Referat wygłoszony na sesji specjalnej IV Krajowej Kongregacji Odpowiedzialnych Ruchu Światło-Życie w Kalwarii Zebrzydowskiej dnia 5 marca 1979 r.
Podjęcie tematu teologii wyzwolenia w powiązaniu z problemem alkoholizmu i innych zagrożeń społecznych w naszym narodzie domaga się najpierw kilku uwag wstępnych dotyczących samego terminu teologia wyzwolenia i jego rozumienia.
Pojęcie to ma pewien wydźwięk pejoratywny w związku ze współczesnymi próbami stworzenia teologii wyzwolenia w Ameryce Łacińskiej, gdzie nie uniknięto w tych poszukiwaniach pewnych błędów.
Ojciec święty w niedawnej swojej wypowiedzi, już po powrocie z Meksyku, na audiencji ogólnej w dniu 21 II 1979, powiedział, że trzeba przyznać rację jednemu z wielkich współczesnych teologów (Hansowi Urs von Balthasarowi), który słusznie domaga się teologii wyzwolenia o uniwersalnym zasięgu. Tylko konteksty są różne, ale sama rzeczywistość wolności jest uniwersalna, a zadaniem teologii jest odnalezienie jej prawdziwego znaczenia w różnych i konkretnych kontekstach historycznych i współczesnych. Na zakończenie audiencji Papież, jak zwykle, skierował kilka słów w języku polskim do obecnych na audiencji Polaków i powiedział wtedy: Chciałbym dodać, że my mamy swoją własną teologię wyzwolenia, jest ona bardzo głęboko wpisana w dzieje naszej Ojczyzny. Wiemy, że Chrystus w najgorszych okresach tych dziejów był dla nas natchnieniem i źródłem, ażeby nie rezygnować z wolności człowieka i wolności narodu.
Otóż chodzi nam właśnie o znalezienie takiej teologii wyzwolenia, o której mówi Ojciec święty. Znajdujemy się na pewno w jednym z najgroszych momentów naszej historii, w momencie jednego z największych zagrożeń naszej egzystencji i dlatego idąc za przykładem naszych przodków, musimy w Chrystusie szukać natchnienia i źródła, żeby nie zrezygnować z wolności człowieka i wolności Narodu. W tym znaczeniu mówimy o teologii wyzwolenia w związku z problemami, przed którymi stoimy, które są tak niepokojące, że zmuszają nas do natychmiastowego szukania jakiegoś ratunku i wyjścia z sytuacji.
W niniejszym referacie będzie mowa nie tyle o teologii wyzwolenia, czy o jej elementach, ile raczej o teologicznych aspektach wyzwolenia.
I znowu zacytuję tutaj słowa Ojca Świętego wypowiedziane podczas audiencji ogólnej w dniu 21 II 1979 r.: Wyzwolenie jest rzeczywistością wiary wpisaną głęboko w wybawicielską misję Chrystusa, w Jego dzieło, w Jego nauczanie.
Nie negując słuszności i potrzeby wszechstronnego analizowania alkoholizmu i innych pokrewnych mu problemów, nie negując potrzeby sięgania do wszelkich dziedzin nauki, które na ten temat mogą nam coś powiedzieć, musimy jednak w innym miejscu położyć akcent. Musimy podejść do tego problemu jako wierzący, jako chrześcijanie, z tym głębokim przekonaniem, że ostateczne jego rozwiązanie może przyjść tylko od Chrystusa. Możemy w różny sposób przyczyniać się do rozwiązania problemu, ale zasadniczo bez Chrystusa, bez Jego mocy zbawczej, nie rozwiążemy tego problemu. Trzeba z zażenowaniem przyznać, iż dotąd w – skądinąd szlachetnych i z dobrych intencji płynących – wysiłkach podejmowanych w walce z alkoholizmem na gruncie naszego duszpasterstwa, stawaliśmy właściwie tylko na płaszczyźnie motywacji świeckiej, naukowej. Nie ukazaliśmy dotąd, że chodzi tu przecież o wybawienie człowieka w sensie biblijnym. Musimy stwierdzić, że nie położyliśmy dotąd naszej ufności w tych mocach wyzwalających, których może nam udzielić jedynie Chrystus przez swojego Ducha.
Musimy też z całą szczerością stwierdzić, że to właśnie jest przyczyną wszelkich dotychczasowych niepowodzeń w walce z alkoholizmem. Brakowało nam wielkiej wiary w moc Ewangelii, w moc Chrystusa, Tego, który jedynie może człowieka wyzwolić. Brakowało ufności w moc Ducha Świętego. W tej chwili chodzi nam o zasadniczą zmianę motywacji akcji antyalkoholowej, o przesunięcie akcentu. Myślimy o wyzwoleniu w sensie ewangelicznym, dlatego pragniemy się oprzeć przede wszystkim na Chrystusie, na Jego słowie, na prawdzie, którą On nam przyniósł. Chcemy się oprzeć na mocy Jego Ducha. Dlatego też rozpoczynamy poszukiwanie drogi wyjścia z tej tragicznej sytuacji w teologii, w Ewangelii, w słowie Bożym, w Objawieniu.
