Słuchać Pana

Członkowie stowarzyszenia Diakonia Ruchu Światło-Życie otrzymujący błogosławieństwoXXXV Krajowa Kongregacja Odpowiedzialnych Ruchu Światło-Życie przeszła do historii. To był czas intensywnej modlitwy, słuchania Słowa Bożego i dzielenia się swoją obecnością. Upłynął na spotkaniach, rozmowach i wymianie doświadczeń. Po raz kolejny mogliśmy z jednej strony zastanowić się, w którym miejscu jako Ruch jesteśmy, a z drugiej zobaczyć, że jest nas niemało i że stanowimy, w mocy Ducha Świętego, potężną Bożą armię, zdolną przemieniać Polskę, Europę i świat.

Od czwartku trwa Parresia – spotkanie międzynarodowych wspólnot Ruchu Światło-Życie. W piątkowy wieczór spotykamy się z jej uczestnikami na modlitwie uwielbienia, którą prowadzi ks. Ryszard Nowak. To modlitwa w intencji wszystkich uczestników Kongregacji. Przestronna sala na razie z łatwością mieści przybyłych, ale wiadomo, że już niedługo o miejsce może być trudno.

Choćby skrawek podłogi

W sobotni poranek za oknami lekko siąpi deszcz, ale nie przeraża to ludzi, którzy od samego rana zajmują miejsca w auli im. o. A. Kordeckiego. Najpierw każdy musi cierpliwie poczekać w kolejce do rejestracji, gdzie przemiłe panie wręczają modlitewniki, smycze z identyfikatorami, długopisy i oazowe krówki. Za mną stoi dwóch księży, którzy bynajmniej nie dyskutują na tematy teologiczne bądź duszpasterskie – jeden z nich koniecznie chce się dowiedzieć, o której godzinie rozpoczyna się olimpijski bieg narciarski z udziałem Justyny Kowalczyk.

Na krótko przed godziną ósmą zajęte są już wszystkie miejsca siedzące. Spóźnialscy albo siadają na rozkładanych krzesełkach, dostarczonych w trybie awaryjnym z jasnogórskiej zakrystii, albo stoją. Dostrzegam i takich, którzy zdecydowali się spędzić kilka najbliższych godzin siedząc po prostu na podłodze. Ilością przybyłych osób zaskoczeni są wszyscy – ks. Adam Wodarczyk, panie z recepcji, i ja też. Podobno na kwadrans przed dziewiątą w auli jest już ponad 1100 uczestników. Piotr, animator z diecezji warszawskiej, mówi mi: To budujące, że przyjechało aż tyle osób!

Tak, to jest budujące, ale mnie zastanawia jeszcze jedno: jaką motywację mają ci, którzy decydują się na przyjazd na kongregację?

Okazuje się, że niektórzy ulegają namowom starszych animatorów. Tak jest w przypadku Patrycji ze Skierniewic: Jestem tu po raz pierwszy. Wcześniej nie wiedziałam, o co chodzi w takim wydarzeniu. Wiedziałam jednak, że warto przyjechać – tak opowiadali znajomi. Jestem animatorką w swojej parafii i chciałabym dowiedzieć się, jak jeszcze lepiej pełnić tę posługę. Jej przyjaciel, Paweł, zdradza całkiem inny powód przyjazdu na Jasną Górę: Myślę, że moja obecność tutaj jest niejako moim obowiązkiem. Czuję odpowiedzialność za to, by przekazać piękno Ruchu moim młodszym kolegom i koleżankom. W podobnym tonie utrzymana jest wypowiedź Kingi z Ostrowa Wielkopolskiego: Wiele zawdzięczam Ruchowi Światło-Życie. To w nim się formowałam. Teraz zaś czuję odpowiedzialność za to dzieło. Ja po prostu chcę spłacić dług, jaki mam wobec Oazy. Czy mogłabym tu nie przyjechać? Przemek z Łodzi również nie ma wątpliwości: Gdy tylko pojawiła się możliwość przyjechania tutaj, nie zastanawiałem się ani przez chwilę. Tu nie można nie być! Każdy oazowicz powinien choć raz uczestniczyć w kongregacji. Mnie też nie mogło tu nie być.

