To był dobry czas. Dobry nie oznacza łatwy. Przez te osiem miesięcy przyszło nam zmierzyć się z zupełnie obcą dla nas rzeczywistością. Misje. Jakie są Wasze pierwsze skojarzenia? Murzyni, Afryka, puszcza. Nie do końca.
W ostatnim roku zrozumiałyśmy, że można i trzeba ewangelizować także w krajach wysokorozwiniętych, które przecież jeszcze nie tak dawno były mocno wierzące. Głosić Chrystusa tam, gdzie ludzie dobrowolnie z Niego zrezygnowali w imię źle rozumianej wolności, to niełatwe powołanie.
Wolni od wiary
W świecie, który tam zastałyśmy, brakuje prawdziwych i gorliwych świadków. Nikt nie zajmuje się cudzymi sprawami. Nikt nie narzuca swojego toku myślenia. Wolność, tak szeroko rozpropagowana w tym kraju, nakazuje ludziom swoistą obojętność. A jednak potrzeba jest wielka. Bo każdy potrzebuje Boga i każdy potrzebuje zbawienia.
To, co bolało nas najbardziej, to wcale nie puste kościoły czy brak wiary, lecz postawa naszych rodaków. Wyjaławianie Belgii z wiary to proces, który trwa już dłuższy czas, zrozumiały jest więc fakt, że większość zachowań Belgów wypływa po prostu z nieświadomości. W takim świecie wyrośli. Tymczasem wielu Polaków pracujących w Belgii (szczególnie w wioskach, gdzie jest mniejszy dostęp do polskich parafii) z łatwością dopasowuje się do warunków i stylu życia, który tam panuje. Z ich ust niejednokrotnie można słyszeć słowa „w końcu uwolniłem się od wiary”. Tego już nie można tłumaczyć brakiem świadomości.
Śpiew
Naszym głównym zadaniem na belgijskiej ziemi była troska o śpiew na Mszy Świętej w trzech parafiach. Msza Święta – niby wszędzie taka sama, a jednak nieco inna. Zdecydowanie mniejsza ilość wiernych. W tygodniu ich liczba wahała się od jednej do pięciu osób, a w niedzielę do dwudziestu pięciu. Jednak dzięki temu parafianie są ze sobą bardzo zżyci i tworzą prawdziwą chrześcijańską wspólnotę. Często nie ma ministrantów, dlatego wierni spontanicznie podejmują posługi liturgiczne. Rzadko się klęczy, a większą część Mszy Św. przeżywa się w postaci siedzącej. Śpiewy prowadzone podczas Mszy Świętej przeważnie nie zachęcają do uczestnictwa w niej. Brakuje organistów i ludzi, którzy zajęliby się śpiewem liturgicznym.
Próbowałyśmy stworzyć dziecięcy chórek, który miał ożywić tamten Kościół. Pragnienia i zamiary były ogromne, jednak udało nam się je zrealizować jedynie częściowo. Na cotygodniowe próby przychodziły regularnie cztery dziewczynki przez około sześć miesięcy. Później im się po prostu znudziło. Dzieci w Belgii mają mnóstwo zajęć dodatkowych, które bardzo często zmieniają w poszukiwaniu czegoś, co w końcu zainteresuje je na dłużej. Została z nami jedna dziewczynka- Eva, którą zaczęłyśmy uczyć grać na gitarze. Na naszej ostatniej Mszy Świętej w Belgii, pomimo krótkiego czasu nauki, zagrała razem z nami swoją pierwszą piosenkę dla Pana. Pan Jezus nie dał nam radości ze stworzenia chórku, ale dal radość z możliwości przygotowania osoby, która być może w przyszłości go stworzy.
Katechezy
Religia została wycofana ze szkół w Belgii, jest ona prowadzona w salkach przyparafialnych. Na katechezy przychodzą jedynie chętni – jak łatwo się domyślić, jest ich niewielu. Ciężko jest im się dziwić. Wielu rodziców tych dzieci zastało taką rzeczywistości w Belgii. To, że nie ma religii, wiary i Boga jest dla nich czymś normalnym i naturalnym. Dzieci były bardzo otwarte i chętnie z nami śpiewały i bawiły się. Towarzyszyłyśmy im przez cały rok. Byłyśmy podczas katechez, rekolekcji i ważnych uroczystości. Dodatkowo śpiewałyśmy podczas pielgrzymek i czuwań dekanalnych.
Odpowiedzialność za Kościół
Czego nauczyła nas Belgia? Wcale nie zafascynowania nowoczesnością i rozwojem, lecz miłości do Kościoła. Świadomości tego, że to my go budujemy. Odpowiedzialności za Jego przyszłość.
To był dobry czas. Otrzymałyśmy go od Pana przede wszystkim po to, aby zmienić siebie. Starałyśmy się dać jak najwięcej, jednak to my zostałyśmy najbardziej obdarowane. Poprzez zmagania się z samotnością, inną kulturą, językiem, własnym egoizmem Pan Jezus przemieniał nasze serca. Dopuszczał wiele niezrozumiałych dla nas sytuacji, aby pokazać, że ponad wszystkim jest On sam. Przez te osiem miesięcy nauczyłyśmy się, że nasze drogi nie są drogami Pana i potrzeba wiele ufności i zaufania, bo Ten, który nas prowadzi, doskonale zna drogę i tylko idąc z Nim nie zbłądzimy.
Beata Kwolek i Gabriela Długosz
zdjęcia autorek
tekst ukazał się w 18. numerze Charyzmatu,
pisma Ruchu Światło-Życie Archidiecezji Przemyskiej