Tam na pewno znajdziemy odpowiedź, bo przecież zbawienie, które przyniósł nam Chrystus, oznacza nie tylko zbawienie wieczne, to zbawienie kiedyś, po śmierci, zbawienie, na które teraz w jakiś sposób mamy sobie zasłużyć. Istnieje wielka różnica między tą wizją zbawienia a wizją biblijną, ewangeliczną, która mówi, że zbawienie jest rzeczywistością historyczną, że jest ono ingerencją Boga w życie ludzkie, że jest faktem, że dokonuje się we wszystkich wymiarach ludzkiej egzystencji.
W tym momencie trzeba nam sięgnąć do Księgi Wyjścia; w niej znajduje się bowiem źródło teologii wyzwolenia. Księga Wyjścia jest Księgą historyczną, opisującą wejście Boga w historię, w historię narodu udręczonego, pozostającego w strasznej niewoli. Bóg objawia się jako Bóg, który widzi i słyszy, który postanawia zstąpić, czyli wkroczyć swoją mocą w życie ludzi, w historię, w dzieje swego narodu po to, żeby wyzwolić go w sensie jak najbardziej rzeczywistym, realnym, we wszystkich wymiarach jego egzystencji doczesnej, z perspektywą wyzwolenia ostatecznego, które się dokona dopiero w innym porządku życia. Wyzwolenie takie, jakie ukazuje Pismo święte jest historią zbawienia, jest objawieniem mocy Bożej w historii człowieka.
Wyzwolenie a misja Chrystusa
Po tych uwagach wstępnych chciałbym przedstawić tezę fundamentalną całej teologii wyzwolenia. Brzmi ona:
Działalność na rzecz wyzwolenia człowieka, wyzwolenia narodu, czy w ogóle ludzkości należy widzieć jako kontynuację misji zbawczej Chrystusa.
Tutaj musimy sięgnąć do pierwszego, dla całej problematyki podstawowego tekstu. Jest nim tekst z Ewangelii św. Łukasza (4, 17-19). W synagodze w Nazarecie Chrystus bierze do ręki Księgę proroka Izajasza. Rozwijając ją, trafił na miejsce, gdzie było napisane: Duch Pański spoczywa na mnie, ponieważ mnie namaścił i posłał mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie, abym uciśnionych odsyłał wolnymi, abym obwoływał rok łaski u Pana. W tym tekście, w którym Chrystus określa swoją misję, swoje posłannictwo mesjańskie, aż dwa razy określone jest ono słowem „wolność” (głosić wolność, przywracać uciśnionym wolność). Implicite nawet trzeci raz w słowach: abym obwoływał rok łaski u Pana. Wiadomo, że rok łaski, tzw. rok jubileuszowy, w Starym Testamencie łączy się z przywracaniem wolności niewolnikom. W tym miejscu musimy „zakotwiczyć” całą akcję.
Chrystus przyszedł po to, aby wyzwolić człowieka, aby więźniom ogłosić wolność, aby uciśnionych wypuścić na wolność. A zatem wszelka akcja na rzecz wyzwolenia człowieka, jeżeli ma być owocna, skuteczna, musi być podjęta jako kontynuowanie misji Chrystusa. Duch Pański nade mną, On mnie namaścił. Chrystus z kolei udziela swojego namaszczenia Kościołowi, tym, którzy w Niego uwierzyli. Udzielając namaszczenia przekazuje także misję i dlatego w samym powołaniu chrześcijańskim, w samym namaszczeniu otrzymanym na chrzcie św. i w sakramencie bierzmowania zawarte jest powołanie, misja. Ta sama, którą otrzymał Chrystus, do której został namaszczony. Powołanie chrześcijańskie jest więc równocześnie powołaniem do uczestnictwa w misji Chrystusa, której istotą jest wyzwalanie człowieka.
Jako chrześcijanie, jako ochrzczeni musimy odnowić w sobie świadomość tej misji i odpowiedzialności za nią. Tu dochodzimy do bardzo istotnego odkrycia, że powodzenie walki z alkoholizmem i innymi nałogami społecznymi jest uzależnione od tego, czy znajdzie się odpowiednia liczba ludzi, którzy odnajdą swoje powołanie do wyzwalania innych. Popełniamy zasadniczy błąd, jeżeli wezwanie do włączenia się do walki z alkoholizmem adresujemy do alkoholików, czy do pijaków, bo przecież to oni mają być wyzwoleni, a oni samych siebie nie wyzwolą, lecz ktoś inny musi ich wyzwolić. W celu przeprowadzenia takiej akcji należy najpierw, mówiąc obrazowo, zmobilizować kolumnę ratunkową, zmobilizować pewną grupę ludzi, którzy świadomie, w oparciu o misję Chrystusa i w zjednoczeniu z nią, podejmą misję wyzwalania braci. Dlatego apel trzeba kierować najpierw do ludzi zdrowych, do tych, którzy nie są niewolnikami nałogu. To oni muszą zrozumieć swoją odpowiedzialność i pójść do biednych braci znajdujących się w takiej czy innej niewoli, po to by im podać rękę, żeby ich podnosić, wyrywać z niewoli, wyzwalać mocą Chrystusa.
