Wielka Sobota
Wolny pośród umarłych
Zewnętrznie Chrystus jest w sytuacji najbardziej radykalnego zaprzeczenia wolności. Spoczywa w grobie. Grób jest przywalony ciężkim głazem. Głaz jest zapieczętowany, a przed grobem stoją żołnierze jako straż. Można by powiedzieć, że ta sytuacja jest symbolem niewoli posuniętej aż do ostatecznych granic zniewolenia, skrępowania człowieka. W dzisiejszej liturgii Chrystus jest jednak opiewany jako Ten, który skruszył więzy śmierci, związał Szatana i wyprowadził więźniów z otchłani. Chrystus jest nie tylko wolny pomiędzy umarłymi, ale także wyzwala niewolników śmierci. Wolny pomiędzy umarłymi.
Musimy przeprowadzić analogię pomiędzy sytuacją Chrystusa a sytuacją Jego Kościoła, Jego Ciała Mistycznego. Bo i tutaj podobieństwo się sprawdza. Kościół i w tym kontekście przedłuża w historii sytuację swego Pana i Mistrza. Również sytuację Kościoła można określić tymi słowami: wolny pomiędzy umarłymi. Żeby jednak to stało się rzeczywistością, musimy mieć wiarę. Jeżeli nie będziemy jej mieli, to będziemy w niewoli, a jeżeli będziemy mieli żywą wiarę, to mimo zewnętrznej niewoli, mimo skrępowania będziemy wolnymi pomiędzy umarłymi.
Sytuacja Kościoła w krajach totalitarnych [jak kiedyś także w naszej ojczyźnie] dokładnie odpowiada sytuacji Chrystusa w Wielką Sobotę. Kościół obezwładniony spoczywa w grobie. Jego działalność, jego żywotność jest skrępowana, przytłoczona, przywalona ciężkim głazem państwowego totalitaryzmu. Kościół jest obłożony wielorakimi pieczęciami różnych dekretów, ustaw, decyzji władz administracyjnych. Kościół w biurokratycznym państwie totalitarnym jest pozbawiony swobody ruchu i działania, w niektórych krajach jest skrępowany w sposób tak daleko posunięty, że właściwie już więcej nie można. Każdy ruch przedstawicieli Kościoła, nawet chęć odprawienia mszy świętej, wymaga zezwolenia takich czy innych władz, wymaga takich czy innych pieczęci, papierów. Podobnych krępujących przepisów jest całe mnóstwo. W gruncie rzeczy tak daleko udało się już obezwładnić Kościół, złożyć go w grobie, przywalić głazem i zapieczętować, obstawić strażami, że właściwie, jak mówi przysłowie, nie można palcem kiwnąć bez zezwolenia odpowiednich czynników, władz i urzędów. […]
To jest siła zewnętrzna, która Kościół krępuje. To jest przemoc zewnętrzna. Ale jest jeszcze inna, wewnętrzna siła, psychiczna siła, która jest gorsza od tamtej i która dopiero skutecznie obezwładnia, krępuje Kościół. Tą siłą jest strach. Strach sprawia, że ludzie ciągle jak litanię powtarzają te słowa: muszę, bo… albo: nie mogę, bo i tak dalej. Za tymi słowami „muszę” czy „nie mogę” kryje się strach. Ktoś trafnie nazwał to „drabiną strachu”. Jeden boi się drugiego. Na szczycie tej drabiny jest dyktator, który przekazuje strach w dół po szczeblach, aż do samych dołów. I właśnie ta siła odbiera wolność Kościołowi. Krępuje go od wewnątrz. To jest upokarzające, ta niewola, którą właściwie sami sobie narzucamy, dlatego że nie mamy wiary, dlatego że nie potrafimy przeciwstawić tej sile strachu siły wiary i ufności Bogu, który jest z nami i w którym zawsze zwyciężamy, w którym niczego nie powinniśmy i nawet nie możemy się lękać ani obawiać.
