – śpiewów religijnych na polskie melodie. Dzisiaj Murzyni tylko „egzotycznie” zaśpiewają polską melodię kolędy, bo oni mają swoje własne śpiewy.
To jest kultura. To jest naród. Człowiek będąc w wymiarze natury synem Bożym z całym stworzeniem, w wymiarze kultury właśnie nazywa się synem człowieczym. Jezus Chrystus to podkreśla, że człowiek jest synem człowieczym, w wymiarze kultury. U nas wymiar kultury jest bardzo skonkretyzowany dlatego, że kultura jest narodowa i strzeżona przez Kościół katolicki. Wszystkie narody wchodzą do Kościoła ze swoją kulturą i ta cała kultura jest ogarniana chrześcijaństwem. W Polsce od lat tysiąca, kiedy się pojawiła kultura polska, od razu pojawiła się jako chrześcijańska. Nikt u nas literatury pogańskiej, prasłowiańskiej nie zadusił, bo jej jeszcze nie było. Może jakieś melodie prasłowiańskie ostały się w naszych najstarszych śpiewach, może w naszych tańcach, może w naszych jakichś pradawnych obrzędowych zachowaniach, nie wiemy tego. Niewiele wiemy. Kiedy nasz naród wszedł między inne narody, na arenę dziejów, wtedy wszedł jako chrześcijański. Kultura polska jest od tysiąca lat chrześcijańska. Stąd „Tygodnie Kultury Chrześcijańskiej” nie są wycinkiem kultury polskiej, są głównym nurtem kultury polskiej.
c) Człowiek wiary. Człowiek stał się „synem w wierze”, w Kościele, dzięki bardzo konkretnym ludziom, jak Tymoteusz, któremu św. Paweł zaraz na początku Drugiego Listu przypomina matkę i babkę, od których wiarę otrzymał. A o sobie samym Paweł mówi do Tymoteusza – „jesteś moim ukochanym dzieckiem w wierze” (w. 2, 1). Człowiek, który w Kościele przez konkretnych ludzi otrzymał wiarę, gdy wchodzi w dojrzałe życie chrześcijańskie jest coraz bardziej zobowiązany przywracać Bogu każdego człowieka do jego człowieczej godności „syna Bożego” i przywracać Bogu każdego człowieka w jego kulturze, w jego narodowym myśleniu, aby był „synem człowieczym” w Chrystusie.
To jest właśnie nasze zadanie, zadanie Nowego Człowieka, w Nowej Wspólnocie otwartego na Nową Kulturę. Gromadzimy ludzi we wspólnocie Kościoła świętego. Nie są to jakieś wspólnoty w ogóle, ale są to wspólnoty osób i rodzin we wspólnocie wspólnot, jaką jest parafia, jaką jest diecezja, jaką jest Kościół danego narodu, jaką jest Kościół Powszechny. Gromadzimy ludzi, aby nieść Nową Kulturę tym, którzy jeszcze do Nowej Wspólnoty nie należą.
Chrześcijanin sam jest uczniem Chrystusa, staje się bratem innych uczniów Chrystusa i wobec tych, którzy nie są jeszcze uczniami Chrystusa, staje się sługą, poświęca się diakonii, oddaje się posłudze. Nie może człowiek pozostać w swojej nowej wspólnocie i cieszyć się, że dobrze jest nam razem. Nawet jego modlitwa jest już jego formą diakonii na zewnątrz. Modlitwa ma charakter wstawienniczy, ekspiacyjny. Przypomnijmy sobie – gdy nawet nie bardzo to rozumiemy w Kościele, gdy zaginął wymiar społeczny odpowiedzialności w Kościele – jak Pan Jezus domagał się od św. Małgorzaty Marii czci Najświętszego Serca, żeby każdy człowiek miłował Serce Pana Jezusa, odpowiedział miłością za tych, którzy obrażają to Serce, znieważają Je zapomnieniem, opuszczeniem, wzgardą, grzechami. W tym właśnie sensie Nowy Człowiek, tworzący Nową Wspólnotę, musi jak najprędzej z całą tą wspólnotą wyjść z pobożnego getta i zauważyć biedę ludzi, którzy we wspólnocie nie są. I stanąć przy nich solidarnie ze wszystkimi konsekwencjami tego, że ci ludzie mogą go odrzucać. Jest w brewiarzu taki wstrząsający tekst św. Augustyna „O pasterzach” – komentarz do setnej owieczki, który tu parafrazuję:
- Czego ode mnie chcesz, po co za mną chodzisz?
