- Co to jest wiara?
Podstawowym dla nas pytaniem, jest pytanie: co to jest wiara? Istnieje wiele różnych poglądów, wiele różnych określeń bliskich prawdy, nie oddających jednak istoty rzeczy. Aby zrozumieć, czym jest wiara, trzeba sięgnąć do Ewangelii i przypatrzeć się ludziom, którzy spotkali się z Chrystusem, do których Chrystus kierował słowa: ,,Idź w pokoju, twoja wiara cię uzdrowiła”.
Każda z tych osób przychodziła do Chrystusa z głębokim przekonaniem i ufnością, iż znajdzie u Niego rozwiązanie swojego problemu. Nasze spotkanie przez wiarę z Chrystusem musi być podobne do spotkania z Nim niewidomego, kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne, ojca, którego córka chorowała i zmarła. Przychodzili oni do Chrystusa, żyjącego wśród nich, zupełnie bezsilni, wiedząc, że nikt, oprócz Niego, nie może im pomóc. On był ich ostatnią nadzieją. Dlatego wołali: ,,Jezusie, synu Dawida, ulituj się nade mną”. Odpowiedź Chrystusa brzmiała wtedy zawsze: ,,Twoja wiara cię uzdrowiła”.
Dziś odsłania się naszym oczom tragiczna prawda, że wielu spośród chrześcijan pojmuje wiarę podobnie jak ateiści. Wiara jest dla nich pewnym sądem intelektualnym, pewnym stwierdzeniem o istnieniu Boga. Taka wiara nie jest wiarą w znaczeniu ewangelicznym. Nie ma ona żadnego wpływu na życie człowieka. Praktyki religijne wypełniają oni na wszelki wypadek [bo nie wiadomo jak tam jest po śmierci], ale postępują tak, jakby Bóg nie miał nic do powiedzenia w ich życiu, jak gdyby sami musieli rozwiązywać wszystkie swoje problemy, jak gdyby Boga wcale nie było. Dlaczego tak jest? Gdzie szukać przyczyn tej niby-wiary?
Wielu spośród tych, którzy uważają, iż wierzą w Chrystusa, zapomina o najważniejszym, że przedmiotem wiary jest pewność. Jeśli ktoś zaczyna wątpić, to schodzi z płaszczyzny wiary. Katolicka nauka o wierze wyraźnie stwierdza, że wiara z istoty swej łączy się z pewnością. Rozumienie leżące u podstaw aktu wiary można by przedstawić za pomocą następującego sylogizmu: Bóg powiedział tak: Ľmoże się mylić, ani tez nikogo wprowadzać w błąd, czyli nie może kłamać. Jeżeli wiem, że to Bóg powiedział, to moja postawa wobec niego może się wyrażać tylko w wierze nie dopuszczającej żadnej wątpliwości. Gdybym dopuścił wątpliwość, odrzuciłbym autorytet Boga. Wątpienie jest znieważeniem Boga, zakłada ono bowiem, iż nie wiemy, czy Bóg dotrzyma słowa. Już samo przypuszczenie, że Bóg nie jest wiarygodny jest zniewagą Boga.
Oczywiście, mogą być wątpliwości innego rodzaju, pojawiające się na przedpolu wiary: czy to Bóg powiedział? czy tak to powiedział? czy tak należy rozumieć jego słowa? Ale jeżeli ja wiem, że to Bóg do mnie mówi, że to są jego słowa, to wtedy nie mam innej możliwości, jak tylko wierzyć lub nie wierzyć. Nie ma miejsca na wątpienie.
Tymczasem w praktyce bardzo często wątpimy. Powątpiewanie to nie dotyczy prawd wiary zawartych w formule wyznania wiary {CREDO} [zazwyczaj nie neguje się ich], wątpliwości pojawiają się w momencie, gdy trzeba odpowiedzieć na pytanie: czy wierzysz w to, że Bóg naprawdę cię miłuje, że tak cię umiłował, że Syna Swojego wydał za ciebie na śmierć krzyżową, że gotów jest w każdej chwili odpuścić ci grzech?
