Realizowany obecnie etap reformy obrzędów Mszy Świętej różne wzbudza reakcje ze strony kapłanów i wiernych. Warto w związku z tym przytoczyć wypowiedź Papieża Pawła VI na ten temat: Reforma jest krokiem naprzód w realizacji autentycznej Tradycji Kościoła. Jest ona dowodem wierności nauce Kościoła i wyrazem jego witalności. Tę reformę powinniśmy wszyscy chętnie przyjąć. Nie jest ona aktem samowoli wątpliwej wartości ani nieobowiązującym eksperymentem. Reforma nie jest improwizacją grupy dyletantów. Jest ona ustanowiona przez Kościół, starannie przemyślana przez poważnych czcicieli św. liturgii, poprzedzona długimi studiami i dyskusjami. Czynimy dobrze przyjmując ją z radosnym zainteresowaniem i chętnie oraz z gotowością wprowadzając w życie. Reforma ta kładzie kres niepewnościom, dyskusjom i samowolnym nadużyciom. Wypowiedź ta przynosi odpowiedź na pytanie stawiane przez wielu: Czy to już nareszcie będzie koniec z tymi zmianami? Czy tak już pozostanie? Odnowa liturgii zgromadzenia eucharystycznego, od kilku lat etapami przygotowywana i realizowana, została zasadniczo ukończona z chwilą promulgowania przez Pawła VI Mszału rzymskiego odnowionego z polecenia II Soboru Watykańskiego, który wszedł w miejsce dokładnie 400 lat obowiązującego Mszału rzymskiego Piusa V, odnowionego z polecenia soboru trydenckiego. Trzeba tu jednak przestrzec przed możliwym nieporozumieniem, jakoby dzień 29 listopada, jako data obowiązkowego wprowadzenia w Polsce odnowionego porządku mszy, był punktem docelowym reformy liturgii mszalnej, po osiągnięciu którego będziemy tę sprawę mieli już zasadniczo poza sobą. W rzeczywistości bowiem zewnętrzna zmiana obrzędów, w duchu posłuszeństwa przyjęta i zastosowana przez ogół kapłanów polskich, wprowadzi nas dopiero naprawdę w bogatą i skomplikowana problematykę teologiczno – pastoralna liturgii, nad rozwiązaniem której będziemy się musieli głowić i trudzić jeszcze długo i rzetelnie.
1 Należałoby tu krótko wyjaśnić, pod jakim kątem chcemy rozwiązać tu zagadnienia nowej liturgii. Nie chodzi więc o problemy techniczno – organizacyjne tzw. „duszpasterstwa”. Teologię pastoralną pojmuje się dzisiaj jako naukę o urzeczywistnieniu się Kościoła we współczesnym świecie, jako naukę, która ustala zasady i wskazania, co i jak należy czynić dzisiaj, aby Kościół stawał się i rozwijał jako Kościół żywy, będący zrealizowaną w jakimś stopniu wspólnotą z Ojcem przez Chrystusa w Duchu Świętym, tworzącą równocześnie braterską wspólnotę międzyludzką w widzialnej wspólnocie Kościoła lokalnego. Ta wspólnota ukazuje się i urzeczywistnia przede wszystkim w znaku zgromadzenia liturgicznego, szczególnie eucharystycznego, które tak rozumiane znajduje się w centrum zainteresowania teologii pastoralnej. W tym właśnie kierunku wyraźnie zwraca zainteresowanie pastoralistów Instrukcja o należytym wykonywaniu Konstytucji o liturgii świętej z września 1964 r.
Zastanawiając się nad drogami wiodącymi do osiągnięcia przez liturgię tego celu, dochodzi myśl teologiczno – pastoralna do kluczowego zagadnienia, wyrażającego się w znanej antynomii pomiędzy literą a duchem, w myśl Pawłowego stwierdzenia: „…Litera bowiem zabija, Duch zaś ożywia” (2 Kor 3, 6), będącego echem słów Chrystusa: „Duch daje życie; ciało na nic się nie przyda” (J 6, 63).