Musimy głosić wolność w Chrystusie. Musimy wychowywać siebie do tej wolności. Od tego zależy przyszłość żywego Kościoła. Wychowanie do wolności synów Bożych, wychowanie do wolności dzieci Bożych, do wolności Chrystusowej. Do tej wolności, która jest nieskrępowana i nie może być skrępowana przez żadne zewnętrzne siły i potęgi. Tylko my sami możemy ją ograniczyć przez brak wiary i ufności, ale będzie to wtedy nasza wina.
W Wielką Sobotę powinniśmy to sobie jasno uświadomić, że sytuacja Chrystusa, ta sytuacja niewoli posuniętej aż do ostatniego, ostatecznego kresu możliwości skrępowania, nie jest zaprzeczeniem wolności, nie przekreśla jej. Chrystus jest wolny wśród umarłych. Chrystus udziela swojemu Kościołowi tej samej mocy, żeby był wolny wśród umarłych, żeby był wolny nawet wtedy, kiedy zewnętrznie wydaje się, że spoczywa w grobie.
W jaki sposób w sytuacji zewnętrznej niewoli mamy realizować wolność? Chodzi o pewną świadomość, którą musimy w sobie wypracować i potem pielęgnować. Musimy wypracować w sobie postawę wolności w obliczu prawa, które nie jest prawem w obliczu Boga. Bo taka jest sytuacja, że ciągle jesteśmy stawiani w sytuacji tych, którzy łamią prawo, którzy żyją w sprzeczności z taką czy inną ustawą, z takim czy innym przepisem prawa. Ciągle jesteśmy w pozycji oskarżonych o naruszanie praworządności, o naruszanie prawa. W tej sytuacji, jeżeli będziemy słabi wewnętrznie, jeżeli będziemy również słabej wiary, to pozwolimy narzucić sobie postawę ludzi jak gdyby zaszczutych przez różne przepisy prawne i ciągle będziemy w konflikcie z prawem i ciągle będziemy pytać, jakież to prawo znowu naruszyliśmy.
Tymczasem wcale nie trzeba jakiejś nadzwyczajnej wiedzy ani studiów, trzeba po prostu kierować się żywą wiarą, słowem Bożym i sumieniem, żeby odróżnić Prawo, za którym stoi Bóg i jakiś obiektywny ład moralny, sprawiedliwość, od tego prawa, które ustanawiają ludzie i które jest narzędziem ich polityki, narzędziem do osiągania egoistycznych celów, w końcu narzędziem do łamania Prawa.
W tej sytuacji powinniśmy mieć jasno uformowane sumienie i powinniśmy umieć zmienić role, to znaczy z oskarżonych przejść do roli oskarżycieli, tak jak to uczynił Chrystus wtedy, kiedy był postawiony przed sądem, czy to Sanhedrynu, czy Piłata. Wtedy On był sędzią, On oskarżał. On oświadczył wobec Sanhedrynu: „Jestem Mesjaszem, Synem Bożym. Odtąd ujrzycie Syna Człowieczego […] nadchodzącego na obłokach niebieskich” (zob. Mt 26,64). Zrobił aluzję do tego momentu, kiedy przyjdzie jako sędzia żywych i umarłych. Wyraźnie wskazał, że ostatecznie On jest sędzią. I my musimy umieć zachować swoją rolę w obliczu niesprawiedliwego prawa. W obliczu nadużycia prawa nie możemy pozwolić sobie narzucić roli oskarżonych, ale musimy przyjąć rolę oskarżycieli. Musimy utrzymać tę postawę, którą reprezentują także apostołowie. Za niedługo w liturgii okresu wielkanocnego będziemy słuchać Dziejów Apostolskich, jak apostołowie w obliczu różnych zakazów i oskarżeń wyraźnie oświadczali: „Nie będziemy respektowali tych zakazów, dlatego że trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi” (zob. Dz 5,29).