- Będę chodził za tobą, bo mi zależy na tobie. Bo zginiesz.
- Chcę sobie zginąć. Dobrze mi z tym. Odczep się ode mnie.
- Nie dam ci spokoju. Będę za tobą chodził.
Natarczywość tego, kto niesie Ewangelię, jest natarczywością samego Pana Jezusa Chrystusa, który stoi u drzwi i puka.
Podnieść człowieka poniżonego
3.Jakaż jest forma naszej diakonii, jak Ruch Światło-Życie widzi to zadanie? Znowu potrójnie.
a) Diakonia nasza to jest na pewno najpierw diakonia modlitwy: wstawienniczej i pokutnej, ekspiacyjnej; nie ma w Ruchu Światło-Życie spotkań modlitewnych samych dla siebie, samych w sobie. Kiedy oazy modlitwy zaczynały się w Ruchu Światło-Życie, miały za zadanie przede wszystkim otoczyć modlitwą plan Wielkiej Ewangelizacji Ad Christum Redemptorem i szerzenie Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Nie może być modlitwy samej dla siebie.
b) Ewangelizacja. Modlitwa przygotowuje grunt dla ewangelizacji. Ewangelizacja Ad Christum Redemptorem niesie człowiekowi Ewangelię o jego godności, o tym, że jest dla niego miejsce w Bożym planie, że jest on kimś ważnym dla Boga. Zaraz za tym niesie moc, moc wyzwalającą. To nie jest tylko radosne słowo o wyzwoleniu. Ewangelia św. Marka zaczyna się od tego podziwu: „Nowa jakaś nauka z mocą” (1, 27). Złym duchom rozkazuje, burze ucisza, przywraca do zdrowia chorych, umarłych wskrzesza. To jest „nauka z mocą”.
c) Dlatego w ślad za głoszeniem Ewangelii idzie posługa wyzwolenia. Ta posługa wyzwolenia dotyka przede wszystkim tych zniewoleń, które wynikają z tego, co byśmy musieli nazwać grzechem społecznym, złem społecznym na naszej ziemi, które zniszczyło ludzi, które ludzi w niewoli trzyma i następnych wciąga.
Człowiek nowy, kierujący się godnością syna Boga, tożsamością syna człowieczego, oparciem syna w wierze, ten człowiek odbija się na tle społeczeństwa, kontrastuje z nim. Człowiek nowy widzi przede wszystkim szczególnie wyczulonym i odpowiedzialnym wzrokiem. Patrzy oczyma Jezusa Chrystusa z Krzyża. Patrzy szeroko, jak patrzy Jezus Chrystus, z otwartymi nie tylko oczyma z Krzyża, ale i otwartym sercem na Krzyżu i biegnie do tego człowieka, któremu jest najgorzej w tej chwili, który jest najbardziej zniewolony, który jest najbardziej poniżony w swej godności. Do człowieka, który jest poniżony w swej godności przez szatana. Szatan jest wrogiem prawdy, dlatego człowiek jest poniżony przez szatana zakłamaniem, półprawdami. Przeróżną propagandą, która nie wierzy, że człowiek, że masy ludzkie mogą mieć swoje zdanie i swoje myślenie. Człowiek wyzwala się z nieprawdy przez głoszenie z miłością prawdy, choćby bolesnej, choćby trudnej do przyjęcia.
Po drugie, człowiek nowy z całą swoją wspólnotą otwiera się na ludzi i zauważa tych ludzi, którzy są w lęku, ponieważ są sami. Są porzuceni na żer ludzi złych. Dlatego są zalęknieni, że nie mają w nikim oparcia. To widać we wspólnotach studenckich, jak garną się do wspólnoty ludzie, którzy nagle znalazłszy się w środowisku nowym, nie mają gdzie się obrócić i nie bardzo wiedzą z kim tu nawiązać kontakt. Są wystawieni na żer różnych ludzi – i tych okłamujących, i tych gorszących, i tych wciągających w takie czy inne środowisko. Są wystawieni jak ci, „których nikt nie najął”, są do ,,najęcia” dla każdego. Wystarczy tak patrzeć na człowieka młodego, który jest otwarty na wszystko, wszystkiego jest ciekaw i wszystko przyjmuje, chłonie całym sobą, całą młodzieńczą, „naiwną” prostą otwartością to, co pierwsze mu zostanie pokazane, dobrze zareklamowane.