Odwieczny to problem wszelkiej religii. Chce ona zawsze zbliżyć ludziom Rzeczywistość pozaświatową, nadprzyrodzoną, pojmowaną osobowo, której nie można wyrazić i przekazać inaczej, jak w znakach i symbolach, rytach i obrzędach, w słowach wyrażających etyczne nakazy i zakazy oraz prawdy doktryny. Te elementy zaś, jeżeli nie są ukazywane jako misterium, jako sposoby objawiania się, obecności i wzywania osobowego Boga i nie są z drugiej strony przyjmowane jako sposoby osobowego udzielania się Boga, a więc w wierze i miłości – stają się właśnie bezduszną literą, skostniałą rutyną obrzędów oraz prymitywną magią, suchym dogmatyzmem i doktrynerstwem.
Centralnym problemem odnowy liturgicznej jest osiągnięcie tego, by kapłani, którzy w pierwszym rzędzie są odpowiedzialni za sprawowanie liturgii, poprawnie odczytali istotną treść znaków odnowionej liturgii, a zwłaszcza centralnego znaku samego zgromadzenia eucharystycznego.
Wierni dopiero wtedy będą uczestniczyli owocnie w liturgii, gdy odpowiednio głoszone słowo rozbudzi ich osobową wiarę, bowiem uobecniona sakramentalnie we Mszy Św. ofiara Chrystusa, jak przypomina za św. Tomaszem z Akwinu instrukcja O kulcie tajemnicy eucharystycznej z 25.05.1967, skutek swój osiąga tylko w tych, którzy przez wiarę i miłość łączą się z męką Chrystusa… Im zaś wychodzi na korzyść mniej lub więcej w miarę ich pobożności.
Piszącemu te słowa nieraz opadały bezsilnie ręce, gdy na kursach liturgicznych w różnych diecezjach stawał w obliczu setek kapłanów wyrwanych na jeden dzień lub kilka godzin z zagonienia codziennej pracy parafialnej i katechetycznej, z zadaniem wprowadzenie ich jednym czy drugim wykładem w całe bogactwo i w całą głębię teologiczną nowych dokumentów liturgicznych. Jak tu rozbić zastarzałe schematy potrydenckiej katechezy eucharystycznej, która niegdyś może stanowiła użyteczne narzędzie w zwalczaniu aktualnych błędów reformacji, która jednak nigdy nie zamierzała przedstawić całego bogactwa Tajemnicy eucharystycznej? Jak przełamać rutynę „odprawiania” liturgicznych obrzędów w przesadnym i jednostronnym zaufaniu w ich skuteczność „ex opere operato”, bez faktycznej troski o osobowe zaangażowanie wiary uczestników? Jak przekazać nowy obraz Kościoła z konstytucji „Lumen gentium”, stanowiący właściwy obraz wiodący odnowy liturgii i stwarzający jedynie przystęp do jej zrozumienia?
We wspomnianej instrukcji O kulcie Tajemnicy eucharystycznej, która miała przygotować grunt pod odnowę liturgii mszalnej, czytamy: „By tajemnica eucharystyczna przenikała z wolna umysły i życie wiernych, niezbędna jest odpowiednia katechizacja”. Zadanie to, którego dotychczas z tych czy innych powodów nie mogliśmy podjąć, musi jednak zostać wykonane prędzej czy później, jeżeli odnowa liturgii ma pójść w głąb i przynieść oczekiwane owoce.
2 Głębokie wniknięcie w ducha odnowionej liturgii jest konieczne już w przygotowywanie pewnych zewnętrznych elementów potrzebnych do jej sprawowania. Należą do nich przede wszystkim teksty liturgiczne oraz przestrzeń sakralna, która należy w naszych kościołach odpowiednio zorganizować oraz przystosować do wymogów nowych obrzędów.
Teksty liturgiczne są zasadniczo przygotowywane przez Kongregację dla Kultu Bożego i zatwierdzane oraz promulgowane przez Ojca Świętego dla całego Kościoła. Naszym zadaniem jest ich wierne oddanie w języku polskim i dokonanie w nich odpowiednich i koniecznych adaptacji. W dokonywaniu zaś tej pracy potrzebne jest to samo poczucie odpowiedzialności, jakie cechuje twórców rzymskich dokumentów odnowionej liturgii.
Dnia 06.04.1969 r. po długich i żmudnych pracach przygotowawczych, zostało promulgowane nowe „Ordo Missae” i w jego ramach podstawowy dokument określający zasady i szczegóły odnowionej liturgii mszalnej zatytułowany: „Institutio generalis Missalis romani” (Wprowadzenie ogólne Mszału rzymskiego).