Wyzwolenie a nowy człowiek
Druga teza wyjściowa jest uzupełnieniem pierwszej. Wyzwolenie ukazywane na takiej płaszczyźnie jest właściwie równoznaczne z pojęciem zbawienia w sensie biblijnym. Pismo święte mówi zamiennie o zbawieniu i o odkupieniu. Zbawienie zawiera w sobie element wyzwolenia z niewoli, jaką jest stan grzechu. Zbawienie jest najpierw odkupieniem i wyzwoleniem z tego stanu, a później wprowadzeniem do pełni nowego życia, do wolności synów Bożych. Wszystkie problemy, które dręczą człowieka i całą społeczność ludzką, są więc objęte programem zbawienia, odkupienia człowieka. To zbawienie, które przychodzi od Chrystusa, sięga w głąb istoty człowieka. Ono zaczyna działać tam, gdzie jest źródło wszelkiego zła, a jest nim grzech.
Grzech jest rzeczywistością, która dokonuje się w samym sercu człowieka, w jego istocie, w głębi jego osoby, która w sposób świadomy i dobrowolny podejmuje decyzje, wybiera wartości. Zbawienie sięga właśnie w głąb człowieka. Tam dokonuje się uleczenie, uzdrowienie, wyzwolenie. Inaczej mówiąc, zbawienie polega na stworzeniu nowego człowieka. Wypełnia się w nim zapowiedź proroków o nowym sercu, które Bóg da człowiekowi, zapowiedź o nowym stworzeniu.
Otóż wszelkie naturalne, ludzkie akcje na rzecz wyzwolenia człowieka załamują się w końcu w obliczu tego właśnie problemu. Jak dotąd żadna rewolucja, żaden program społecznego wyzwolenia, żaden program reformy społecznej nie potrafił rozwiązać problemu nowego człowieka (przemiany człowieka, wychowania nowego człowieka). Jedynie zbawienie, które przynosi Chrystus, ma moc przemiany człowieka, stworzenia nowego człowieka. Ono przynosi uzdrowienie człowieka od korzenia, „in radice”. Dopiero w oparciu o to uzdrowienie, mogą być rozwiązane inne problemy.
Tę ogólną zasadę trzeba zastosować w konkretnym przypadku walki z alkoholizmem. Błąd, który się często popełnia w jej toku, polega na tym, że problem alkoholizmu pojmuje się jako problem specjalistyczny dla specjalistów. Specjalistami są lekarze czy zawodowi działacze przeciwalkoholowi, a ich zadanie polega na leczeniu tej szczególnej choroby, jednej z wielu chorób człowieka, która nazywa się alkoholizmem. Wszystko więc dokonuje się w ramach wąskiej specjalizacji. Popełnia się wówczas ten sam błąd co w medycynie, gdy lekarz zabiera się do leczenia gorączki bez ustalenia jej przyczyn, gdy leczy objawy choroby, nie starając się dotrzeć do jej źródła. Zamiast leczyć cały organizm człowieka, leczy go „wycinkowo”. Błąd ten dawno już został skrytykowany, w praktyce jednak nadal z nim się spotykamy.
Przystępując do walki z alkoholizmem, trzeba sobie jasno zdawać sprawę z tego, iż nie jest on tylko taką czy inną słabością ludzką, przejawem takiej czy innej choroby człowieka, ale że jest to choroba człowieka, rozumianego całościowo. Jeśli więc nie przystąpimy do uleczenia człowieka, człowieka jako całości, to daremne będą nasze wysiłki zmierzające do zwalczenia pewnych symptomów choroby. Dlatego ustawienie problemu na płaszczyźnie biblijnej wizji człowieka, jego wyzwolenia, zbawienia – wizji, którą nam daje Objawienie – jest „conditio sine qua non” skutecznej akcji antyalkoholowej.
Wyzwolenie a prawda
Chciałbym teraz przedstawić tezy szczegółowe, które stanowią teologiczne elementy wyzwolenia, czy też elementy teologii wyzwolenia człowieka. Omawiając każdą z tez przedstawię najpierw błędne poglądy czy rozwiązania, z którymi można się spotkać, a które w świetle Objawienia należy skorygować.
Pierwsza teza dotyczy samego pojęcia wolności człowieka. Tu od razu trzeba zwrócić uwagę na bardzo popularne, rozpowszechnione a fałszywe wyobrażenie wolności. Wolność utożsamia się z niezależnością człowieka. Człowiekiem wolnym jest ten, kto nie zależy od nikogo i od niczego. Słowo niewola kojarzy się natychmiast z zakazem „nie wolno” – nie wolno robić tego, nie wolno pójść tam, nie wolno podjąć takiej czy innej inicjatywy. Stale i wszędzie wokoło widzi się tylko zakaz „nie wolno”. Otóż od takiego skojarzenia – niewola = nie wolno – już tylko krok od następnego: wolność = nieodpowiedzialność. Wolno mi, bo nikt mnie nie pilnuje, bo nikt się nie dowie, bo przed nikim nie będę musiał odpowiadać za swoje czyny, nikt nie będzie mnie rozliczał z mojej działalności. Jestem wolny, a więc nieodpowiedzialny przed nikim, a w końcu nawet przed sobą i przed własnym sumieniem też nieodpowiedzialny. Wolność pojmuje się zatem jako jakąś siłę witalną, jakiś instynkt, jakieś uczucie czy poczucie nieskrępowania.
