Łatwo zacytować ten fragment z Janowej Ewangelii, ale gdy się głębiej zastanowić, to nie ma się co dziwić pytaniom i wątpliwościom Nikodema. Uświadomiłem to sobie, kiedy i na mnie przyszedł taki czas.
Zacznijmy od narodzin – rodzimy się nadzy, bez doświadczeń, wykształcenia, więc musimy się uczyć, przejść żmudną drogę dojrzewania, zależności, poznawania. Jeśli raz ją przeszliśmy, to mimo wszystkich miłych wspomnień, nie chcemy wracać. Nie chcemy tracić tego, co już nabyliśmy, co wypracowaliśmy, co wiele nas kosztowało. Myślę, że dlatego tak trudno nam narodzić się na nowo, czyli nawrócić, czyli porzucić to, co już wyszarpaliśmy, i zacząć jeszcze raz od zera. Tak od zera, od niczego, a wtedy każde doświadczenie jest nowe. I to jest prawdziwe ogołocenie. Wszak dziecko rodzi się gołe, zarówno w sensie braku ubrania, jak i doświadczenia, które musi zdobyć.
Na drodze rozwoju, w normalny sposób korzystamy z tego, co już wiemy, umiemy. Czerpiemy z doświadczeń. I nie wolno nam zapomnieć zarówno o błędach, jak i o sukcesach. Mądry uczy się na cudzych błędach, głupiemu własne nie wystarczą – warto o tym pamiętać. Każdy dzień jest nowym doświadczeniem, ale ma w sobie możliwość odwołania do dotychczasowych doświadczeń. Czasem jednak tak wiele jest nowości i w tak poważnych dziedzinach życia. W moim przypadku to przeprowadzka do innego kraju, języka, mentalności. W innych przypadkach to np. małżeństwo, rodzicielstwo, nowe środowisko pracy itp. Stajemy w sytuacji w ogóle nam nie znanej, prawdziwie nowej, a nie tylko innej.
Tak też jest z doświadczeniem wiary. Jeśli spotkaliśmy w swoim życiu Boga i podjęliśmy decyzję otwarcia się na Niego, to nasze poprzednie doświadczenia stają się przeszłością. Nie możemy z nich skorzystać, bo rzeczywistość wiary jest diametralnie inna. Może dlatego boimy się wiary rozumianej jako nowe narodzenie, realne zaczęcie od zera. Strach przed stratą jest rzeczywistością naturalną dla nas, a w wierze wszystko staje się nowe. Dlatego próbujemy ożenić dwie sprzeczne ze sobą sprawy – budowanie na Bogu i budowanie w oparciu o siebie. Trzeba się stracić, żeby Jego budowanie było w nas owocne. Narodzić się na nowo, to pozwolić sobie na luksus życia tym, co mi Bóg daje tu i teraz, a nie wspominanie rzeczy minionych. Czasem na drodze wiary stajemy wobec całkowicie nowych sytuacji, wyzwań, które nie są tylko prostą kontynuacją tego, co już było w naszym życiu. Trzeba zejść do poziomu zero, czyli nic! Od nowa! Czasem jeszcze raz na nowo przez te same ścieżki.
Nowe narodzenie to łaska, ale i decyzja. Trzeba mieć odwagę, szczyptę szaleństwa i ogrom pokory. To nowe narodzenie dzieje się w wielkim okrzyku wchodzenia w nową, czasem nieprzewidywalną rzeczywistość. Dokładnie tak samo, jak wyszliśmy z łona matki. Nie wiemy, co się stanie. Nie rozumiemy okoliczności. Nie jesteśmy pewni, czy damy radę wyzwaniom. Ale w tym okrzyku jest nadzieja, że On w tym wszystkim będzie obecny i poprowadzi, choćby to prowadzenie wiodło zupełnie nieoczekiwanymi ścieżkami. Być może trzeba pozwolić, by wypadły nam z rąk dotychczasowe narzędzia, dzięki którym czuliśmy się pewni i bezpieczni. Wszak nauczyliśmy się z nich korzystać, a zajęło nam to dużo czasu, a i sporo kosztowało. Deprymuje nas, że innym idzie łatwiej, że nie muszą przechodzić przez tak trudne doświadczenia czy trudny czas aklimatyzacji wobec nowych rzeczywistości. Często tylko nam się tak wydaje, bo nie znamy całej prawdy o ich życiu. Lubimy porównywać, mówić, że kiedyś to było łatwiej, lepiej, między innymi dlatego, że wszystko było znane, ponazywane, takie swoje, a przez to łatwiejsze w użyciu. A za jakiś czas, wobec nowych wyzwań, to właśnie to bolesne „dziś” stanie się punktem do porównania i nowego marudzenia.
Dziś może bardziej się lękamy niż czujemy się bezpieczni. Teraz może wszystko być nowe i tajemnicze. To, co było jeszcze niedawno łatwe i jasne, dziś jest wyzwaniem. Ale to właśnie w takich okolicznościach stajemy się chrześcijanami. Doświadczamy bezradności, która inspiruje do zaufania Bogu, bo sobie w tych okolicznościach ufać nie możemy. Ważne jest, aby nie dać się zapędzić w kozi róg swoim myślom, że tu się nic nie da zrobić. Nowe wyzwania nie zawsze są przyjemne, ale zawsze mogą stać się punktem wyjścia do gruntownych zmian. To bardzo chrześcijańska rzeczywistość bycia w nieustannej drodze, gdzie każdy dzień jest nowym wyzwaniem. Okoliczności zaskakują nas wtedy, gdy wydaje się, że już wszystko wiemy.
Sam stając wobec konieczności, nieoczekiwanej i w gruncie rzeczy niechcianej, muszę zacząć wszystko na nowo. Może to dla mnie czas wgrania nowego, nie tylko uaktualnionego, ale rzeczywiście nowego systemu operacyjnego, którego trzeba się od podstaw nauczyć. Może podobny do starego, ale jednak nowy. Pan wszystko czyni nowym!
ks. Maciej Krulak