Pełne wydanie nowego mszału z tego roku przynosi w tymże dokumencie już przeszło 30 poprawek w stosunku do wydania sprzed roku! Niektórzy wyrażają zdenerwowanie z tego powodu. Wydaje się jednak, że wyrażająca się w tych udoskonaleniach bezwzględna wola do jak najlepszego wykonania dzieła reformy, uwzględnienia wszelkich uwag rozumnej i uzasadnionej krytyki, wola świadcząca o poczuciu odpowiedzialności wobec przyszłych pokoleń, którym ma służyć ta największa w dziele Kościoła reforma liturgii, zasługującej na podziw i uznanie. W tej sytuacji trudno byłoby naszym istniejącym przekładom tekstów liturgicznych, nazywanym przeważnie w pośpiechu i przy bardzo prymitywnym zapleczu organizacyjno-wydawniczym, przyjąć walor ostateczności i niezmienności. Raczej, i takie jest zdanie chyba wszystkich liturgistów, należy widzieć w przekładach dotychczasowych przekłady tymczasowe, nastawiając się na to, że przekłady stałe otrzymamy dokładnie przy ostatecznym wydaniu ksiąg liturgicznych, zwłaszcza mszału, za kilka lat i zakładając, że to wydanie poprzedzi jeszcze wyczerpująca i gruntowna dyskusja pomiędzy kompetentnymi specjalistami w skali ogólnokrajowej. Dlatego też każdy, kto dziś narzeka na wadliwość i niedoskonałość przekładów tekstów liturgicznych, a takich jest wielu, może spokojnie przesłać swoje uwagi, byle rzeczowe i uzasadnione do Komisji Liturgicznej Episkopatu, która, o ile mi wiadomo, chętnie tego rodzaju sugestie przyjmuje.
Odnośnie do przystosowania wnętrz kościoła do sprawowania odnowionej liturgii, trzeba przyjąć, że w ogromnej większości kościołów w dniu 29 listopada zostaną zastosowane rozwiązania tymczasowe. Chyba tak jest dobrze i fakt ten nie budzi zastrzeżeń. Niepokoją jednak dość często już spotykane adaptacje trwałe i kosztowne a zrobione bez znajomości odnośnych przepisów i nieraz bez elementarnego wyczucia liturgicznego.
Funkcjonalność liturgiczna przestrzeni sakralnej musi być punktem wyjścia wszelkiego projektowania, a nie czymś, co się na końcu uzupełnia!
Nie zapomnę wrażenia, jakie zrobiło na mnie prezbiterium bazyliki Św. Witalisa w Rawennie, zachowanej od VI wieku, które miałem możność oglądać przed kilku miesiącami wraz z przeszło dwustu uczestnikami pielgrzymki kapłanów, byłych więźniów Dachau, do Rzymu. Jeden z księży zapytał spontanicznie: czy tak to zostało zrobione po soborze? Nie mogłem oprzeć się pokusie, aby mimo odgradzającej bariery zająć miejsce przeznaczone dla celebransa za ołtarzem, pośrodku absydy. Co za wyczucie proporcji, co za zmysł psychologiczny, jak wspaniale z tego miejsca można było nawiązać wzrokiem, słowem i gestem osobowy kontakt z całym zgromadzeniem! Co za wymowna symbolika: Chrystus – Pantokratora ze wspaniałej mozaiki u góry ogarniający i koncentrujący w sobie wszystko, a pod spodem Jego żywy znak i reprezentant: biskup w otoczeniu swego prezbiterium przewodniczący eucharystii.
Tak, nasi ojcowie mieli jasną wizję zgromadzenia eucharystycznego jako znaku będącego objawieniem, epifania tajemnicy Kościoła, wspólnoty braterskiej w Chrystusie i w Duchu Świętym. Bez takiej teologicznej wizji nie można należycie rozwiązać zadania zorganizowania przestrzeni sakralnej w nowych i starych świątyniach.
3 Sprawowana już w wielu kościołach według nowych przepisów liturgia słowa wygląda często następująco: po odmówieniu lub odśpiewaniu kolekty, celebrans przechodzi na ambonę lub do pulpitu i zaczyna odczytywać kolejno: pierwsze czytanie, psalm responsoryjny, drugie czytanie, Alleluja z wersetem, Ewangelię, po czym wygłasza kazanie, po którym odmawia jeszcze ze wszystkimi Wierzę i odczytuje wezwania Modlitwy powszechnej. Taki sposób sprawowania liturgii słowa po pewnym czasie zacznie działać na uwagę wiernych tak samo usypiająco, jak dawniej łacina.
