Dość popularne jest stwierdzenie – święta, święta i po świętach. Ja mogę powiedzieć, że „odwiedziny w Polsce i już po nich”. Oprócz potężnego przeziębienia, które złapałem, zauważyłem także obniżoną odporność na zimno. Choć zasadniczo było powyżej 0, to używałem kurtki na mrozy (dawniej wystarczała nawet przy -20), i jakoś nie czułem się specjalnie rozgrzany, a na pewno jakoś taki opatulony. Mimo wszystko jak jest ciepło, to jest sympatyczniej. Ale nie tylko o tym chciałem dziś napisać.
Każda wizyta w Polsce łączy w sobie wiele radości, zwłaszcza spotkania z bliskimi mi osobami, ale także trud i to nie tylko podróżowania. Najtrudniejsze jest obserwowanie niewykorzystanych sytuacji, które aż proszą się, aby głosić Ewangelię i budować wspólnotę. Za każdym razem budzi się we mnie bunt i poczucie bezsilności zarazem, bo tak wiele sytuacji aż prosi się o wykorzystanie mojej wiedzy i doświadczenia. I właśnie wtedy najtrudniej jest mówić na modlitwie, że bądź wola Twoja. Skoro ta moja wola wydaje się być bardziej związana z ogłaszaniem Dobrej Nowiny niż ta, która od Boga pochodzi. I jak tu nie być świętszym od Niego samego?
Od zawsze irytowała mnie bezradność i właśnie w takiej sytuacji jestem. Z drugiej strony coraz bardziej widzę ogrom możliwości, jakie zostały mi dane tutaj. Poczynając od osobistego nawrócenia, aż po liczne wspólnoty, którymi mogę się zajmować. Oczywiście narzekam, że mógłbym w Polsce zrobić więcej i działać bardziej owocnie. Zwłaszcza, gdy podczas rozmów zarówno z księżmi, jak i świeckimi, często mam gotowe, przemyślane odpowiedzi na ich pytania, a nawet opracowane, długofalowe plany działania. Czasem wkręcam się w takie myślenie, „co by było gdyby…”. A tu trzeba żyć i działać w codzienności mimo niezadowolenia i marudzenia.
Coraz wyraźniej widzę Gibraltar jako wielki dar i wyzwanie. Jeśli wolą Bożą byłby mój powrót do Polski, to chciałbym móc wykorzystać tutejsze doświadczenia – zarówno dobre, jak i złe. Widzę przyszłość Kościoła w Polsce – nie jest ona ani czarna, ani różowa. Wiele zależy od tego, jak szybko wprowadzimy tryb naprawczy i przestaniemy praktykować tylko to, co przez lata, a nawet wieki działało, ale zdobędziemy się na odwagę nowych rozwiązań.
Nie chodzi jednak o zmianę dla zmiany, bo zmiany są fajne. Nie każda zmiana prowadzi do dobra. Bardziej chodzi o zdolność do czytania znaków czasu – czyli także zastanowienie się nad tym, czym żyją ludzie, jakie są ich problemy i pytania. Może potrzeba nam takiego zespołu diagnostycznego, bo czasem przypominamy lekarza, który nie zdiagnozował dobrze pacjenta i dziwi się, że terapia nie jest skuteczna.
Mamy tak wiele do zaoferowania, ale nie wiemy, jak tym zainteresować. Wielu nie korzysta z tej wspaniałej oferty, bo nie widzi w niej czegokolwiek wartościowego czy interesującego. Nie chodzi przy tym o zerwanie ciągłości duszpasterstwa, a raczej o jego odnowienie. Nie mamy zrywać z tym, co do tej pory robiliśmy, ale zacząć działać także w nowy sposób – niejako dwutorowo. Żaden z tych nurtów nie może być marginalizowany, potrzebujemy swoistej równowagi.
ks. Maciej Krulak