Zrozumienie tego co jest w moim sercu:
Zawsze jakoś szczególnie bliska była mi postać Samarytanki przy studni, która prosi Jezusa: «Daj mi tej wody, abym już nie pragnęła i nie przychodziła tu czerpać», w moim sercu jest bowiem wiele bardzo głęboko ukrytych pragnień.
Zawsze też bardzo poważnie traktowałam obietnicę Jezusa: "Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskającej ku życiu wiecznemu". Jednak, mimo ze już od tak dawna idę za Jezusem wciąż nie doświadczałam w swoim życiu tej obiecanej obfitości. Stało się to źródłem mojej ciągłej frustracji. Raz próbowałam oszukiwać samą siebie, że nic mi nie brakuje, innym razem obwiniałam się, że to z powodu zbyt małej mojej gorliwości. Starałam się nadrabiać braki skrupulatnym realizowaniem zobowiązań, żeby czuć się w porządku przed samą sobą, ale to doprowadziło mnie tylko do zniechęcenia, że tyle wysiłku na marne. Dopiero, oaza modlitwy uświadomiła mi, że ten sposób postępowania prowadził mnie do spłycania mojej wiary, którą opierałam co raz bardziej na rozważaniach intelektualnych (w końcu po tylu latach formacji tyle już wiem) i na wysiłku swojej woli, która niestety zaczynała już słabnąć. Zrozumiałam, że rzeczywistością Chrześcijanina jest życie w obfitości i że mam prawo oczekiwać tego. Ale, jak Izraelici po wyjściu z Egiptu musieli 40 lat błąkać się po pustyni zanim mogli wejść do ziemi obiecanej, tak i ja muszę najpierw zmienić swoją mentalność z mentalności niewolnika, na mentalność umiłowanej córki Boga. To tylko jedna z wielu rzeczy, którą zrozumiałam. Każde kolejne wypowiadane przez siostrę Bognę słowo, każdy obraz który przedstawiała, opisywały rzeczy ukryte gdzieś głęboko we mnie, których do tej pory nie umiałam zrozumieć ani nazwać. Jakby ktoś w ciemnej piwnicy zapalił nagle światło.
Doświadczenie Bożej miłości:
Boża miłość - wydawało mi się że jest dla mnie czymś oczywistym - tyle razy powtarzałam sobie i innym: Bóg cię kocha. Dopiero teraz przekonałam się jak bardzo teoretyczne było dla mnie to stwierdzenie. Proste słowa siostry Bogny, która powiedziała: nie musisz realizować zobowiązań, nie musisz chodzić do kościoła, nawet jeśli nie będziesz nic robić, tylko leżeć na kanapie Bóg będzie tak samo Cię kochał, przełamały jakąś tamę w moim sercu.
Stanięcie w prawdzie przed Jezusem:
Oaza modlitwy uświadomiła mi jak ważne jest staniecie w prawdzie przed Jezusem. Ale nie takie ogólne kajanie się "Och, Panie Jezu jestem grzesznikiem", ale proste i szczere powiedzenie mu o o swoich uczuciach. Już na rekolekcjach doświadczyłam jak to jest bardzo ważne. Po pięknej konferencji i cudownej Eucharystii, spodziewałam się równie owocnego namiotu spotkania, zwłaszcza że siostra Bogna zaproponowała nam kilka ważnych pytań na które mieliśmy odpowiedzieć. Tym czasem gdy przyszedł czas adoracji ogarnęła mnie przemożna senność, tak że jedyną rzeczą, o której mogłam myśleć była... drzemka. Powiedziałam więc Panu Jezusowi wprost - "wiesz jestem strasznie senna, i nie jestem w stanie teraz czytać i rozważać Twoich słów, pobędę tu z Tobą chwilę a potem chyba pójdę się położyć - wiem że bardzo mnie kochasz więc zrozumiesz". Ostatecznie zostałam do końca adoracji, i chociaż nie miałam żadnych ważnych przemyśleń ani mistycznych przeżyć po raz pierwszy czułam się na modlitwie jakbym spędziła ten czas z rozumiejącym mnie przyjacielem. Gdy ostatnio, już w domu, nie mogłam się oderwać od słuchania pasjonującej książki gdy przyszedł czas na namiot spotkania też powiedziałam wprost - Panie Jezu przyszłam do ciebie, ale strasznie nie chce mi się rozmawiać teraz z Tobą, wolałabym posłuchać dalej tej książki. Uczę się ciągle tej postawy, ale o dziwo po raz pierwszy uwolniłam się od ciągłego poczucia winy, a za to co raz bardziej odkrywam radość modlitwy.
Żywe świadectwo wiary:
Wiara nie może byś odgrzewanym kotletem - te słowa padały wiele razy w czasie konferencji. Nie mogę żyć doświadczeniem wiary z przeszłości - jeżeli chcę być świadkiem Jezusa muszę mówić o tym jak Jezus działa w moim życiu dzisiaj. To też ważna dla mnie nauka, mam bowiem taki zwyczaj, że gdy tylko przeżyję coś pięknego zaraz próbuję to jakoś utrwalić, ubrać w słowa. Już wręcz wyobrażam sobie jak opowiem o tym na godzinie świadectw, kręgu itp. W ten sposób od razu zamieniam żywe doświadczenie spotkania z Jezusem na intelektualnego odgrzewanego kotleta. Od czasu oazy modlitwy zdarza mi się to rzadziej, ale gdy zapędzę się w takie myślenie zaraz przywołuję się do porządku: skąd wiesz że za miesiąc na spotkaniu kręgu to nadal będzie prawdą? Muszę zostawić za sobą wszystko to co się wydarzyło, nawet wszystkie piękne doświadczenia i dobre dzieła których z pomocą Bożą dokonałam. Oczywiście mogę wrócić do nich pamięcią aby umocnić swoją wiarę, ale treścią mojego życia musi być moje spotkanie z Jezusem tu i teraz. Dziś w liturgii słowa wrócił do mnie fragment który rozważaliśmy na rekolekcjach: "Ale to wszystko, co było dla mnie zyskiem, ze względu na Chrystusa uznałem za stratę. I owszem, nawet wszystko uznaję za stratę ze względu na najwyższą wartość poznania Chrystusa Jezusa, Pana mojego. Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa i znalazł się w Nim" (Flp 3, 7-9a)
Chwała Panu
Monika