U kapłanów w ten sposób celebrujących często przy tym można spotkać narzekanie: Nie było to jak dawniej. Miało się na ołtarzu mszał, a w nim wszystkie potrzebne teksty. Teraz zaś trzeba mieć z sobą całą biblioteczkę.
Ukazana powyżej mentalność narastała w wielowiekowym procesie. Sięga swymi początkami końca wieku X, kiedy to powstał pełny mszał, zawierający wszystkie teksty mszalne, przedtem mieszczące się w kilku księgach liturgicznych: w sakramentarzu, przeznaczonym dla kapłana sprawującego ofiarę, w ewangeliarzu dla diakona, w lekcjonarzu dla subdiakona i lektora oraz w antyfonarzu dla śpiewaków. Msza święta bowiem była prawdziwą „leiturgią”, czyli dziełem wspólnym (leiton ergon) całego zgromadzenia i wyodrębnionych w nim specjalnych urzędów i funkcji. Wszyscy czuli się podmiotem sprawowania eucharystii. W średniowiecznych klasztorach wykształtowany obrzęd mszy świętej bez udziału ludu stał się z czasem ogólnie stosowanym rytem mszy świętej także odprawianej z ludem.
Głównym założeniem soborowej reformy liturgii mszalnej stało się przywrócenie jej społecznego i eklezjalnego wyrazu zewnętrznego. Dlatego mamy obecnie odnowiony obrzęd mszy świętej z ludem, obok odrębnego obrzędu mszy bez udziału ludu; dlatego przywrócona została funkcja liturgiczna całego zgromadzenia; dlatego dokonano procesu „dekolonializacji” odbierając kapłanowi funkcje niegdyś przejęte od innych; dlatego nowy Mszał rzymski nie jest już pełnym mszałem, ale księgą podobną do dawnego sakramentarza, a pozostałe teksty znajdują się (względnie znajdą się) znów w księgach przeznaczonych dla spełniających swoja właściwa posługę w zgromadzeniu lektorów, psalmistów względnie psałterzystów, kantorów i śpiewaków.
Podział funkcji w zgromadzeniu liturgicznym nie jest przy tym sprawą pozostawioną do uznania proboszcza czy innego duszpasterza. Nie może on powiedzieć: mnie to nie odpowiada; nie potrzebuję żadnego lektora czy kantora, potrafię zrobić wszystko sam. Chodzi tu bowiem o sprawę istotną, mianowicie o to, by liturgia jako znak ukazywała prawdziwą naturę Kościoła. Albowiem „czynności liturgiczne nie są czynnościami prywatnymi, lecz kultem Kościoła będącego znakiem jedności, a Kościół to lud święty, zjednoczony i zorganizowany pod zwierzchnictwem biskupów. Dlatego czynności liturgiczne należą do całego Ciała Kościoła, uwidaczniają je i na nie oddziałują. Poszczególnych natomiast jego członków dosięgają w różny sposób, zależnie od stopnia święceń, urzędów i czynnego udziału” (KL, 26). Dlatego właśnie, że czynności liturgiczne są znakiem Kościoła, ” odprawiającemu kapłanowi ma z zasady towarzyszyć lektor, kantor oraz przynajmniej jeden ministrant. Pouczenie Ogólne Mszału nazywa się formą odprawiania 'typiczną’ (PO 78). Także dlatego należy dzielić posługi pomiędzy jak największą liczbę osób (PO 71), tak, aby w samym sposobie odprawiania ukazywał się Kościół ustanowiony w różnych stopniach święceń i różnych posługach” (PO 58).
Z powyższych zasad wyrasta dla duszpasterzy pilne i bardzo zresztą wdzięczne zadanie formowania zespołów służby liturgicznej (lektorów, kantorów – psalmistów, komentatorów, akolitów, śpiewaków), bez których nie można należycie sprawować odnowionej liturgii.
