Znali osobiście sługę Bożego ks. Franciszka Blachnickiego, byli w pierwszym w Polsce kręgu Domowego Kościoła, prowadzili rekolekcje. Elżbieta i Stefan Ogrodnikowie swoje życie związali z posługą dla drugiego człowieka.
Elżbieta Ogrodnik dzieli swoje małżeństwo na dwa okresy. Pierwszy bez Domowego Kościoła i drugi po wejściu do wspólnoty. Dziś jest sama, bo mąż Stefan odszedł do Pana w 2001 roku. Opowiadając o tym, co przeżyli razem mówi, że ich życie nabrało pełni i stało się naprawdę szczęśliwe dopiero wtedy, gdy Pan Bóg postawił na ich drodze Ruch Światło-Życie. O tym doświadczeniu pani Elżbieta dawała świadectwo w parafii św. Józefa w Lublinie podczas rejonowego dnia wspólnoty.
Ona towarzyska, chętna do spotkań ze znajomymi, otwarta na ludzi. Do tego trochę bałaganiara. On samotnik, raczej zamknięty na gości, do tego pedantycznie dbający o porządek. Czy ich małżeństwo przetrwałoby, gdyby nie spotkali ks. Blachnickiego?
W 1974 roku, kiedy wypoczywali na wakacjach w Małem Cichem, widywali grupę młodzieży z księdzem. Rozśpiewaną, rozmodloną, radosną.
– Stefan podszedł do księdza, który był z młodzieżą, z pytaniem, co to za wypoczynek, bo my bardzo chętnie wysłalibyśmy córki na podobne wakacje. Usłyszał wtedy pytanie: skąd państwo są? Z Lublina. To świetnie się składa, bo tam jest centrala Ruchu Światło–Życie. Podaliśmy nasz numer telefonu i usłyszeliśmy, że ktoś się z nami skontaktuje – opowiada pani Ogrodnik.
Początek tekstu opublikowanego w lubelskim dodatku „Gościa Niedzielnego”. Przeczytaj całość.