Zwróćmy teraz uwagę na to, jak bardzo są związane takie pojęcia wolności i niewoli z problemem alkoholizmu.
Jednym z głównych źródeł alkoholizmu i jedną z najważniejszych przyczyn sięgania przez człowieka po alkohol jest upatrywanie w nim środka pseudowyzwolenia. Medycyna stwierdza, że alkohol działa przede wszystkim „rozhamowująco”, tzn. paraliżuje wszelkie hamulce, które znajdują się w psychice człowieka. Normalnie człowiek będąc w towarzystwie, krępuje się wypowiadać takie czy inne słowa, takie czy inne żarty. Odczuwa bowiem, co jest właściwe a co niewłaściwe, co się godzi a co się nie godzi. Natomiast pod wpływem alkoholu te psychiczne hamulce, decydujące o kulturze człowieka, są kolejno unieruchamiane, paraliżowane. Wiadomą jest rzeczą, że człowiek wówczas staje się swobodny, nieskrępowany, że nie kontroluje siebie, że wyzwalają się w nim wtedy instynkty, które normalnie są ukryte, powstrzymywane. U jednego będzie to jakiś sposób błazeńskiego zachowania się, które może być i wesołe i bawić towarzystwo, u innego wyzwoli się niebezpieczny instynkt, pod wpływem którego chwyci on siekierę i zacznie rąbać, najpierw meble, a potem nawet i własne dzieci.
Przynętą dla pijących alkohol jest właśnie owo złudne poczucie wolności. Człowiek nie chce być skrępowany. Skrępowanie sprawia mu przykrość – ciągle musi się z czymś liczyć, musi być za coś odpowiedzialny – a alkohol daje mu to złudne poczucie wolności, daje mu pseudowyzwolenie. Jest on dla człowieka zwłaszcza środkiem zrozładowania wewnętrznych napięć, których źródłem jest ciężar odpowiedzialności, szczególnie wtedy kiedy człowiek zawinił, kiedy pozostaje w konflikcie z otoczeniem i nie bardzo wie, jak ten problem rozwiązać. Popularne powiedzenie o „zalewaniu robaka” mówi właśnie o tym zagłuszaniu głosu przypominającego o odpowiedzialności.Powyżej zostało przedstawione fałszywe pojęcie wolności. Przypatrzmy się teraz, jak problem wolności ujmuje Pismo święte. Klasyczny cytat znajdujemy w Ewangelii św. Jana (8, 31-32).
Wtedy powiedział Jezus do Żydów, którzy Mu uwierzyli: „Jeżeli będziecie trwać w nauce mojej, będziecie prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli”.
Warto zwrócić uwagę na to, że w nauczaniu Chrystusa często te dwie rzeczy – wyzwolenie człowieka i przywrócenie człowiekowi wzroku, przejrzenie – idą ze sobą w parze. Także w tekście z Ewangelii św. Łukasza, który jest tekstem wyjściowym, były ze sobą powiązane te dwa zadania: więźniom głosić wolność a niewidomym przejrzenie. Chrystus ogłasza siebie światłością świata i bardzo często przywraca wzrok niewidomym. Powiązanie to zawiera bardzo głęboką treść. Ukazuje głębszy sens Chrystusowego zbawienia, wyzwolenia człowieka. – Prawda was wyzwoli. – Człowiek jest wolny wtedy, kiedy świadomie poddaje swoje życie prawdzie. Wolność więc w najgłębszej swojej istocie jest zależnością i fałszywa jest antyteza: wolność = niezależność – niewola = zależność. Powtórzmy: wolność człowieka jest w najgłębszej swojej istocie zależnością. Jest ona jednakże zależnością dobrowolnie akceptowaną; bo wola ludzka jest wolna tylko o tyle, o ile jest świadoma, o ile świadomie wybiera to, co rozum ukazuje jako prawdę i jako wartość. Niewolę zatem należy utożsamiać nie z zależnością, lecz z nie-wolą, czyli wolą nie oświeconą rozumem, nieświadomą, taka bowiem wola nie jest wolą. Dlatego też nie możemy powiedzieć, że zwierzęta mają wolę, one kierują się instynktem. A o człowieku, który poddany jest różnym emocjom, uczuciom, działa nie panując nad nimi mówimy, że postępuje nie-rozumnie.
W tym miejscu znów trzeba powrócić do sprawy wpływu alkoholu na człowieka. Pozbawia on człowieka rozumu, ogranicza i zaciemnia jego zdolności poznawcze, i w tym samym stopniu ogranicza jego wolność. W końcu człowiek dochodzi do stanu niepoczytalności, działa pod wpływem zamroczenia alkoholowego, a więc pogrąża się w prawdziwej niewoli. W treści słowa wola bowiem zawarty jest element rozumu, światła, poznania. Dlatego cała tajemnica wyzwolenia człowieka zawiera się w słowach: prawda was wyzwoli.