4 Aby uprzedzić możliwe rozczarowania, nie od rzeczy będzie zwrócić uwagę, że od pierwszej niedzieli Adwentu nie wchodzi jeszcze w życie cała i pełna liturgia odnowionej mszy świętej. Będzie wprowadzony nowy porządek zasadniczy tej liturgii, tzw. „Ordo misae”, ale pozostaną z dawnego mszału teksty zmienne. Tzw. „nowy mszał” polsko- łaciński, który pojawił się w ostatnich dwóch latach na naszych ołtarzach, zawiera jeszcze teksty mszału trydenckiego, jest więc mszałem przejściowym i tymczasowym. Czekamy dopiero na przetłumaczenie mszału watykańskiego z jego bogactwem nowych antyfon, modlitw i prefacji.
Wchodzi już wprawdzie w życie także nowy porządek czytań mszalnych, który został przygotowany w myśl uchwały II Soboru Watykańskiego: „Aby obficiej zastawić dla wiernych stół słowa Bożego, należy szerzej otworzyć skarbiec biblijny, tak, by w ustalonym przeciągu lat odczytać wiernym ważniejsze części Pisma świętego” (KL 51). Trzeba jednak i tutaj uświadomić sobie, że wprowadzenie nowego porządku czytań mszalnych stanowi dopiero pierwszy, wstępny krok w tym ” otwarciu skarbca biblijnego”. W gruncie rzeczy nie dano nam jeszcze klucza otwierającego przystęp do tego skarbca. Kluczem tym bowiem jest odnowiona homilia liturgiczna.
Wołanie o autentyczną homilię staje się u nas coraz powszechniejsze. „Czy u nas naprawdę będą nareszcie homilie? Bo przecież słowo Boże zupełnie ginie, zagłuszone kazaniem, które nie ma z nim żadnego związku”. Ten głos z otrzymanego przed kilku dniami listu nie jest z pewnością odosobniony. Coraz więcej ludzi zaczyna sobie uświadamiać, że jest w tym choroba coś nie w porządku, gdy kapłan uroczyście odczytuje Ewangelię, proklamując na końcu jeszcze raz głośno: „Oto słowa Pańskie”, aby wywołać aklamacje ludu: „Chwała Tobie Chryste”- a zaraz potem zamyka to słowo Pańskie, odkłada na bok i zaczyna mówić swoje kazanie ignorując całkowicie to, co przed chwilą przedstawił ludowi jako słowo obecnego w zgromadzeniu Pana. ” Albowiem gdy w Kościele czyta się Pismo święte, wówczas On sam mówi” (KL 7).
Kościół przez wiele wieków nie ośmielił się w obecności obecnego w zgromadzonym Kościele Pana głosić nic innego jak homilie, będące pokornym wysiłkiem wniknięcia w Jego własne słowa, aby zbliżyć je do zrozumienia i życia aktualnych słuchaczy. A były to czasy, gdy nauczali ludzie głębokiego umysłu i święci, których potomni nazwali Ojcami Kościoła. Czasy odejścia od homilii zawsze były czasami upadku i kryzysu wiary. Im bardziej próbowano, zwłaszcza od XIX wieku począwszy, przy pomocy racjonalistycznej i scholastycznej teologii, w usystematyzowanych według teologicznych traktatów szkolnych kilkuletnich cyklach kazań katechizmowych, ratować zagrożoną wiarę ludu, tym bardziej ona zanikała, pozbawiona mocnego pokarmu prawdziwego Słowa Bożego. „30 000 kazań głosi się co niedziela we Francji, a ludzie… jeszcze wierzą…” – określił dosadnie tę sytuację kaznodziejską jeden z dziewiętnastoletnich biskupów francuskich. Próba nadania kazaniom katechizmowym rumieńców życia przez wprowadzenie do nich licznych przykładów z życia, w stylu na przykład znanych kazań Tihamera Totha, także nie zmieniła sytuacji zasadniczo. Bowiem tylko autentyczne Słowo Boże ma moc rozbudzenia wiary, które z istoty swej jest osobową odpowiedzią na te Słowo. Dlatego przywrócenie homilii mszalnej jest tak bardzo podkreślane w soborowej odnowie liturgii. „Bardzo starannie i w należyty sposób należy spełnić obowiązek głoszenia kazań. Treść swoją powinny one czerpać przede wszystkim ze źródeł Pisma świętego i liturgii, jako zwiastowanie przedziwnych dzieł Bożych w dziejach zbawienia, czyli w misterium Chrystusowym, które zawsze jest w nas obecne i działa, zwłaszcza w obrzędach liturgicznych”(KL 35,2). Tematyczne, katechizmowe kazanie, nie związane organicznie ze Słowem Bożym liturgii dnia i ze sprawowanym aktualnie misterium, jest obcym ciałem w zgromadzeniu eucharystycznym, którego każda celebracja musi być ukształtowana jako organiczna, harmonijna jedność wszystkich elementów skoncentrowanych wokół jednej myśli przewodniej. Tę jedność może zapewnić dobra homilia wraz z pomocniczym komentarzem liturgicznym. Odgrywa ona rolę podobną do zwornika, który spina wspaniałą konstrukcję gotyckiego sklepienia.
