„Bóg zabrał go, by zło nie wypaczyło mu myśli i by nie zapragnął żyć w zakłamaniu. Urok próżności może zaciemnić to, co dobre, burza namiętności mąci nawet nienaganny umysł” (Syr 4,11-12). Interesująco brzmi fragment dzisiejszego pierwszego czytania, tym bardziej interesująco gdy uświadomimy sobie, że zostało dobrane na święto św. Stanisława Kostki. Wspominając młodo zmarłego świętego mamy uświadomić sobie, że gdyby żył dłużej… różnie mogłoby być.
Może to brzmieć szokująco, ale taka jest prawda o człowieku – że dopóki żyje, zawsze może upaść. Wyraża ją stosunkowo często przywoływane zdanie z 1 Listu do Koryntian: „Tak więc ten, któremu wydaje się, że stoi, niech uważa, aby nie upadł” (1 Kor 10,12). Pocieszeniem mogą być zdania następne: „Nie byliście kuszeni ponad ludzkie siły. Bóg, który jest wierny, nie pozwoli, abyście byli kuszeni ponad siły, lecz dopuszczając pokusę, wskaże sposób jej przezwyciężenia” (1 Kor 10,13). Tak, to prawda, tyle że – wcale nie zabezpiecza to przed upadkiem. Ja osobiście nie przypominam sobie, bym był kuszony ponad siły. Ale niestety nie mogę powiedzieć, bym każdej pokusie się oparł…
Trzy – dość różne – myśli nasunęły mi się przy lekturze dzisiejszego pierwszego czytania. Pierwsza – to prośba do Boga, aby zawsze chronił mnie przed upadkiem, by sprawił, że nigdy Go nie opuszczę (choć póki co, może niekoniecznie metodą, o której mówi Syracydes…).
Druga myśl ma charakter bardziej społeczny. Każdy człowiek może upaść, mogę upaść ja, mogą upaść i inni. Nie można więc bezkrytycznie iść za jakimkolwiek człowiekiem, choćby był najszlachetniejszy i nawet najświętszy. Przypomina mi się tutaj dość drastyczny przykład, gdy osoba zaangażowana w pewnej akcji (chodziło o działania pro life) spotkawszy się z krytyką (uzasadnioną) szczegółów tej akcji, zaczęła swoją wypowiedź obronną: „Pozwoliłam, że inni będą myśleć tutaj za mnie…” No właśnie, nikt nie może myśleć za mnie, poddawszy się pod jakieś kierownictwo zawsze muszę zachować krytycyzm i oceniać wszelkie podejmowane działania (przede wszystkim w świetle Ewangelii).
I trzecia myśl z zupełnie innego pola. Ludzką słabość powinniśmy brać pod uwagę działając na niwie prawa. Zawierając umowy, tworząc rozmaite ustawy, rozporządzenia, statuty, nie można zakładać, że ludzie zawsze będą postępować dobrze. Przeciwnie – trzeba założyć, iż mogą upaść i postępować źle i tak tworzyć regulacje prawne, by się przed tym zabezpieczyć.
Na polu kościelnym bywa z tym różnie. Czasami przedstawiciele Kościoła prezentują zdumiewającą naiwność tworząc statuty czy zawierając umowy nie zawierające żadnych zabezpieczeń przed ludzką słabością. Potem niekiedy trzeba gasić pożary, zmieniając statuty na gwałt, w sytuacji gdy zło już dokonało (przykładem sytuacja sprzed dwóch lat we Wspólnocie Błogosławieństw). Z drugiej strony są w Kościele osoby, które znakomicie potrafią zadbać o poprawne redagowanie tekstów prawnych. Można przytoczyć tutaj przykład z naszego podwórka. Statut stowarzyszenie „Diakonia Ruchu Światło-Życie” właściwie ani razu nie był zatwierdzany w wersji przedłożonej przez Ruch. Za każdym razem Konferencja Episkopatu Polski wnosiła do niego z własnej inicjatywy zmiany, o których Ruch w ogóle nie mówił lub korygowała propozycje Ruchu. Przy ostatniej zmianie w 2011 roku punkty dopisane przez Episkopat były właśnie takimi zabezpieczeniami przed ludzką słabością.
Nie uważam, by prawo w Kościele miało pełnić jakąś wielką rolę. Prawo nie pełni roli kluczowej i tak jest dobrze. Kiedy jednak już prawo się tworzy (a czasem trzeba), powinno się to robić w sposób profesjonalny.
Tak oto słowo Biblii dane na wspomnienie młodego świętego poprowadziło mnie w kierunku dość nieoczekiwanym.