Słowo wcielać w życie

Rytm spotkań wyznacza Liturgia Godzin, bo taki jest rytm życia Kościoła. Od samego początku obecny jest ks. bp. Adam Szal z Przemyśla, delegat KEP ds. Ruchu Światło-Życie.

Zebranych ujmuje jego pokora i mądrość. Na telebimach wiszących w centralnej części auli często widać sylwetkę Księdza Biskupa, słuchającego uważnie każdej z konferencji i robiącego notatki. Co ciekawe, obecność pasterza z Przemyśla wykorzystuje też Josh McDowell, niejednokrotnie zwracając się wprost do niego – z jakimś pytaniem bądź uwagą. Umocnieniem są także słowa naszego opiekuna z ramienia KEP, wygłoszone podczas homilii na niedzielnej Eucharystii. Jego obecność na Jasnej Górze to wielka radość dla wszystkich uczestników – wszak gdzie biskup, tam jest i Kościół!

Piękną oprawę ma Jutrznia – rozpoczęta mocnym śpiewem Invitatorium, kontynuowana psalmodią i uwieńczona świetnym słowem ks. Andrzeja Wachowicza, moderatora krajowego Domowego Kościoła. Zapamiętuję jedno ze stwierdzeń, które wypowiedział: Słuchając Słowa Bożego i wprowadzając je w życie, jesteśmy niczym witraże Pana Boga. W niedzielny poranek Jutrzni przewodniczy ks. Jan Mikulski, moderator Unii Kapłanów Chrystusa Sługi. To bardzo ważne i znamienne, że oba nabożeństwa prowadzą księża, odpowiedzialni za te dwie niesamowicie ważne gałęzie naszego Ruchu! Warto tu także podkreślić świetną oprawę muzyczną całej kongregacji, za którą odpowiedzialni byli młodzi z archidiecezji lubelskiej.

kapłani podczas EucharystiiEucharystia w kaplicy Matki Bożej (w bazylice trwa remont posadzki), sprawowana jest pod przewodnictwem metropolity warszawskiego, ks. abpa Kazimierza Nycza – tylko po to przyjechał specjalnie z Warszawy. Piękno liturgii zachwyca m.in. Rafała z diecezji skierniewickiej (na kongregacji po raz pierwszy): Zaobserwowałem tutaj ciekawe zjawisko, dla mnie całkiem nowe, a polegające na tym, że na Mszy świętej wszyscy… śpiewają! Mam tu na myśli zarówno śpiew psalmu, jak i poszczególnych pieśni, a także – gromkie odpowiadanie celebransowi. To jest bardzo rzadko spotykane w przeciętnej polskiej parafii. Ja przynajmniej się z tym nie spotkałem i to mnie zachwyciło. Ja jestem z kolei pod wrażeniem homilii arcybiskupa. Jeszcze w jej trakcie postanawiam sobie, że koniecznie muszę wziąć udział w beatyfikacji ks. Jerzego Popiełuszki 6 czerwca w Warszawie.

Punkt kulminacyjny sobotniego wieczoru stanowią Nieszpory z błogosławieństwem członków Diakonii Ruchu Światło-Życie. Piękne doświadczenie! Stojąc na schodach prowadzących do auli, spoglądam na twarze siedzących przede mną osób. W różnym wieku: młodzi i nieco starsi, kobiety i mężczyźni, świeccy i duchowni świętują już II Niedzielę Wielkiego Postu 2010. W mojej głowie pojawia się myśl: Rety, to przecież jest… Kościół! Kościół w całej swej okazałości, pięknie i majestacie! I ja też jestem jego częścią! Jak dla mnie bomba. A raczej – wielka, niczym niezasłużona łaska. Zamykam oczy i przez chwilę się nie modlę, ale wsłuchuję się w piękny, czysty śpiew psalmu. Delikatny dźwięk skrzypiec pasuje tu jak ulał. Bezcenne uczucie! Za wszystko inne naprawdę można zapłacić kartą!