Jeżeli spotykamy się z zakazami, które nie opierają się na prawie Bożym, na prawie natury, na Dekalogu, ale przeciwnie, są naruszeniem tego prawa, no to miejmy odwagę oświadczyć: „Bardziej trzeba słuchać Boga niż ludzi”. Takie prawo dla nas nie jest prawem. Oczywiście, we wszystkim obowiązuje nas roztropność. Chrystus powiedział: „Bądźcie roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie” (Mt 10,16). Nie zawsze od razu trzeba stawiać sprawy na ostrzu noża. Czasem trzeba umieć coś przemilczeć, odczekać. Ale kiedy wprost zostaniemy postawieni przed tym pseudo-prawem, to wtedy musimy dać świadectwo prawdzie, musimy być wolni wewnętrznie.
Jesteśmy sługami Boga i w imię Boga ustanawiamy granice między prawdą a fałszem, między sprawiedliwością a niesprawiedliwością, między miłością a nienawiścią. Ciągle musimy dokonywać tego rozdziału swoją postawą, swoim świadectwem. Takie jest nasze zadanie. W tej chwili bowiem mamy sytuację ogólnego bałwochwalstwa: wszyscy się kłaniają przed bożkiem, który ustanawia swoje prawa, które w gruncie rzeczy nie są prawem, ale uznanie tego bezprawia za prawo jest formą bałwochwalstwa, formą zaparcia się ostatecznie Boga. Czcić Boga to znaczy uznawać Jego prawo, głosić je i bronić. Jeżeli będziemy musieli ponosić konsekwencje za taką naszą postawę, czyli znosić prześladowania, to wtedy zachowajmy swoją wolność wśród umarłych. Umarłymi są ci właśnie, którzy nie mają życia Bożego, którzy nie żyją w prawdzie, którzy są przeciwnikami Boga, niepoddani Jego woli. Ci są umarli, dlatego że żywi są tylko ci, którzy są na drodze prawa Bożego. Tylko droga przykazań Bożych prowadzi do życia. Natomiast droga sprzeciwiania się przykazaniom Bożym jest drogą prowadzącą do śmierci. Oni jeszcze mają szansę nawrócić się przed śmiercią, ale w gruncie rzeczy to są umarli. A my jesteśmy żywymi wśród umarłych, jeżeli jesteśmy na drodze woli Bożej, słowa Bożego, prawa Bożego. […]
Mamy dzisiaj okazję, żeby być prześladowanymi dla sprawiedliwości. Żyjemy właściwie w błogosławionych czasach, bo Boże błogosławieństwo może dzisiaj owocować wśród nas, może wydawać obfite owoce. Mamy mnóstwo okazji być prześladowanymi dla sprawiedliwości i dlatego mamy tyle samo okazji do bycia błogosławionymi. Nasza wolność objawia się w tym, że potrafimy się radować i weselić wtedy, kiedy jesteśmy prześladowani. Gdy jesteśmy smutni, przytłoczeni, wtedy nie jesteśmy wolni. Wtedy jesteśmy niewolnikami. Ale jeżeli wśród prześladowań, przykrości i cierpień potrafimy się weselić, wtedy jesteśmy wolni, bo radość jest tam, gdzie jest wolność. Radość zawsze jest przejawem wolności. I odwrotnie, tam gdzie jest wolność, tam musi być radość. Jeżeli tak przeżywamy prześladowanie dla sprawiedliwości, wtedy jesteśmy wolni i pełni radości i spełniamy nakaz Chrystusa: „Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie. Tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami. Błogosławieni jesteście, gdy wam urągają i prześladują was i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe o was” (Mt 5,12 i 11). Gdy apostołowie zostali ukarani przez Sanhedryn, kiedy oświadczyli, że bardziej będą słuchać Boga niż ludzi, że nie dostosują się do zakazu głoszenia Jezusa, kiedy zostali ubiczowani, to wyszli pełni radości i wesela, że stali się godni cierpieć dla sprawiedliwości, dla Chrystusa.