Człowiek jako osoba obdarzony jest rozumem i wolnością i tylko wtedy urzeczywistnia siebie zgodnie ze swoją naturą i swoim powołaniem, gdy jego wola dobrowolnie poddaje się światłu prawdy (światłu rozumu, sumienia, słowa Bożego, Chrystusa). Doskonałość człowieka i jego wyzwolenie polega na harmonii wewnętrznej pomiędzy wolą a poznaną prawdą. Tutaj możemy nawiązać do znanego nam znaku – symbolu Fos-Zoe, Światło-Życie, który wielką rolę odgrywa w naszym ruchu. Możemy spojrzeć na ten znak jako naznak wyzwolenia człowieka. Jeżeli życie człowieka jest poddane światłu, jeżeli istnieje w nim zgodność, harmonia między tym, co poznaje jako światło, jako prawdę, a tym czym żyje, co realizuje w życiu, wtedy jest on wolny.
Podsumowując stwierdzamy: w samym pojęciu wolności zawarta jest postawa uległości, ale uległości w pełni dobrowolnej, uległości wobec światła, wobec światła prawdy. A zatem prawda mnie wyzwoli.
Wyzwolenie jako usynowienie
Druga teza, którą z kolei chcemy rozważyć mówi, że wolność nie tłumaczy się dialektyką niewolnik – pan, lecz relacją niewolnik – syn.
I znów istnieje popularne, błędne przekonanie, że niewolnikiem jest ten, który musi być posłuszny panu, który jest zależny od pana. Jeżeli w ten sposób widzi się problem niewoli to wtedy dążność do wyzwolenia sprowadza się do tego, żeby zrzucić jarzmo pana, żeby się uwolnić spod jego władzy. Takie dążenie do wyzwolenia rodzi rewolucję. Rewolucja zaś zmierza do zmiany władzy, do zmiany ról. Ten który był niewolnikiem, staje się panem, ten który był panem, zostaje niewolnikiem. A więc błędne koło. Obserwujemy je dzisiaj chociażby w krajach Bliskiego Wschodu i Ameryki Łacińskiej. Tragedia tych dążeń wyzwoleńczych polega na tym, że nie uwzględniają one w ogóle problemu wolności wewnętrznej człowieka. Ten który był niewolnikiem pozostaje nim nadal, choć zajął miejsce pana. Posiada on bowiem nadal mentalność niewolnika, wcale nie został wyzwolony. Historia potwierdza dialektykę, która się sprawdza, że jeżeli niewolnik stanie się panem, stworzy straszniejszą niewolę niż ta, która była punktem wyjścia dążeń wyzwoleńczych.
Sięgając jeszcze głębiej w te zagadnienia, trzeba stwierdzić, że sytuacja niewoli zachodzi wszędzie tam, gdzie człowiek jest traktowany jako rzecz, jako przedmiot. Na tym bowiem polega istota niewolnictwa. Niewola to „uprzedmiotowienie” człowieka, wolność to jego „upodmiotowienie”.
W starożytnych czy też jeszcze do niedawna istniejących systemach niewolnictwa (chociażby handel niewolników w Afryce – Organizacja Narodów Zjednoczonych musiała zajmować się tym problemem jeszcze po II wojnie światowej) człowiek był rzeczą: można było go sprzedać, kupić, robić z nim co się chce. Nie sądźmy jednak, że to „uprzedmiotowienie” człowieka się skończyło. Jest ono nadal bardzo rozpowszechnione. Człowiek dla człowieka jest przedmiotem manipulacji. Wszędzie tam gdzie człowiek jest przedmiotem manipulacji drugiego człowieka, przedmiotem manipulacji jakiejś kliki czy jakiejś grupy ludzi, wszędzie tam zachodzi sytuacja niewolnictwa. Bo człowiek jako osoba jest wolny i może być tylko partnerem dialogu, przenigdy przedmiotem manipulacji. A jednak to manipulowanie człowiekiem jest – jak stwierdził to w jednym ze swoich artykułów Karol Rahner – największym niebezpieczeństwem naszej cywilizacji. Jest ono tym bardziej niebezpieczne, że wykorzystuje się do niego cały ogromny potencjał nauki i techniki. A możliwości dzisiejszej nauki są tak przerażające, że możemy sobie wyobrazić koniec świata jeszcze inaczej niż dotąd to czyniliśmy. Chociażby ingerencja techniki w sprawy genetyki itd. – może wywołać skutki, które po prostu trudno sobie wyobrazić.
