USA: czterdziesta rocznica legalizacji aborcji (3 wiadomości agencyjne)

 USA: 55 mln abortowanych dzieci to nie kwestia „osobistego wyboru”

„U podstaw wysiłków, które przywrócą autentyczny szacunek dla życia w Ameryce, muszą stać modlitwy i nawrócenie serc” – podkreślił kard. Seán P. O’Malley z Bostonu, przewodniczący komisji episkopatu amerykańskiego do spraw propagowania ruchu obrony życia.

W swym oświadczeniu związanym z 40. rocznicą legalizacji aborcji w USA purpurat zaznaczył, że zło aborcji przynosi „niewyobrażalne cierpnie, jednak Jezus ofiarowuje nam uzdrowienie i odnowę”. „On przyszedł nie po to, by nas potępić, ale by uwolnić od ciężaru złych uczynków, jakie dokonaliśmy, tak by wszyscy zostali zbawieni” – podkreślił.

Kard. O’Malley przypomniał, że od czasu wyroku Sądu Najwyższego, który nie miał oparcia w Konstytucji lub prawach człowieka, „55 mln dzieci nigdy nie miało szansy się narodzić”. Zwrócił uwagę, że sąd i społeczeństwo traktuje tę „szokującą” stratę dziecięcych istnień jak „sprawę osobistego wyboru”. Jednocześnie metropolita Bostonu zachęcił Amerykanów, by budowali cywilizację „godną ludzkich istot stworzonych na podobieństwo Boga”, oraz wezwał do uczestnictwa w trwającej obecnie w kraju nowennie modlitwy i pokuty w intencji nienarodzonych.

 

Katolicka Agencja Informacyjna

 

USA: metropolita Denver wyjaśnia, dlaczego trzeba bronić życia

 

O konieczności obrony życia przypomniał metropolita Denver w stanie Kolorado w USA, abp Samuel J. Aquila. Przed wstąpieniem do seminarium, jako student medycyny i będąc sanitariuszem w szpitalu w Kalifornii zetknął się z problemem aborcji. O tym właśnie doświadczeniu napisał w niezwykle osobistym liście pasterskim w 40. rocznicę legalizacji aborcji w Stanach Zjednoczonych.

62-letni duchowny przyznał, że gdy studiował medycynę i pracował przez 3 lata jako sanitariusz nie był zbyt gorliwym katolikiem. „Kiedy zaczynałem pracę, zbytnio się nie zastanawiałem nad ludzkim cierpieniem lub godnością człowieka” – wyznaje hierarcha i dodaje, że pewnego dnia wszystko to się zmieniło. Było to na przełomie lat 60. i 70 ub. wieku – w latach, gdy zaczęto coraz bardziej liberalizować prawa aborcyjne.

Przyszły kapłan znalazł się na oddziale chirurgicznym. „Nie pilnowany przez nikogo wszedłem do zewnętrznego pokoju, w zlewie było ciało małego nienarodzonego dziecka, które zostało abortowane. Pamiętam jak byłem zaszokowany. Pamiętam, że myślałem, by ochrzcić to dziecko” – wspomina, zaznaczając, że kolejne spotkanie z aborcją było jeszcze bardziej poruszające i drastyczne. Podczas ostrego dyżury wraz z lekarzem i pielęgniarką musieli udzielić pomocy kobiecie, która dokonała wcześniej aborcji. Wtedy zobaczył na własne oczy rozczłonkowane ciało małego dziecka, które lekarz musiał usunąć z ciała kobiety.

„Widziałem maleńką ludzką istotę zniszczoną przez przemoc. To wspomnienie prześladuje mnie. Nigdy nie zapomnę, że byłem świadkiem aktów niewypowiedzianej brutalności” – podkreśla arcybiskup i zaznacza, że doświadczenie całkowicie go zmieniło.

„Moje sumienie obudziła prawda o godności ludzkiej istoty od momentu poczęcia. Stałem się obrońcą życia i w końcu wróciłem do wiary. Dowiedziałem się, czym jest godność, gdy zobaczyłem jak bezdusznie jest ona lekceważona. Wiem, bez wątpienia, że aborcja jest aktem przemocy i wykorzystaniem. I wiem, że jesteśmy odpowiedzialni za to, by pracować i modlić się bez ustanku, by nastąpił jej koniec” – napisał metropolita.