I tu dochodzimy do sedna sprawy. Głównym problemem wiary jest uwierzyć w miłość Boga. Do kryzysu wiary dochodzi zwykle na tym tle. Skoro Bóg jest dobry, skoro Bóg mnie miłuje, to dlaczego dopuszcza takie doświadczenia, takie cierpienia, takie nieszczęścia – i wiara załamuje się.
Uwierzyć w miłość Boga, być pewnym tej miłości względem siebie, głosić tę wiarę – to jest zasadnicze zadanie chrześcijanina. Uwierzyć w miłość Boga do wszystkich ludzi, w miłość Boga do mnie, miłość, która sprawiła, że Syna Swego Jedynego wydał na śmierć krzyżową. Nie można na to wydarzenie patrzeć tylko, jak na fakt historyczny, wstrząsający z pewnością, ale zaistniały w dalekiej przeszłości i zupełnie mnie nie dotyczący. Ta bowiem śmierć była ofiarą złożoną Bogu za wszystkich ludzi i za mnie także. Teolodzy mówią, że Bóg tak dalece umiłował człowieka, ze byłby gotów umrzeć dla każdego człowieka z osobna, gdyby tak trzeba było uczynić dla naszego zbawienia. Ta jednak śmierć objęła nas wszystkich a jej skutkiem jest odpuszczenie grzechów.
Dopóki człowiek nie stanie w obliczu tak wielkiej miłości Boga, dopóki nie uwierzy, że Bóg unicestwił wszystkie jego grzechy, dopóty nie dotrze do istoty chrześcijaństwa. Trzeba bowiem poważnie potraktować istotę odpuszczenia grzechów, także moich grzechów.
- Brak wiary w odpuszczenie grzechów
Tu trzeba stwierdzić, że na stylu naszego katolickiego życia zaciążyło nieporozumienie związane z sakramentem pokuty. Powszechną jest świadomość, że odpuszczenie grzechów uzyskuje się jedynie podczas spowiedzi [dopóki się nie wyspowiadam, dopóty żyję w grzechu]. Teoretycznie można spowiadać się codziennie, praktycznie wielu spowiada się raz na kilka miesięcy, a nawet tylko raz w roku. A co między spowiedziami? Życie w grzechu. Przywykliśmy do tego, jak gdyby był to normalny stan życia chrześcijańskiego. Spowiedź, komunię traktujemy jako coś nadzwyczajnego, świątecznego. Stan łaski, który uzyskujemy po spowiedzi, jest dla nas czymś podobnym bańce mydlanej, czymś, co w każdej chwili może przestać istnieć. Dlatego najlepiej zaraz po spowiedzi iść do komunii i to jak najszybciej, by w drodze od konfesjonału do balasek nie zgrzeszyć. I jesteśmy zadowoleni, bośmy i wyspowiadani i Ľponiedziałku normalne życie, to znaczy, w grzechu ciężkim.
Kiedyś, jeszcze u początków oazy Dzieci Bożych, porównałem takie życie do życia żab, które żyją w błocie, w cuchnącej wodzie i tylko od czasu do czasu wychylają się, by zaczerpnąć powietrza, i znów w błoto, tam, gdzie czują się dobrze. Ten model życia: spowiedź, komunia święta, narzuca wychowanie chrześcijańskie. Powszechnym zjawiskiem jest tez nie rozróżnianie wagi ciężaru grzechu, traktowanie wszystkich grzechów jednakowo [zapomniał pacierza, pokłócił się z żoną – zgrzeszył; czeka na okazję do spowiedzi].
Innym zjawiskiem jest zadręczanie się wielu ludzi już po spowiedzi. Czy wszystko powiedziałem? Czy czegoś nie przekręciłem? A może należało to inaczej powiedzieć?. Niekiedy po spowiedzi są bardziej niespokojni, niż przed. I wszystko wskutek tego, że nie wierzą w odpuszczenie grzechów.