I wreszcie wolność od strachu, wolność od lęku. Chyba żadne upomnienie nie jest tak często powtarzane przez Chrystusa w Ewangelii jak to upomnienie: Nie bójcie się, nie lękajcie się, nie trwóżcie się, kiedy będą was prześladować. Zresztą Chrystus wiele razy zapowiadał swoim wyznawcom prześladowania: „Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować” (J 15,20); „Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało” (Mt 10,28); „Będą was wydawać sądom i w swych synagogach będą was biczować. Nawet przed namiestników i królów będą was prowadzić z mego powodu […] Kiedy was wydadzą, nie martwcie się o to, jak ani co macie mówić” (Mt 10,17-18); „Przypatrzcie się ptakom w powietrzu: nie sieją ani żną i nie zbierają do spichrzów, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Czyż wy nie jesteście ważniejsi niż one? Przecież Ojciec wasz niebieski wie, czego potrzebujecie” (zob. Mt 6,26 i 32).
Chrystus ciągle w podobnych obrazach mówi nam o tym, że jesteśmy objęci szczególną opieką Bożej opatrzności, miłości, i dlatego nie wolno nam się lękać. Lęk i strach jest zaprzeczeniem wolności. W gruncie rzeczy to jest najgorsza niewola, najniebezpieczniejsza niewola, właśnie niewola strachu. Człowiek pod wpływem strachu nie czyni tego, co chce, lecz czyni to, co musi. To jest właśnie konsekwencja czy następstwo strachu, że człowiek robi nie to, co chciałby czynić z wewnętrznego przekonania, ale ciągle robi to, co musi czynić, dlatego że się boi. A my dopiero wtedy jesteśmy naprawdę konsekwentnymi wyznawcami Chrystusa, kiedy się nie lękamy, kiedy w rozmaitych trudnościach czy prześladowaniach potrafimy wypełnić polecenie Chrystusa i być wolni od lęku i strachu, być radośni i swobodni i dawać świadectwo, z tym przekonaniem, że zwycięstwo jest nasze. My już teraz jesteśmy żywymi pośród umarłych.
Niełatwa to droga dla ludzi słabej wiary. Jeżeli nasz ruch ma być Kościołem żywym, no to właśnie nie gdzie indziej, jak tylko w naszym ruchu musi być wypracowana taka postawa w obliczu trudności, z jakimi się Kościół dzisiaj spotyka. I w gruncie rzeczy to będzie kryterium, czy nasz ruch jest naprawdę ruchem żywego Kościoła, czy naprawdę posiada charyzmat, czy naprawdę jest jakąś łaską Bożą. Właściwym kryterium i sprawdzianem będzie nasza postawa w obliczu prześladowań i trudności. Jeżeli w swoich szeregach, w swoich wspólnotach nie zdołamy wypracować tej postawy wolności dzieci Bożych, tej postawy wolnej od lęku i strachu, postawy bezgranicznej ufności i wiary, postawy odwagi w dawaniu świadectwa, to wtedy wszystko jest złudzeniem. Wtedy sami siebie okłamujemy, wtedy w gruncie rzeczy to, co robimy, jest zabawą, która tylko chwilowo daje nam jakąś przyjemność, jakieś wzruszenia, jakieś piękne przeżycia w oazie i tak dalej, ale to nie są rzeczy, które mogą być kryterium i sprawdzianem autentyzmu działania Ducha Świętego wśród nas.
Musimy dostrzec i uświadomić sobie ten problem, musimy w tym duchu pracować. To powinna być nasza praca wychowawcza. Uświadamiamy sobie wyraźnie znaki czasu, uświadamiamy sobie wezwanie Boże na dzisiejszą chwilę i widzimy, że głębokie wniknięcie w mękę Chrystusa, w Jego drogę, w Jego paschę przez śmierć do zmartwychwstania określa naszą drogę, określa nasz program na następne miesiące i lata. Ten dzień zawiera w sobie gwarancję zwycięstwa naszej drogi, ale pod warunkiem, że będziemy z Chrystusem zjednoczeni w drodze Jego męki, w drodze Jego świadectwa.
(Katecheza ks. Franciszka Blachnickiego, Triduum Paschalne 1974, Lublin).