Nie „musisz” – „jeśli chcesz”
4.W Kościele Bożym człowiek nigdy nie słyszy „musisz”, słyszy: „jeśli chcesz”. Godność woli człowieka jest ciągle podnoszona. Tak ukazać człowieka człowiekowi nawet bardzo zniewolonemu, nawet bardzo zalęknionemu: nie musisz, nie musisz, niczego nie musisz. Tylko się kieruj swoim sumieniem, swoim rozeznaniem prawdy, swoim rozeznaniem dobra. Niczego nie musisz i nikt cię w niczym nie będzie straszył. Ja jestem przy tobie, ja ci pomogę. My jesteśmy przy tobie. Jak będzie trzeba, to pójdziemy do biskupa w twojej sprawie. Nie jesteś sam. Biskup cię osłoni. To biskup dzisiejszej Polski wie, że być biskupem, czyli stróżem, to jest dać swoje nazwisko każdej dobrej sprawie, osłonić ją swoim nazwiskiem. Nie jesteś sam. Nie musisz się bać. Staniemy za tobą, staniemy przy tobie. W Kościele nie musimy działać rozpaczliwie – w lewo, w prawo, w bok – tylko po prostu.
Na tym tle widzimy i ten grzech świata, który chce naszemu narodowi odebrać bardzo wyraźnie jego wolność. Bo człowiek uległy alkoholowi jest coraz bardziej bezwolny, podległy manipulowaniu najpierw tych, którzy mu alkohol dają, a potem każdego. Człowieka wyzwolić może tylko ten, który mówi: Popatrz, ja nie muszę. Popatrz, może być taki człowiek, który nie musi. Ja też jestem słaby człowiek. Ja też kiedyś myślałem, że muszę. Kiedyś tak myślałem, jak ty. Nie dlatego, że musiałem sobie wypić, tylko dlatego, że musiałem u kulturalnego gospodarza kulturalnie sobie wypić, bo częstował. Nie muszę. Tu się człowiek kieruje sumieniem, tu się człowiek kieruje rozeznaniem, jakie ma w sobie.
Pomocna, braterska, solidarna ręka
5.I wreszcie w to wchodzi obrona życia i obrona godności osoby. Osoby nawet najmniejszej. To, co Ojciec Święty mówił zarówno w programie dla młodzieży na Jubileuszu Młodych: „Nie żyje się dla kultury śmierci”, jak i potem, zwracając się do Katholikentagu niemieckiego. To, o czym mówił w Niepokalanowie, co nazwał odpowiedzią obrony życia przez Ojca Maksymiliana na cywilizację zagłady, to jest właśnie to. Każde życie, także nienarodzone życie, ale i takie życie jak ks. Jerzego Popiełuszki i każde życie, nawet tylko naruszone pobiciem człowieka – jest do obrony przez ucznia Chrystusowego. Przypomnijmy sobie Mojżesza: „Dlaczego bijesz brata swego?” Dlaczego bijesz brata twego?
Obrona życia w tym bardzo szerokim kontekście oznacza obronę narodu, ale i każdego człowieka dlatego, że jest człowiekiem.
Właśnie wymiar życia sięga głębiej niż wymiar kultury. My z jednymi ludźmi jesteśmy bliżej, bo jesteśmy współsynami wiary, z drugimi ludźmi jesteśmy blisko, bo jesteśmy razem „synami człowieczymi” w jednym narodzie. Z innymi ludźmi mamy solidarność dlatego, że jesteśmy razem z nimi „dziećmi Boga” w naszej naturze, w naszym człowieczeństwie, że jesteśmy stworzeniem Boga. To jest to wielkie braterstwo, do którego każdy z nas jest stworzony. Dlatego Krucjata Wyzwolenia Człowieka to jest pomocna ręka, braterska, solidarna ręka, która człowiekowi pomoże wydobyć się, powstać i wybić się na własną godność.