Przypatrzmy się konsekwencjom tej niewiary. Jeśli chrześcijanin wciąż jest świadomy, że żyje w grzechu, to czyż w jego życiu może objawić się radość, pokój, moc? Czy może on dawać świadectwo, czy może wołać: ,,Słuchajcie ludzie! Przyszedł Chrystus Zbawiciel, odpuścił wam grzechy, wszystkie problemy są do rozwiązania!Cieszcie się razem ze mną” Przeciętnemu chrześcijaninowi naszych czasów daleko od takiej postawy. Nie pozwala mu na to świadomość grzechu. Chciałby ten ciężar zrzucić z siebie, zaczyna usprawiedliwiać się przed sobą, przed Panem Bogiem, tłumaczy sobie, że wszyscy talk robią, że księża przesadzają, że to wcale nie jest grzech. Chcąc uzyskać spokój działa wbrew sumieniu. Systematyczne zagłuszanie sumienia powoduje, że nie staje się wrażliwy na grzech, neguje istnienie grzechu w ogóle.
- Duchowe oddychanie [żal doskonały
Negacja grzechu jest dziś znakiem czasu. A Pan Bóg wciąż nas poucza, przypomina nam odwieczne prawdy biblijne. Dziś – jak sądzę – chce się posłużyć braćmi z innych kościołów chrześcijańskich, którzy przychodzą do nas z żywym świadectwem wiary w odpuszczenie grzechów, aby nam przypomnieć to, co było i jest w tradycji Kościoła katolickiego. Przecież wszystkich nas uczono, iż odpuszczenie grzechów uzyskuje się wzbudzając tzw. żal doskonały. Uczono nas, aby wzbudzić ten żal zaraz po grzechu, by nie czekać do spowiedzi. Bracia z ruchu Agape [znanego w Polsce jako Ruch Nowego Życia] nazywają tę praktykę duchowym oddychaniem, my – żalem za grzechy – istota rzeczy jest ta sama: po popełnieniu grzechu zwracam się w wierze do Boga, w uznaniu, że On mnie miłuje, że zmarł na mnie na krzyżu, że chce mi darować grzechy i że ja tego Boga zasmuciłem swoim grzechem. Żal doskonały przynosi nam natychmiastowe odpuszczenie grzechów – BEZ SPOWIEDZI !
Czy po żalu doskonałym za grzechy, a miałem na sumieniu grzechy ciężkie, mogę przystąpić do Komunii św. bez spowiedzi, jeśli są zewnętrzne przeszkody w przystąpieniu do sakramentu pokuty? Np. jest jakaś uroczysta wspólnotowa msza św. i powinienem przystąpić do Komunii św., a w konfesjonale nie ma księdza, albo jest wielu penitentów i nie zdążę się wyspowiadać, czy wtedy mogę przystąpić do Komunii św.? Teologia moralna uczy, że można w takim wypadku przystąpić do Komunii bez spowiedzi, ale potem trzeba pójść do spowiedzi i te grzechy jeszcze raz wyznać, CHOĆ SĄ JUŻ ODPUSZCZONE(!). Chodzi bowiem nie o to, aby ,,poprawić” odpuszczenie grzechów, lecz o to, że muszę pojednać się z Kościołem, ze wspólnotą. Jest sprawą niesłychanie ważną to, że gdy w duchu głębokiej wiary rozwiążemy problem grzechu, to nasze życie chrześcijańskie może być pełne radości, pokoju, może być siłą naszego świadectwa.
Co zatem należy uczynić przedmiotem wiary? To, że odpuszczenie grzechów od chwili zbawczej śmierci Chrystusa na krzyżu jest rzeczywistością, która trwa, istnieje niezależnie od nas. Dlatego właśnie odpuszczenie grzechów jest sakramentem. Sakramenty bowiem są znakiem tej rzeczywistości tak pewnej i nieodwracalnej, że mogą być w każdej chwili, za pomocą znaku uobecnienia, jakby zaaplikowane, zastosowane wobec konkretnego człowieka. Oczywiście i człowiek musi spełnić określone warunki. Pan Bóg chce, aby przyjął on ofiarowane mu zbawienie w sposób wolny.