 

Katolicka Agencja Informacyjna

 

USA: kwestia aborcji będzie dzielić, dopóki życie każdego dziecka nie będzie przyjęte

 

W 40. rocznicę legalizację aborcji w USA zastępca redaktora naczelnego pisma „First Things”, Matthew Schmitz przypomina na swoim blogu opinię wpływowego dziennika nowojorskiego sprzed czterech dekad, wskazując jak bardzo była ona powodowana „ślepotą”. „New York Times”, który od początku nie krył swej sympatii dla środowisk proaborcyjnych i nieproporcjonalnie nagłaśniał sprawę, obwieszczał 23 stycznia 1973 roku, że decyzja Sądu Najwyższego z dnia poprzedniego „skutecznie zakończyła debatę o aborcji” w USA.

Wbrew powszechnym opiniom, jak zauważa Schmitz, dziennik w artykule na pierwszej stronie ówczesnego wydania nie użył sformułowania sugerującego, że sąd „unormował” problem aborcji. Natomiast dnia następnego w swym wstępniaku porównał debatę o aborcji do wojny w Wietnamie, która miała podobnie dzielić społeczeństwo.

„Werdykt sądu w sprawie aborcji daje solidną podstawę do ostatecznego i rozsądnego zakończenia debaty, która za długo dzieli Amerykę. Podobnie jak z podziałem w kwestii wojny w Wietnamie, państwo będzie zdrowsze, gdy podział ten się zakończy” – pisał 40 lat temu „New York Times” w swym redakcyjnym komentarzu.

Zwracał na te słowa uwagę w 1998 roku także ks. Richard John Neuhaus – nieżyjący już były redaktor naczelny pisma „First Things” – komentując, że sprawa aborcji do dziś zostaje jedna z najbardziej nierozwiązanych spraw amerykańskich. Z kolei Matthew Schmitz zaznacza, że słowa wpływowej gazety dowodzą nie tylko nietrafności obserwacji, ale także ślepoty jej redaktorów.

„Kwestia Wietnamu pojawiła się i znikła, ale aborcja wciąż z nami jest – i tak pozostanie dopóki życie każdego dziecka nie będzie przyjęte i chronione prawem” – napisał publicysta.

Od 1973 roku, kiedy Sąd Najwyższy ogłosił werdykt w sprawie Roe przeciwko Wade, w Stanach Zjednoczonych życie straciło ponad 55 milionów nienarodzonych dzieci.

Sprawa „Roe” miała swój początek w marcu 1970 w stanie Teksas. Na wokandę sądową wniosły ją dwie młode prawniczki, reprezentujące Normę L. McCorvey, wówczas występującą pod pseudonimem „Jane Roe”, która twierdziła, że zaszła w ciążę w wyniku gwałtu. Miało to być jednym z argumentów na rzecz aborcji, na którą nie zezwalało miejscowe prawo stanowe. W czasie trwania procesu Norma urodziła dziecko. Szybko oddała je do adopcji. Jej adwokatki utrzymywały, że ich klientka została zmuszona do urodzenia dziecka wbrew własnej woli.

W wyniku głosowania (7 głosów za i 2 przeciw) sędziowie wydali 22 stycznia 1973 wyrok, znoszący nie tylko chroniące życie prawo stanu Teksas, ale także inne regulacje stanowe w tej dziedzinie. Oznaczało to w praktyce legalizację aborcji w całych stanach Zjednoczonych (w ciągu pierwszych trzech miesięcy ciąży). Pociągnęło to za sobą masowe praktykowanie przerywania ciąży, które – jak się ocenia – tylko w ciągu 20 pierwszych lat po wydaniu tego orzeczenia – doprowadziło, jak się ocenia, do 32-35 mln legalnych „zabiegów”.

McCorvey po latach wystąpiła przed Sądem Najwyższym o cofnięcie decyzji we własnej sprawie i prosiła o zweryfikowanie tamtego postanowienia. Jej starania o ponowne otwarcie przewodu sądowego zostały ostatecznie odrzucone 22 lutego 2005. W uzasadnieniu podkreślono, że roszczenia kobiety przedawniły się.

Norma, która przeszła na katolicyzm, stała się gorącą orędowniczką ruchów na rzecz obrony życia nienarodzonych. Wielokrotnie przedstawiała świadectwa kobiet, które ucierpiały w wyniku aborcji. Wyjaśniała, że sama padła ofiarą młodych adeptek prawa z Uniwersytetu Teksańskiego, które wykorzystały ją, by podważyć funkcjonujący od stu lat zakaz przerywania ciąży w macierzystym stanie. W 1987 r. McCorvey przyznała, że wcale nie została zgwałcona, a ojcem jej dziecka był znany jej mężczyzna. Zaświadczyła, że kłamstwem były również zeznania domniemanych gwałcicieli.

 

Katolicka Agencja Informacyjna

Leave a Reply