Manipulowanie człowiekiem, traktowanie osoby jak przedmiotu użycia jest istotą wynaturzeń w dziedzinie seksu, jest przyczyną przerywania ciąży, stanowi istotę grzechu przeciw szóstemu przykazaniu. Ilekroć kontakty seksualne nie opierają się na miłości osobowej, która wyraża się postawą oddania siebie drugiej osobie dla jej dobra, tylekroć człowiek traktuje drugiego człowieka jak rzecz i tym samym popełnia grzech przeciw szóstemu przykazaniu. Na tym odcinku jest więc ogromnie rozpowszechnione nowoczesne niewolnictwo, którego rozmiary na pewno nie ustępują rozmiarom systemów niewolnictwa w starożytności. W sytuacji niewolnika znajdują się obie strony: zarówno ten, który się pozwala traktować jako przedmiot, jest niewolnikiem, posiada mentalność niewolnika, jak i ten, który używa drugiego człowieka jak rzeczy, jest niewolnikiem, ma mentalność niewolnika. Jeżeli między ludźmi zachodzi relacja typu osoba – rzecz, to i ten, który akceptuje ją i ten, który ją drugiemu narzuca, jest niewolnikiem. Niewola właśnie polega na posługiwaniu się człowiekiem jako przedmiotem manipulacji, a więc na wchodzeniu w taką relację do osoby, że traktuje się ją jako rzecz i narzędzie zaspokojenia własnych egoistycznych celów. Drugi człowiek potrzebny mi jest do zrealizowania moich osobistych celów, moich kombinacji, a zatem używam go, manipuluję nim.
Wracając do problemu alkoholizmu, trzeba stwierdzić, że człowiek sięgający po alkohol sam siebie czyni przedmiotem manipulacji. Poniża swoją godność człowieka. Sięgając po alkohol, nie rozwiązuje swoich problemów od wewnątrz, zgodnie z naturą osoby przy wykorzystaniu rozumu, ze świadomym wyborem wartości, lecz ucieka się do przedmiotu będącego poza nim. Tym przedmiotem jest alkohol. Człowiek sam wprowadza go w swoje życie jako czynnik, który powinien rozwiązać jego problemy, człowiek sam sięga po rzecz, za pomocą której sobą manipuluje. To jest istota najbłębszej tragedii alkoholika oraz każdego człowieka, który w sytuacji, kiedy nie potrafi rozwiązać problemu, sięga po alkohol.
W związku z poruszonym problemem warto jeszcze przypomnieć, że pan redaktor Grygiel w referacie wygłoszonym na sympozjum przeciwalkoholowym, zorganizowanym przez Akademię Teologii Katolickiej przed dwoma laty (1977), postawił tezę, że alkoholizm pojawia się jako zjawisko społeczne wszędzie tam, gdzie istnieje dialektyka pan – niewolnik. Wszędzie gdziekolwiek ludzie są podzieleni na panów i niewolników, pojawia się jako nieunikniona konsekwencja rozpicie społeczeństwa, alkoholizm. Przy czym zjawisko to występuje po obu stronach, piją i niewolnicy i panowie.
Przejdźmy teraz do pozytywnego rozwiązania problemu w świetle Ewangelii.
Klasyczny tekst znajduje się w Liście do Rzymian (8, 14-15): Albowiem wszyscy ci, których prowadzi Duch Boży są synami Bożymi. Nie otrzymaliście przecież ducha niewoli, by się znowu pogrążyć w bojaźni, ale otrzymaliście ducha przybrania za synów, w którym możemy wołać: „Abba, Ojcze”.
Podobny tekst znajdujemy w Liście do Galatów (4, 3-7): My również, jak długo byliśmy nieletni, pozostawaliśmy w niewoli „żywiołów tego świata”. Gdy jednak nadeszła pełnia czasu, zesłał Bóg Syna swego, zrodzonego z niewiasty, zrodzonego pod Prawem, aby wykupił tych, którzy podlegali Prawu, abyśmy mogli otrzymać przybrane synostwo. Na dowód tego, że jesteśmy synami, Bóg wysłał do serc naszych Ducha Syna swego, który woła: „Abba, Ojcze!” A zatem nie jesteś już niewolnikiem, lecz synem.
Otóż dialektyce: pan – niewolnik przeciwstawia Pismo święte zupełnie inną: niewolnik – syn. Człowiek staje się wolny wtedy, gdy wchodzi z Bogiem w relację: dziecko – Ojciec, syn – Ojciec. Ta relacja dziecięctwa Bożego jest istotą wolności człowieka. Brak tej relacji nieuchronnie stwarza sytuację niewolnictwa. Człowiek staje się wtedy niewolnikiem żywiołów, takich czy innych. I dopiero wejście w relację synostwa Bożego do Boga wyzwala go. Samo uznanie istnienia Boga jako Absolutu jeszcze nie wyzwala, gdyż człowiek znajduje się wtedy w sytuacji lęku, strachu, a więc znów w sytuacji niewoli. Są religie, które rodzą niewolę. Powiedział to wyraźnie św. Paweł o religii Starego Testamentu, w której Prawo rodziło niewolę. Dopiero wejście w relację syna, dziecka do Boga jako Ojca przynosi wyzwolenie człowieka.