- Magiczne pojmowanie sakramentu spowiedzi
Często spotykamy się z magicznym sposobem pojmowania sakramentów, z przypisywaniem im samym jakiejś mocy, w oderwaniu od zbawczego dzieła Chrystusa, jak gdyby zbawienie było faktem stwarzanym przez sakramenty. Tymczasem sakramenty same z siebie nie mają takiej mocy, albowiem mocą jest Chrystus i Jego dzieło zbawienia. W celu lepszego zrozumienia istoty sakramentu możemy posłużyć się takim porównaniem. Do korzystania z energii elektrycznej potrzebne jest gniazdko i wtyczka. Jednakże gniazdko samo z siebie nie dostarcza nam energii elektrycznej. Źródło tej energii znajduje się w elektrowni. Energia pochodzi z tego źródła, a nie z gniazdka. Wtyczka musi być podłączona do źródła tej energii, które znajduje się w elektrowni. Energia pochodzi z tego źródła, a nie z gniazdka. Ale jeśli chcę, aby przepływała przez żarówkę, czy inne urządzenie elektryczne, to muszę podłączyć je do gniazdka. W nim musi nastąpić połączenie. Sakrament jest miejscem połączenia człowieka ze źródłem mocy, miejscem włączenia go w dzieło zbawcze Chrystusa, z którego jedynie pochodzi moc sakramentu.
Nie mogę mieć wątpliwości, że Bóg przez Chrystusa odpuszcza mi grzechy. Jeśli wątpię, to kwestionuję dzieło Boga i Jego obietnice. Obietnica odpuszczenia grzechów wyrażana jest w Piśmie Świętym wielokrotnie. Chociażby w 1 J 1:8.9: ,,Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy. Jeśli wyznajemy nasze grzechy, Bóg jako wierny i sprawiedliwy odpuści je nam i oczyści nas z wszelkiej nieprawości”. Albo w 1 J 1:7: ,,Jeśli zaś chodzimy w światłości, tak jak On sam trwa w światłości, wtedy mamy jedni z drugimi współuczestnictwo, a krew Jezusa, Syna Bożego oczyszcza nas z wszelkiego grzechu”
- O tym, jak oddychać duchowo – słów kilka
Na podstawie czego Bóg odpuszcza nam grzechy? Pismo św. i nauka Kościoła mówi, że odpuszczenie grzechów jest wyłącznie dziełem miłości, miłosierdzia Bożego, jest owocem śmierci zbawczej Chrystusa. Nikt i nic, żaden człowiek, żadne ludzkie dzieło, żadne uczynki pokutne, żadne umartwienia, żadne posty nie mogą nam wysłużyć u Boga odpuszczenia grzechów. Odpuszczenie grzechów dane jest nam za darmo, to łaska Boga. Nikt nie może powiedzieć: zgrzeszyłem, ale sam to naprawię, nie potrzeba mi żadnej łaski Boga, nie chcę miłosierdzia, rozpocznę życie takiej pokuty, takiej ascezy, umartwienia, że Bóg musi mi odpuścić grzechy. Podobne rozumowanie jest z gruntu błędne, to wielkie nieporozumienie, nikt nie może sobie wysłużyć zbawienia. Pismo św. zaświadcza o tym wiele razy. Oczywiście istnieje zadośćuczynienie, istnieją dobre uczynki, o które trzeba się starać, by przebłagać Boga za grzechy. Wszystko to jednak jest budowaniem na bazie przebaczenia, które najpierw jest całkowicie dziełem łaski Bożej.
Musimy o tym pamiętać w konkretnej sytuacji, gdy uświadomimy sobie, że zgrzeszyliśmy. Wówczas nasza reakcja nie może wyglądać tak: co teraz zrobić? może jakoś wybronię się przed Bogiem? może uda się to ukryć? może jakoś to przed Nim zatuszuję? przecież Pan Bóg zrozumie mnie jakoś. Spróbuję usprawiedliwić się jakoś, a jeśli się nie uda, to złożę w końcu tę ofiarę, pójdę na pielgrzymkę do Częstochowy, będę pościł, jakoś to naprawię. Nie tak, to jest fałszywa droga.