W tym nabożeństwie warto uczestniczyć, bo posiada wyjątkowy urok i ukazuje esencję tego wszystkiego, czym żyjemy w Ruchu. Oto po psalmodii moderator generalny wywołuje po imieniu tych, którzy pragną służyć Ruchowi i Kościołowi całym swoim życiem. Każda z tych osób odpowiada głośno wobec zgromadzonych: „pragnę służyć”, po czym udaje się przed ołtarz, gdzie otrzymują świece i książeczkę ukazującą charyzmat Ruchu. Są to zarówno osoby duchowne, jak i świeckie; żyjące w stanie wolnym i małżeństwa. Mój wzrok natrafia na chwytający za serce widok – oto jedno z małżeństw trzyma się za ręce: chcą razem powiedzieć jeszcze raz „tak”, tym razem „tak” służbie dla Ruchu. Chwilę później modli się nad nimi z przymkniętymi oczami któryś z kapłanów, dając im gwarancję, że będzie im towarzyszyć. Czasami trudno opisać człowiekowi wrażenia, uczucia, myśli. Coś takiego staje się moim doświadczeniem właśnie w tym momencie.

Wieczorem, po zakończonych Nieszporach i Apelu Jasnogórskim, wędruję na nocleg. Jest chłodno, ale nad Jasną Górą widać jasne, rozgwieżdżone niebo. Informacja wieczoru nie ma bynajmniej charakteru religijnego – złoty medal na igrzyskach w Vancouver zdobywa Justyna Kowalczyk. Wieść lotem błyskawicy dociera chyba do każdego. Ciekawy jestem, jak zareagowali na nią dwaj spotkani przeze mnie rano księża? Wiadomość o złocie dociera do wszystkich zebranych następnego dnia – przekazuje ją moderator generalny. Reakcja? Wiadoma – burza oklasków i okrzyki radości.

Bo więzi to podstawa

Główny mówca kongregacji, Josh McDowell, w kontekście uroczystej Liturgii, wydaje się być osobą „z innej bajki”. Jak zaznacza w podsumowaniu ks. Adam Wodarczyk, jest to zamierzony kontrapunkt.

Każde z pięciu spotkań tryskającego energią ewangelizatora zza oceanu ukazuje Josha jako dziarskiego siedemdziesięciolatka, wprost szalejącego na podwyższeniu w centrum auli. Żartuje, często zmienia tembr głosu i moduluje go. Nieustannie się też przemieszcza, odwracając się raz w lewo, raz w prawo. Właściwie rzadko kiedy siada. Nie pamiętam też momentu, aby napił się wody ze stojącej przed nim butelki. Żeby utrzymać uwagę słuchaczy, zaczepia osoby siedzące w pierwszym rzędzie (np. prosząc, by ktoś się uśmiechnął). Josh to także mistrz mowy ciała – żywo gestykuluje, często się zapominając (salwę śmiechu na sali wzbudził myląc mikrofon z butelką). Podaje mnóstwo przykładów z życia własnej rodziny, którą najwyraźniej bardzo mocno kocha – to da się usłyszeć w jego wypowiedziach i deklaracjach. Całkiem niespodziewanie do sukcesu konferencji McDowella przyczynia się także tłumacz. Razem tworzą niezapomniany duet.