Taki jest ideał, ale droga do jego realizacji jest trudna. Nie jest to bowiem tylko sprawa wydrukowania tekstów homilii w Bibliotece Kaznodziejskiej. Jest to ogromny problem nowej formacji biblijno-homiletycznej ogółu duchowieństwa. Kto to ma zrobić, kiedy i jak? Wielu ludzi kompetentnych z pewnością nad tym się głowi, przygotowuje się projekty i programy. Potrzebna jest nam wszystkim cierpliwość i gotowość do pozytywnej, twórczej współpracy.
5 Problem antynomii między literą a duchem, między liturgicznym znakiem a odpowiadającymi mu wewnętrznymi, osobowymi postawami stanie przed nami z całą wyrazistością, gdy zapytamy, co stanowi istotną treść znaku liturgii eucharystycznej ujętej całościowo i syntetycznie.
Znak ten wybrał i określił sam Chrystus, a wyraża go tradycyjna, dziś częściej przywracana nazwa mszy świętej: Wieczerza Pańska, Eucharystia z woli Pana została nam dana w zasadniczej postaci posiłku, uczty rodzinnej, zgromadzenia ludu Bożego przy stole Pańskim. Przedsoborowa sakramentologia zacieśniała element znaku w sakramencie Eucharystii, dopatrując się go tylko w postaciach chleba i wina, przemienionych w Ciało i Krew Chrystusa. Dzisiaj przypomina się, że właściwym i pełnym znakiem tego sakramentu jest spożywanie Ciała Pańskiego (i picie krwi Pańskiej) we wspólnocie ludu Bożego.
Znak ten znów wskazuje na istotną treść sakramentu (w terminologii scholastycznej „res sacramenti”). Wyraża ją grecko-biblijny termin „koinonia”, któremu odpowiada łaciński termin „communio” i polski „wspólnota”. Eucharystia jest skutecznym znakiem zjednoczenia i wspólnoty z Bogiem-Ojcem przez Chrystusa i w Duchu Świętym oraz wynikającej z tego wspólnoty ludzi pomiędzy sobą. „Przy łamaniu chleba eucharystycznego, uczestnicząc w sposób rzeczywisty w Ciele Pańskim, wznosimy się do wspólnoty (communio) z Nim i nawzajem z sobą” (Konst. o Kościele 7).
Otóż najlepszym i najskuteczniejszym znakiem tej wspólnoty jest uczta eucharystyczna i dlatego jest ona punktem szczytowym całej celebracji, do którego wszystko przygotowuje i prowadzi. Na ogół zaś u nas w tym właśnie momencie wszystko się załamuje. Tylko garstka, delegacja spośród tłumu obecnych przystępuje do sakramentalnej komunii. Zgromadzenie eucharystyczne staje się nagle znakiem pustym, literą bez ducha, ucztą bez biesiadników, Wieczerzą Pańską bez wspólnoty stołu! Piękne, zobowiązujące słowa, wymowne gesty stają się pustą deklamacją i pozą. Tu leży wielki problem i niebezpieczeństwo odnowionej liturgii. W niej wszystko nastawione jest na prawdę i autentyczność. Eucharystia przeznaczona jest dla wierzących, ona zakłada istnienie żywej wspólnoty zgromadzonej w Duchu Świętym, chociaż ją równocześnie także buduje i pogłębia. Święte znaki ściśle sakramentalne są wprawdzie napełnione obecnością Chrystusa, ale domagają się one osobowego przyjęcia w Duchu, czyli w wierze i miłości. Tymczasem uczestnikami naszych zgromadzeń niedzielnych są w dużej mierze, kto wie, czy nie w większości, katechumeni, którzy nie doszli jeszcze do zaktualizowania postaw wiary, swą wewnętrzną dynamiką zmierzającą do sakramentalnej komunii z Chrystusem. Doprowadzenie do pełnego, a więc sakramentalnego uczestnictwa w zgromadzeniu eucharystycznym jest zadaniem, którego nie wolno nam nigdy stracić z oczu. Istniejąca dysharmonia pomiędzy obiektywną treścią liturgicznych znaków a subiektywnymi postawami uczestników liturgii musi zawsze wyzwalać w nas niepokój. Sprawą szczególnie delikatną w liturgii uczty eucharystycznej jest wprowadzenie przewidzianego przez nowe przepisy tzw, pokoju względnie pojednania.