Postępowanie właściwe to po pierwsze przyznać: stało się, już nie mogę niczego zmienić, to, co się stało weszło już do historii i nikt nie potrafi tego wymazać. Trzeba przede wszystkim spokojnie, trzeźwo powiedzieć: uznaję, zrobiłem coś, czego nie powinienem był robić, co nie zgadza się z wolą Bożą. Uznaję ten grzech przed Bogiem i mówię Mu: ,,Panie, stoję tu przed Tobą w prawdzie, zgrzeszyłem. Nie usprawiedliwiam się i nie tłumaczę.” Często jest nawet taka sytuacja, że nie jestem zdolny osądzić, ile w tym naprawdę było mojej winy, ile niezawinionej słabości, czy to był grzech ciężki, czy lekki. Nie potrafię osądzić i nawet nie muszę. Zwracam się tylko do Pana i mówię: ,,Ty widzisz mój uczynek w całej prawdzie. Ja przyznaję Twój osąd, Twoją klasyfikację grzechu i wyznaję mój grzech.”
Wyznanie grzechu to nie tylko proste stwierdzenie, iż zgadzamy się z osądem Boga o swoim postępowaniu. W przyjęciu bowiem Bożego osądu o sobie zawiera się także odwrócenie woli od tego postępowania, które jako złe potępiam w sobie, a to jest istotnym momentem żalu. Żal to przede wszystkim ocena uczynku, uznanie go za zło i nie podtrzymywanie go swoją wolą. Potem jeszcze zwrot do Boga, oddanie tego, co się stało w Jego ręce. W tym zwrocie wyraża się wiara w miłosierdzie Boga, w to, że Bóg chce mnie zbawić, że chce mnie wyrwać z grzechu, albowiem ,,Bóg nie chce śmierci grzesznika, ale aby się nawrócił i miał życie”. Uznając Boże miłosierdzie, oddaję Bogu chwałę. I jeszcze jedno: trzeba nam wyraźnie powołać się na Chrystusa, na Jego zbawczą śmierć na krzyżu i prosić Boga o darowanie grzechów w imię Chrystusa i Jego śmierci.
Jeżeli po grzechu w ten sposób zwracam się do Boga, to ten zwrot zawiera w sobie istotne elementy żalu za grzechy. Jeżeli żałuję ze względu na miłość Boga, jeżeli żałuję dlatego, że działałem przeciw tej miłości, to mój żal nazwać można doskonałym. Jeżeli w ten sposób, szczerze, na modlitwie, zwróciłem się do Boga, to teraz powinienem Panu podziękować za to, że mi odpuścił grzechy i zachowywać się tak (OD RAZU!), jak gdybym już nie miał grzechu. Jeżeli postępuję inaczej, to znaczy, że nie wierzę Bogu. Jest to niekonsekwencja. Skoro wierzę, uznaję i wyznaję moje grzechy, zwracam się do miłosierdzia Bożego, wzywam Chrystusa i w imię Jego męki, śmierci na krzyżu i krwi za mnie przelanej proszę o odpuszczenie grzechów, to muszę być pewny ich darowania.
Nie oznacza to dla nas, katolików, że nie potrzeba iść do spowiedzi, bo sakrament pojednania jest mimo to potrzebny, a w pewnych wypadkach nawet konieczny. Przeżywamy wtedy pojednanie z Bogiem na płaszczyźnie sakramentalnej, które jest dopełnieniem tego spotkania w wierze [w trakcie modlitwy], kiedy to Bóg odpuścił nam grzechy. Przeżywamy wtedy także pojednanie z Kościołem. Taki jest ustanowiony przez Boga porządek pojednania.