W tym miejscu trzeba znów sięgnąć głęboko do samej natury ludzkiej. Jest taka kapitalna wypowiedź Bonhoefera, znanego protestanckiego teologa, który, jak wiadomo, w czasie okupacji hitlerowskiej zginął ścięty w więzieniu:Wolność nie jest czymś, co człowiek ma dla siebie samego, ale czymś, co ma dla innych. Nie jest ona własnością, obecnością, przedmiotem, lecz relacją i niczym więcej. Ściśle mówiąc, wolność jest relacją pomiędzy dwiema osobami, być wolnym znaczy tyle, co być wolnym dla drugiego, ponieważ ten drugi przywiązał mnie do siebie i tylko w związku i w zjednoczeniu z kimś innym jestem wolny.
Trzeba to stwierdzenie najpierw rozważyć na płaszczyźnie relacji Bóg – człowiek, a dopiero wtórnie na płaszczyźnie relacji człowiek – człowiek. To, że wolność jest relacją pomiędzy osobami, wynika z samego podobieństwa Bożego w człowieku. Można by powiedzieć, że Bóg także nie jest wolny dla siebie, bo Bóg jest wolny w dawaniu siebie drugiej Osobie, dlatego Bóg jest Trójcą Przenajświętszą i dlatego Bóg jest Miłością.
Człowiek popełnił najstraszniejszy błąd wtedy, kiedy uwierzył w pokusę „staniecie się jako bogowie”, kiedy sądził, iż się uniezależni. Bo nawet Bóg nie jest kimś niezależnym w tym znaczeniu, że istnieje tylko sam dla siebie gdyż istnieje On sam dla siebie, ale w drugiej Osobie. Wolność to istnienie, które określane jest dzisiaj przez teologię jako proegzystencja. Proegzystencja, czyli istnienie nie dla siebie, lecz istnienie „dla”.
Taki sposób istnienia objawia nam Chrystus. Całe życie Chrystusa jest proegzystencją. Chrystus istnieje dla Ojca, w oddaniu się Ojcu. Istnieje w relacji do Ojca jako Syn, który miłuje Ojca, pełni Jego wolę i czyni to wszystko, co się Ojcu podoba. W proegzystencji jest Chrystus jako Syn Boży w pełni wolny. Dlatego nie możemy mieć innego ideału pełni wolności, jak tylko ten, który wyznacza nam Chrystus. Nasza wolność to proegzystencja, czyli istnienie w dawaniu siebie Bogu, najpierw Ojcu – oddanie się dziecięce, potem oddanie się Chrystusowi – oddanie się oblubieńcze, a potem wzajemne służenie sobie przez wzajemne dawanie się sobie.
Obok Chrystusa najdoskonalszym ideałem i uosobieniem wolności jest Maryja, Jego Niepokalana Matka, Służebnica Pańska, istota całkowicie przez miłość oddana Bogu i ludziom. Niepokalana, osoba w pełni oddana (jak ją widzi bł. Ojciec Maksymilian Kolbe) jest także zrealizowanym szczytem ludzkiej wolności.
Wyzwolenie od lęku
Jeszcze głębiej zrozumiemy tę dialektykę wyzwolenia w aspekcie syn – Ojciec, gdy uświadomimy sobie, że przeważnie czynnikiem bezpośrednio stwarzającym w człowieku stan niewoli wewnętrznej jest lęk, strach.
Człowiek jest niewolnikiem nie z powodu bezpośredniej zależności od czynników zewnętrznych, od jakiejś przemocy itp. – bo w obliczu największych przemocy człowiek może pozostać w pełni wolny – lecz z powodu strachu, lęku, który tkwi w nim. Jeżeli się boi, staje się niewolnikiem. Niewolę rodzi strach a więc wyzwolenie musi być przede wszystkim wyzwoleniem człowieka z lęku, ze strachu. Sytuację powszechnego zastraszenia przecież znamy z codziennego doświadczenia. Naszą sytuację wyznacza ciągle stwierdzenie – „muszę”. Np. ogromna liczba ludzi pije, nawet nie z tych głębszych powodów, o których była mowa, lecz tylko dlatego, że się boją; boją się opinii, kpin, boją się słów, które ktoś może o nich powiedzieć. Otóż ten lęk właśnie stwarza w nas sytuację niewoli wewnętrznej i dlatego problem przezwyciężenia lęku. i strachu jest kluczowymproblemem w całym zagadnieniu wyzwolenia człowieka.
Zwróćmy jeszcze raz uwagę na cytat z Listu do Rzymian, gdzie jest powiedziane: Nie otrzymaliście przecież ducha niewoli, aby się znowu pogrążyć w bojaźni. (U św. Pawła: być w niewoli to znaczy żyć w bojaźni.)Natomiast otrzymaliście ducha przybrania za synów, w którym możemy wołać: „Abba, Ojcze”.