Jest rzeczą oczywistą, że dziś nie można już wprowadzać do liturgii znaku czy gestu, który nie byłby naturalnym i spontanicznym wyrazem wewnętrznej postawy, który wypadłby sztucznie, wzbudzałby zażenowanie, skrępowanie czy nawet śmieszył. Dlatego ogólne przepisy mszału nie określają bliżej tego gestu, pozostawiając ustalenie go episkopatom lokalnym, mającym możliwość uwzględnienia mentalności i zwyczajów poszczególnych narodowości. Także z tego samego powodu, nawet, jeżeli dany episkopat formę znaku pokoju ustali, gest ten pozostanie we mszy św. obrzędem nie nakazanym i obowiązującym, ale do stosowania „ad opportunitate”, a więc o ile będzie on stosowny w konkretnych okolicznościach. Decyzja o istnieniu tej stosowności należy do przewodniczącego danego zgromadzenia eucharystycznego. W końcu warto zwrócić uwagę na jedną jeszcze sprawę: nawet, jeżeli liczniejsza grupa wiernych lub większość przyjmuje w danym zgromadzeniu sakramentalnie eucharystię, sam sposób przyjmowania powinien sprzyjać powstaniu i pogłębieniu przeżycia rodzinnej wspólnoty. Wygląda to tak, że każdy przyjmuje „swojego” Pana Jezusa i odchodzi z Nim w swój kąt, pogrążając się w osobistej modlitwie i wyłączając się ze wspólnoty – w tym momencie właśnie, gdy w znaku rodzinnej uczty ma się ona w pełni ukazać i urzeczywistnić. Może nie zwrócono jeszcze dostatecznie uwagi na sens i wielkie znaczenie przywrócenia procesji komunijnej w przypisach liturgicznych w odnowionej mszy św. „Gdy kapłan i wierni przyjmują Sakrament, ma miejsce śpiew na komunię św., który przez jedność głosów ma wyrazić duchową wspólnotę komunikujących, radość serca i nadać charakter bardziej braterski procesji tych, którzy przystępują do komunii św.” (PO 56, i ). Trzeba sobie uświadomić, że został tu wprowadzony nowy i powszechnie obowiązujący obrzęd przyjmowania komunii św., do którego trzeba się odpowiednio przygotować. Przewidziana zaś w rubrykach i przyjmująca się powszechnie w liturgicznie rozbudzonych środowiskach postawa stojąca przy przyjmowaniu Eucharystii jest prostą konsekwencją przywrócenia procesji komunijnej, klękanie bowiem wprowadza zamieszanie i zakłóca rytm procesji. Postawa klęcząca sama w sobie nie jest jeszcze wyrazem większego szacunku wobec Eucharystii czy głębszej wiary, oddaje najwyżej inny aspekt kultu eucharystycznego, który może wyrazić się w innych momentach, na przykład przy osobistej modlitwie po Komunii św. lub w chwilach adoracji. Oczywiście roztropność duszpasterska musi tu uwzględnić faktyczną mentalność wiernych danego środowiska i przygotować ich do przyjęcia zmian mogących działać w pierwszym momencie szokująco.
*
W powyższych uwagach starałem się ukazać niektóre, ważniejsze problemy teologiczno-pastoralne związane z nowym etapem soborowej odnowy liturgii. Jeżeli komuś niektóre sformułowania wydadzą się może zbyt krytyczne, niech przyjmie zapewnienie autora, że ich jedyną intencją było pragnienie rozbudzenia i pogłębienia poczucia odpowiedzialności za to, „aby duch odnowy liturgicznej zwyciężył nad normami i przyzwyczajeniami czysto rubrycystycznymi” (Prymas Polski do kapłanów archidiecezji warszawskiej, 28. 8 1970).
ks. Franciszek Blachnicki