Wreszcie mam tak, że nie mam czasu. Jak miło mieć coś do roboty.
Poprzedni tydzień spędziłem na Wyspach Brytyjskich towarzysząc Franciszkańskiemu Zakonowi Świeckich (dawniej III Zakon) w rekolekcjach, a potem uczestnicząc w ich Ogólnobrytyjskiej Kapitule. Wspaniały czas – najpierw refleksji na relacją z Bogiem i ludźmi na wzór św. Franciszka. Zwłaszcza podkreślanie głoszenia Ewangelii poprzez sposób życia, a dopiero na końcu poprzez słowa.
Do tego zarówno doświadczenie wspólnoty, jak i piękna okolicy. Lasy, pola – bardzo podobne do polskich. W końcu nasyciłem mój wzrok zielenią. Sam dom rekolekcyjny bardzo przypominał mi te w Polsce – skromnie, ale funkcjonalnie, no i jedzenie wyjątkowo smaczne, jak na angielskie standardy.
Nawet przejazd i posiłek w uroczym, tradycyjnym angielskim pubie, stanowiły swoistą atrakcję. No a potem olbrzymie, naprawdę olbrzymie Chrześcijańskie Centrum Konferencyjne – przynajmniej na kilkaset, jak nie tysiąc osób. Razem z naszym (takim ok. 150 osobowym) spotkaniem, były tam jednocześnie dwa inne podobnej wielkości. W ogóle przy tym sobie nie przeszkadzaliśmy, bo równocześnie korzystaliśmy z osobnych miejsc spotkań, modlitwy i posiłków. W trakcie tejże Kapituły mogliśmy dowiedzieć się, co dzieje się w poszczególnych regionach, jak i gdzie funkcjonują wspólnoty franciszkańskie oraz co jest ich troskami i radościami.
Zauważyłem jednak chaos organizacyjny, o który nie podejrzewałem Anglików. Na ich tle gibraltarska wspólnota jest niezwykle zorganizowana i ogarnięta. Dawniej uważałem, że w Ruchu zbyt często improwizujemy, zwłaszcza podczas większych spotkań. W porównaniu z tym, co zobaczyłem, jesteśmy na dobrym poziomie organizacji, ba – nawet punktualności. Tutaj trzeba było na przykład odwołać nieszpory, a nawet jutrznię.
Niestety, Msza była takim dodatkiem, na zasadzie, żeby była. W sobotę rano – w pośpiechu i w minimalistycznej wersji. Całe szczęście, że w czasie wcześniejszych rekolekcji w Cold Ash miałem okazję przeżywać liturgię pod przewodnictwem benedyktyna o. Gabryela. Po raz pierwszy uczestniczyłem w tak pięknej liturgii w języku angielskim. Wszystko było tak, jak być powinno. Trwała prawie 45 minut – jak na liturgię w ciągu tygodnia, niepołączoną z Liturgią Godzin, to przyzwoity czas (na co dzień to raczej wszystko jest szybko 15-20 minut, bez śpiewów, modlitwy powszechnej, homilii). Było to niezwykle miłe doświadczenie.
Niejako przy okazji odwiedziłem Polaków w środkowej Anglii. Nawet udało mi się uczestniczyć gościnnie w spotkaniu dwóch kręgów DK. Może uda się spotkać z nimi ponownie w ramach adwentowego dnia wspólnoty. Miło znów mieć kontakt ze wspólnotami Ruchu.
A po powrocie sporo pracy – m.in. rozpoczęcie roku formacyjnego przez Młodzież Franciszkańską. Zaprosiliśmy na to wydarzenie sporo różnych osób, aby pokazać, co na co dzień robimy, a przez to zaprosić do udziału w życiu naszej wspólnoty. Oczywiście, poza mszą i prezentacją był grill, bo to na tyle atrakcyjne wydarzenie, że zawsze można na nie zaprosić młodych.
Jednocześnie zostałem zaproszony do duchowej opieki na kolejną wspólnotą. Chcą podjąć dzieło ewangelizacji. Na razie niewiele wiem, w przyszłym tygodniu spotkam się z nimi, więc dam znać co i jak.
W rozmowach osoby z tych wspólnot, którymi się opiekuję, często pytają, jak długo będę na Gibraltarze. Uświadomiłem sobie, że w głębi serca wolę wrócić do Polski, by podejmować kolejne wyzwania duszpasterskie, ale znaki wskazują na Bożą wolę mojego pobytu tutaj. Wszak jeśli ludzie modlą się, i to czasem dość długo, a potem okazuje się, że jestem efektem tej modlitwy, to trudno powiedzieć im, że wolę być w Ojczyźnie niż tutaj. Bo brzmiałoby to jak – wolę wypełniać swoją, a nie Bożą wolę. Trochę jestem tym wszystkim zakręcony. Mam nadzieję, że Bóg mając w swych rękach moje losy, sam dobrze to rozstrzygnie i poprowadzi.
Najbliższy czas będzie także pracowity, bo odwiedzą mnie na dniach moi bliscy – brat z córką i synem, a potem w połowie października wybieram się na kilka dni do Polski. Przy tak zwanej okazji poprowadzę w swojej rodzinnej diecezji weekendowe rekolekcje dla wspólnot dorosłych. No cóż, nie wiem, czego ode mnie chce Bóg, ale ja chcę tego, co On chce. Na razie szukam odpowiedzi na to pytanie i staram się dobrze wypełnić moje zadania. A co będzie, to zobaczymy.
ks. Maciej Krulak