Jak sięgam pamięcią, to zawsze byłem niezadowolony z tego, co miałem, a potem, jak się to coś skończyło, to za tym tęskniłem. Podobnie i teraz nie zawsze doceniam dar tego miejsca i czasu.
Mieszkam w pięknym miejscu, wręcz wymarzonym. Widoki piękne, okolica cudowna (zawsze marzyłem, żeby sobie pozwiedzać Andaluzję – teraz jest na wyciągnięcie ręki), nawet pogada taka pode mnie – cały rok można chodzić w sandałkach! Nie potrzebuję prawa jazdy, bo wszędzie blisko. Używa się języków, które choć trochę znam (angielski i hiszpański). Miejsce jest bardzo mocno związane z historią. A ja wciąż narzekam!
Czasu dla siebie mam dużo. Znalazłem jakąś przestrzeń duszpasterską, w której mogę się „wyżyć”. Powoli znajduję przyjaciół. Nawet poprzez liczne artykuły, felietony czy nagrania mogę służyć wspólnotom w Polsce. Ba, przez Skype prowadzę co tydzień krąg biblijny. A ja wciąż nie doceniam tego, co mam.
Nie wiem, czy to tylko przedłużone wakacje w pięknej okolicy (dziś ze wspaniałą, słoneczną pogodą), czy moje miejsce na dłużej. Bóg daje mi rzeczy niespodziewane, ale przez Niego zaplanowane i sensowne. Fakt, czasem są one różne od tego, co sobie wymarzyłem, ale w końcu prowadzą mnie do szczęścia. Nie raz tak było w przeszłości. A ja. niepomny na to, narzekam i jęczę. Bóg ma ze mną nie lada trudność. Całe szczęście ma nie ludzką, ale Boską cierpliwość.
Ostatnie dni zmusiły mnie do takich przemyśleń, bo kilka osób wręcz powiedziało, że mi zazdroszczą tego miejsca i czasu. Ja tu marudzę i wzdycham, a oni mi zazdroszczą? Ale jak sobie spokojnie pomyślałem, to odkryłem, że dostałem szansę i głupotą byłoby ją zmarnować. Trzeba zacząć patrzeć na świat od tej optymistyczniejszej strony. Jest jak jest i nie jest źle. Nie tylko będzie dobrze, ale już jest dobrze, a może być jeszcze lepiej. Bóg dał, bo widzi tego wszystkiego sens. Jasne, że w Polsce mógłbym robić inne rzeczy i więcej, ale widocznie nie byłoby to wcale sensowniejsze w Bożych oczach. Mam to swoje tu i teraz, więc biorę się za dobre wykorzystanie tego czasu.
To pierwszy Wielki Post w moim kapłańskim posługiwaniu bez rekolekcji, które bym prowadził. Ostatnie lata to czasem więcej rekolekcji niż tygodni w tym okresie liturgicznym. Teraz będzie inaczej. Co nie znaczy gorzej. Teraz przyszedł dla mnie czas na moje rekolekcje. Może to jeden wielki tłusty czwartek – czas obżarstwa i radości, bo później przyjdzie post i trzeba będzie o słodyczach zapomnieć? Więc z nadzieją i radością idę na spotkanie tego, czego się nie spodziewam. Tegoroczny Wielki Post chciałbym przeżyć nie w zabieganiu, ale w wielkim spokoju, z olbrzymią nadzieją, że Pan czymś mnie zaskoczy. Czego i Wam, moi drodzy czytelnicy z całego serca życzę.
ks. Maciej Krulak