Chrystus Pan oczekuje od nas takiego czynu wyzwalającego. Najpierw modlitwy wstawienniczej i ekspiacyjnej, potem na pewno czynu ekspiacji, pokuty społecznej za ten grzech społeczny, jaki jest w naszym narodzie. Św. Paweł wołał, że wolałby być odrzucony, byleby wszyscy bracia z jego narodu powrócili do Chrystusa. Chrystus Pan oczekuje, że Ruch Światło-Życie przez Krucjatę Wyzwolenia Człowieka właśnie to uczyni dla Narodu. Taka jest nasza diakonia. Taka jest nasza posługa. Po to stajemy się Nowym Człowiekiem, po to tworzymy Nową Wspólnotę, aby szerzyć Nową Kulturę.
Przestrzenie posługi Krucjaty
6.Jakie więc tematy powinny dojść do głosu w przyszłym roku naszej pracy?
Jako szersze tło – Krucjata, której szczególnym wyrazem będzie nasza abstynencja. Abstynencja, która musi w tym roku objąć wszystkich poczuwających się do tożsamości z Ruchem Światło-Życie. Tym bardziej, że wychodzi już Krucjata na zewnątrz, poza Ruch.
a) Kultura narodowa. To jest pierwszy wielki temat. Co my w naszych wspólnotach czynimy dla kultury narodowej? Co my czynimy dla zakorzenienia się Ewangelii w narodzie polskim dzisiaj, w tej sytuacji narodu? Jak Kościół podtrzymuje tożsamość kultury narodowej i to tę chrześcijańską tożsamość, która jest od tysiąca lat. To jest wielkie zadanie. O tym trzeba będzie dużo mówić.
b) Temat drugi, choć powinien być w kolejności pierwszy – diakonia obrony życia i to w rozszerzonym zakresie. Nie tylko obrona nienarodzonych, ale także obrona osoby ludzkiej wobec wszelkiego poniżania jej godności, samoponiżania (jak narkomania) i obrona rodziny.
c) A wreszcie to szczególne zadanie, jakie najostrzej się rysuje w naszym narodzie na skutek zagrożenia alkoholem. To jest główny nurt Krucjaty Wyzwolenia Człowieka i to będzie główny nurt naszej pracy. Co robić dla uratowania narodu przed biologicznym zniszczeniem przez alkoholizm? Najpierw musimy się przypatrywać zagrożeniu alkoholizmem, żeby je dobrze znać. Pozytywne wzorce, które będą musiały być propagowane przez Krucjatę, przez cały Ruch Światło-Życie, to wzorce kultury czasu wolnego. Już są doświadczenia wesel bezalkoholowych, bardzo udane – ale na to muszą być wypracowane programy. Jest ktoś, kto się tym specjalnie zajmuje. Następnie wzorce spędzania wolnego czasu, jakie znało harcerstwo, w tym najlepszym nurcie.
Wreszcie tutaj powinno się znaleźć to, co z pewnym zespołem specjalistów lekarzy nazwaliśmy tak: „Kultura osobista i wzajemna dojrzałej kobiety i dojrzałego mężczyzny”. Mówiąc inaczej – kultura seksualna. Bo to nie jest problem skromności stroju, ale to jest po prostu problem godności i właściwości modeli bycia mężczyzną i bycia kobietą. W tej dziedzinie może najgłębiej sięga zniewolenie. Zniewolenie, nawet manipulowanie przez reklamę czy propagandę, przez kulturę masową i przez prywatnych gorszycieli. W różnych modelach bycia kobietą i bycia mężczyzną działają wielkie siły przeciwne godności osoby ludzkiej, wchodząc w kręgi ludzi, chrześcijan, którzy nawet nieświadomie mogą im ulegać.
Te problemy będą musiały być poruszone w pracy rocznej 1985/86 Ruchu Światło-Życie (którą podejmiemy pod hasłem Nowa Kultura) i tych środowisk, w których rozwija się Krucjata Wyzwolenia Człowieka.