Tak jest zawsze, przy każdym sakramencie: najpierw musi się dokonać na płaszczyźnie wiary to, co dokona się potem w sakramencie. A jeżeli dokona się na płaszczyźnie wiary, to skutek sakramentu został osiągnięty, nawet przed jego przyjęciem. Uświadomienie sobie tej postawy pozwoli nam wyzwolić się ze skarłowaciałego życia chrześcijańskiego, z przytłoczenia grzechami. Musimy wyciągnąć konsekwencje z naszej wiary. Jeżeli wierzymy w zbawienie dokonane przez Chrystusa, jeżeli wierzymy w odpuszczenie grzechów, to za każdym razem, gdy uświadamiamy sobie, że zgrzeszyliśmy, że cos w naszym stosunku do Boga jest nie w porządku, że coś w nas pozostaje jeszcze nie oddane Bogu, a uświadamiamy sobie, uznajemy i wyznajemy to przed Bogiem, nawiązujemy właściwą relację z Bogiem. Wówczas to, co Bóg przez Chrystusa uczynił obiektywnie, staje się dla nas subiektywnym, staje się naszą osobową własnością. ,,Bo Bóg, który nas stworzył bez nas, nie chce nas odkupić bez naszego współdziałania.” – jak wyraził prawo Bożej ekonomii zbawczej św. Augustyn. Bóg chce, abyśmy – jako osoby obdarzone świadomością i wolnością- weszli w rzeczywistość zbawienia, byśmy świadomie i w sposób wolny zaakceptowali to, co On nam ofiaruje. Możemy to uczynić w każdej chwili. Bo bowiem nigdy nie cofa swej obietnicy. Dlatego to teologia sakramentalna stwierdza, iż sakramenty działają ex opere operato, to znaczy, ze działają nie na mocy ludzkiej zasługi i ludzkiego wysiłku, lecz mocą swego dzieła zbawczego Chrystusa, które uobecnia się w sakramencie. Od nas oczekuje Bóg świadomego i wolnego aktu wiary. Oczekiwanie Boga możemy spełnić dzięki Duchowi świętemu, który działa w nas, przez naszą osobę i naszą wolność.
- Pewność wiary a pewność wytrwania do końca
W tym kontekście trzeba jeszcze, choć po krótce, omówić zagadnienie, wzbudzające kontrowersje Kościoła katolickiego i Kościołów protestanckich. Mianowicie, problem tzw. pewności zbawienia. Przyczyną kontrowersji jest nieprecyzyjne rozróżnianie pojęć: pewności wiary, pewności zbawienia i łaski wytrwania do końca. Otóż, jeżeli stoimy w obliczu Boga i Jego Słowa i jesteśmy wezwani do wiary w nie, to naszą odpowiedzią może być tylko wiara, której przedmiotem jest pewność. W tym właśnie znaczeniu mówimy o pewności wiary. Jeżeli w Piśmie świętym spotykamy się z obietnicą zbawienia: ,,Kto wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to?”, cóż mamy wówczas odpowiedzieć? Oczywiście możliwa jest tylko jedna odpowiedź: WIERZĘ! Czy jesteś pewny swej wiary? – Nie mogę inaczej odpowiedzieć, jak: JESTEM PEWNY! Czy jesteś pewny zbawienia? – w tym kontekście – OCZYWIŚCIE!
Innym zagadnieniem jest tzw. łaska wytrwania do końca. To właśnie zagadnienie jest źródłem kontrowersji między katolikami i protestantami. Co innego pewność wiary, a co innego pewność wytrwania do końca w łasce. Wiara, która nie jest pewna, nie jest wiarą. Pewność jest nierozdzielnie związana z wiarą. Wątpienie we wierze jest grzechem, tak naucza Kościół. Kościół katolicki odrzuca jednak postawę pewności wytrwania do końca. Pismo św. mówi przecież również o takich wypadkach, że ktoś wszedł na drogę wiary, ale na niej nie wytrwał. Powtórzmy raz jeszcze: naszą odpowiedzią na Słowo Boże skierowane do nas, musi być pewna, niewzruszona wiara. Taka wiara daje radość, poczucie wyzwolenia, daje moc, uzdalnia do świadectwa. Świadectwo człowieka niepewnego w swej wierze nie jest świadectwem. Dlatego też ogromna liczba chrześcijan nie daje świadectwa, bo nie jest pewna.
Rozumiemy teraz, że problem pewności wiary, wiary w odpuszczenie grzechów, jest istotnym zagadnieniem w ewangelizacji. Rozwiązanie tego problemu przez każdego osobiście z Bogiem na modlitwie jest warunkiem skuteczności świadczenia o Bogu. Ważne jest, aby to, co nasi bracia z Agape nazywają duchowym oddychaniem, stało się dla nas powszechnym. Wtedy będziemy mogli naprawdę pójść do ludzi z radosna nowiną, a nie z kolejną hipotezą, która ma ludziom pomóc. Wtedy pójdziemy głosić innym to, czegośmy sami doświadczyli, czego jesteśmy pewni.