Słowa wypowiedziane przez głównego mówcę tegorocznej kongregacji na pewno niejednej osobie zapadły w pamięć. Tak jest np. ze słynną już zasadą „7 A”. Stosowanie jej jest fundamentem budowania i utrwalania więzi międzyludzkich – nie tylko pomiędzy rodzicami i dziećmi, ale także między animatorem i grupą czy moderatorem i wspólnotą. Siedem angielskich słów rozpoczynających się od litery „a” to następujące pojęcia w języku polskim: afirmacja, akceptacja, docenianie, dostępność, umiejętność okazywania uczuć, wejście w świat drugiej osoby i odpowiedzialność. Wierność tym postawom gwarantuje stworzenie mocnych więzi interpersonalnych.

Josh McDowell i jego tłumacz Henryk WiejaJeszcze innym wątkiem poruszonym przez McDowella było stwierdzenie, że chrześcijanie muszą umieć bronić swoich przekonań w świecie przenikniętym postmodernistyczną mentalnością. Recepty są dwie. Z jednej strony chodzi o to, by zawsze być autentycznym w swojej wierze i aby rzeczywiście żyć tym, co się głosi. Po drugie, trzeba też starać się ciągle pogłębiać swoją więź z Pismem Świętym i stale być gotowym do uzasadnienia tego, w co wierzymy. Josh z właściwą sobie ekspresją i charyzmą nawoływał do tego, abyśmy stale zadawali sobie pytanie: „dlaczego wierzę?” i posiadali odpowiednie przygotowanie merytoryczne. Tylko tak będziemy mogli przekonać innych, aby otworzyli się na Boże działanie.

Wyznaczyć szlaki

Słuchając wystąpienia programowego ks. Adama odniosłem wrażenie, że stoi przed nami generał armii i dokonuje przeglądu jej szeregów. Rozdziela także zadania do wykonania. Wiele z tych słów zostaje powtórzonych w podsumowaniu. Szczególne zadanie dostaje oddział zwany Diakonią Życia, równie niebezpieczna misja czeka Diakonię Wyzwolenia i Ewangelizacji. Czy ktoś podejmie wyzwanie większej obecności oazowiczów w życiu społecznym? Są jacyś chętni?

Wyjeżdżając po 17.00 z Częstochowy układam sobie w głowie myśli, które gdzieś tam się pojawiły w ciągu ostatnich dwóch dni. Przypominam sobie, o czym mówili mi uczestnicy spotkania, gdy pytałem ich, z jakimi wrażeniami wyjeżdżają. Kinga z diecezji kaliskiej: Opuszczam Jasną Górę z przekonaniem, że zapoznałam się lepiej z hasłem tego roku formacyjnego. Myślę, że kongregacja dała mi możliwość przyjrzenia się wizji, którą obecnie mają nasi przełożeni, z moderatorem generalnym na czele. Zrozumiałam, czym żyje teraz Ruch i co akcentuje. Przyglądałam się, co tu się działo, starałam się pilnie słuchać i notować. Moim pragnieniem jest jedność naszego Ruchu, dlatego też to wszystko, czego tu doświadczyłam, przekażę teraz dalej – swojej parafii i wspólnocie. Patrycja z diecezji skierniewickiej, która na kongregacji jest po raz pierwszy, dodaje: Padło tu wiele ważnych słów, stwierdzeń, głębokich treści. Ja np. uświadomiłam sobie, że w mojej wierze praktycznie nie istnieje pytanie: dlaczego? Muszę nad tym popracować, bo wiem, że jeśli tego nie zrobię, to mogę upaść. Wiem teraz, że wiara musi być pielęgnowana i umacniana. Muszę wiedzieć, dlaczego i w co wierzę. Nie ma tu miejsca na brak refleksji!

Zatem cóż – wracamy, aby słuchać Pana! Patrząc na twarze osób żegnających się ze mną w niedzielne popołudnie, nie mam ani cienia wątpliwości, że potraktują to wezwanie poważnie. Patrzę im w oczy i dostrzegam w nich nadzieję. Z taką armią, która umie i chce słuchać Słowa Boga, można zmieniać ten nasz nienajlepszy ze światów!

Piotr Niedzielski

z serwisu oaza.pl

Leave a Reply