Przed nami pierwszy tydzień listopada. Ważny czas modlitwy za Kościół cierpiący – naszych braci i siostry przebywających w czyśćcu. Brzmi pięknie, ale o co w tym chodzi? Co robią dusze w czyśćcu? Na czym polega pomoc dla nich? Do końca tego nie zrozumiemy, ale warto spróbować zrozumieć więcej, wyjść z utartych schematów.
Zapraszamy do lektury fragmentu rozmowy ks. Grzegorza Strzelczyka z Szymonem Hołownią[1].
Jak myślałem kiedyś o czyśćcu, to ukułem sobie takie porównanie, że to jest tak, jakbyś czekał na lotnisku na kogoś, kogo kochasz, i wiedział, że strasznie dałeś ciała. Że potwornie nabałaganiłeś i wiesz, że ten ktoś przyleci i pewnie ci przebaczy. Ale to, co przeżywasz, stojąc i czekając, to jest czyściec. To jest konfrontacja miłości gotowej do przebaczenia ze świadomością, jak bardzo dałeś ciała.
Wiesz co, jeden element bym zmienił w tym obrazie, a mianowicie, ta osoba już wysłała SMS-a z przebaczeniem. Ty już wiesz, że przebaczyła, już nie ma niepewności, czy to zrobi. Tylko że wobec tej świadomości to jeszcze bardziej urosło. Bo wiesz, że ci przebaczyła nie dlatego, że coś zrobiłeś, nie dlatego, że przepraszałeś. Przebaczyła z wielkoduszności. […]
Wracając do samego czyśćca i do jego obrazów. One jednak są bardzo ważne w naszym przeżywaniu religijności. Jak popatrzysz na to, co się mówi, co sięśpiewa i o co się modli w wielu kościołach, to można sobie wyobrazić czyściec jako takie wielkie grillowanie tych grzeszników, do których raz na jakiś czas, przy okazji wielkich świąt kościelnych albo odmówionych różańców, wpada Matka Boska ze szlauchem z zimną wodą. To wtedy po prostu paruje, jest chwila ulgi, ale później znowu się rozkręca. Obraz ognia, to po pierwsze, obraz udręki – te wszystkie duszyczki czyśćcowe, które przychodzą do nas, machają kajdanami i mówią: »Za mnie się módl«, i generalnie my się ich prawie boimy. To jak to jest? Ten czyściec, o którym mówimy teraz i o którym słyszymy, i śpiewamy, to jest przedpiekle, a nie czyściec.
Pozytywnym, acz nie bezbolesnym, co do tego się jednak zgódźmy. To jednak nie jest takie »fiu, fiu, fiu«. To boli. Zderzenie się z przebaczającą miłością sprawia, że muszę wyskoczyć z egoizmu, co może być jednak trochę nieprzyjemne. Natomiast skąd te obrazy? Z jednej strony oczywiście jest słuszne przekonanie, że to nie jest prosty proces, że to kosztuje. Ale z drugiej strony wdzierała się potężna pokusa duszpasterska, żeby uczynić z lęku przed czyśćcem narzędzie wychowawcze. Żeby zdrowo czyśćcem postraszyć: »Człowieku, jak się nie będziesz dobrze nawracał i pokutował za swoje grzechy, to cię tam dorwą. A jak będziesz ładnie pokutował i ładnie tutaj się nawracał – może cię to ominie«. To jest sposób na motywowanie tych, którzy żyją. Tyle że znowu trochę jednak perwersyjne.
No bo to jest więzienie.
Tak.
To jest resocjalizacja, ale cały czas w tych obrazach czyśćca pojawia się jednak płomień, coś, co pali. Pamiętam, że w Meksyku widziałem takie figury – w kościołach tam są prawie wszędzie – półnagiego faceta, który wyłania się z czary ognia, i na dole ten facet ma dziurkę, żeby wrzucać pieniądze na mszę dla zmarłych.
Metafora oczyszczania złota w tyglu. Ona ma korzenie biblijne, wyrasta stamtąd i jest też bardzo fajna, w tym sensie, że tam są dwie rzeczy jednocześnie. Proces, w który ktoś musi tchnąć energię z zewnątrz, bo złoto się samo nie oczyści. Ktoś musi pod tyglem podpalić, skądś musi iść energia.
Pan Bóg podpala?
Pan Bóg i inni. Ich dobro.
Swoim spojrzeniem.
Modlimy się za tych, którzy są w czyśćcu, prawda? Czyli pompujemy do nich dobro, to znaczy podgrzewamy ich tam. […]
Inne porównanie: dziecko wraca z podwórka, w ruch idzie szczotka ryżowa, matka przykłada energię, zeskrobuje błotko z dziecka, żeby mogło usiąść do kolacji.
Dokładnie. Człowiek, który umarł, jest dość mocno bezradny, jeżeli chodzi o produkcję dobra. On nic nie może.
Dlaczego? A w czyśćcu nie może być fajny dla innych?
Czyściec to jest wydarzenie, które się dokonuje indywidualnie.
Czyli ten moment oczyszczania jest indywidualny, każdy jest w tym sam.
Tak, dlatego że to jest jeszcze jego własna droga. Jeszcze nie ma Sądu Ostatecznego. Dopiero przyjdzie. Wymiar pełnej wspólnoty jest możliwy właśnie dlatego po oczyszczeniu każdego.
Zatem człowiek w czyśćcu musi zostać dopompowany przez innych. I to jest chyba następny wymiar bólu: bezradność wobec Boga z jednej strony i wobec ludzi z drugiej strony.
Człowiek teraz myśli sobie tak: »Kurczę, ci moi krewni, jednymi gardziłem, innych krzywdziłem, innych olewałem, teraz się za mnie modlą i gdyby nie to ich dobro, to ja bym tu tak siedział«…
Wszystko jasne, ale dlaczego Pan Bóg nie może uzupełnić tej kwoty, której brakuje? Dlaczego stoi i się przygląda, i oczekuje, że my się będziemy modlić za tych zmarłych, że my będziemy zamawiać te msze, że my będziemy wpompowywać, jak mówisz, wdmuchiwać to powietrze, które ten proces przyspieszy? Dlaczego On nie może spłacić naszych długów?
Bo, po pierwsze, już to zrobił w Chrystusie, to znaczy ten proces byłby w ogóle niemożliwy bez Wcielenia, bez Chrystusa, bez śmierci, bez Zmartwychwstania. Po drugie, podstawowe dopompowanie to jest właśnie to dokonane przez Chrystusa. Po trzecie, my jednak jesteśmy w relacjach z innymi. Wyłączenie innych z tego procesu byłoby trochę dziwne. To jest ludzkie, to znaczy nam brakuje l u d z k i e g o dobra wypracowanego wewnątrz relacji z innymi. Dobro przychodzi zatem także z tych relacji.
A jak się ktoś nie modli za dusze w czyśćcu cierpiące, to co z tymi duszami?
To robi to za niego Kościół. Proszę zwrócić uwagę, że my jednak uparcie i z wielkim zacięciem modlimy się w każdej Eucharystii za wszystkich zmarłych.
[1]Ks. Grzegorz Strzelczyk w rozmowie z Szymonem Hołownią, Niebo dla średnio zaawansowanych, Kraków: Znak 2013, s. 51, 53-54, 55-56; książka powstała na podstawie programu Gotowi na śmierć? emitowanego w Religia.tv.