Trzeba się głęboko wsłuchać w treść tego słowa, w całą jego dynamikę, dla której nawecelowo zatrzymano oryginalne jego brzmienie Abba, Ojcze. Jest w nim wyrażona przede wszystkim ufność. Wyobraźmy sobie dziecko mówiące „mama” albo „tata”. Wypowiadane przez nie słowa są nie tylko prostym nazwaniem po imieniu, lecz wyrażają relację dziecka do osoby, do której ma zaufanie, w bliskości której czuje się spokojne, pewne, bezpieczne. Identyczna jest postawa człowieka wobec Boga, kiedy mówi Abba, Ojcze. W tych słowach zawarte jest przezwyciężenie lęku. O tej postawie tak często w Ewangelii mówi Chrystus. Przypomnijmy chociażby ten przepiękny fragment Kazania na górze o ptakach powietrznych i liliach polnych, i o tym, że Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie (Mt 6, 32). Ciągle powtarzają się w Ewangelii słowa: Nie bójcie się, nie lękajcie się, nie trwóżcie się. W nich zawiera się zasadnicza treść Dobrej Nowiny – Ewangelii. A wyrasta ona stąd, że Chrystus objawił nam Boga jako Ojca i daje nam udział w swoim synostwie.
Zwróćmy też uwagę, że ta relacja przez Chrystusa, przez udział w Jego Synostwie, do Boga Ojca stwarza rzeczywistość nieodwracalną. Sięgnijmy raz jeszcze do tekstu z Ewangelii św. Jana, gdzie jest powiedziane: Niewolnik nie przebywa w domu na zawsze, lecz Syn przebywa na zawsze. Jeżeli więc Syn was wyzwoli, wówczas będziecie rzeczywiście wolni (J 8, 35-36). Relacja dziecięctwa, synostwa wobec Boga Ojca w Chrystusie jest czymś trwałym, nieodwracalnym. Chrystus jest zawsze w domu Ojca. A jeżeli my złączymy się z Chrystusem i będziemy mieli udział w Jego Synostwie Bożym, to uzyskaliśmy na stałe, w sposób nieodwracalny przystęp do Boga jako Ojca. Nie zaprzecza temu nawet rzeczywistość grzechu. Z przytoczonym wyżej tekstem trzeba powiązać przypowieść o synu marnotrawnym, który wprawdzie odszedł od ojca i zgrzeszył, jednak ojciec się nie zmienił. Przypowieść o ojcu miłosiernym – który wychodzi na spotkanie syna i w ogóle nie przypomina mu jego grzechów, i raduje się, że syn wrócił – uczy nas, że każdy z nas ma prawo wrócić, choćby popełnił nie wiem jakie grzechy, że każdy z nas ma zawsze prawo powrotu przez Chrystusa i pewność, że będzie przyjęty. W tym zawarte jest ostateczne przezwyciężenie wszelkiego stanu niepewności, wszelkiego zagrożenia, wszelkiego lęku, który odczuwamy na dnie naszej istoty. Wszystko, co jest źródłem lęku, może być na tej drodze przezwyciężone. Jedynie Syn nas wyzwoli. Jedynie wejście w relację synostwa do Ojca zwycięża ostatecznie lęk i strach. Wchodząc w tę relację stajemy się w pełni ludźmi wolnymi.
Znowu trzeba wskazać na powiązanie omawianego problemu z problemem alkoholizmu. Wprawdzie alkohol jest stosowany jako środek dla dodania odwagi i przezwyciężenia strachu, jednakże zwycięża on tylko przez to, że zagłusza instynkt, ten strach zwierzęcy, instynktowny. Powodem sięgania do alkoholu jest często właśnie lęk i niezdolność do przezwyciężenia go w sposób właściwy. Dlatego trzeba w końcu i to wyraźnie powiedzieć, że alkoholizm jest zawsze symptomem niewiary. Bo jeżeli człowiek wierzy, to znaczy, że mówi do Boga: „Abba, Ojcze”, to znaczy, że ufa Bogu, a wtedy we wszystkich cierpieniach i trudnościach znajduje rozwiązanie. Rozwiązaniem tym jest modlitwa, jest nim zawierzenie, zaufanie Bogu. Wtedy człowiek nie potrzebuje „zalewać robaka”.
Fakt, że nasz naród tak masowo sięga do alkoholu, jest znakiem, że z naszą wiarą nie jest wcale tak dobrze, jak nam się czasem wydaje. Raczej jest ona często bardzo prymitywna, bardzo płytka, bo nie daje człowiekowi mocy do rozwiązywania codziennych problemów. Nie jest dla niego źródłem pociechy. Jako czynnik, który rozwiązuje problemy się nie liczy. Słabość wiary (w znaczeniu zawierzenia Bogu jako Ojcu) i szukanie namiastek religii oraz poszukiwanie namiastek rozwiązywania problemów w takich środkach jak alkohol są zjawiskami współzależnymi.
Wyzwolenie a tajemnica Krzyża
I jeszcze jedna bardzo istotna teza: istotą niewoli człowieka jest egoizm. Ile razy człowiek zwraca się ku sobie w odruchu miłości egocentrycznej czy egoistycznej, tyle razy zaprzecza swojemu powołaniu i przeznaczeniu, bo człowiek jest przez Boga stworzony i przeznaczony do tego, aby posiadał siebie w dawaniu siebie. Człowiek – jak mówi Konstytucja „Gaudium et spes” – nie może w pełni odnaleźć siebie, jak tylko przez bezinteresowny dar z siebie (24). Im bardziej człowiek realizuje siebie przez bezinteresowny dar z siebie, tym bardziej jest wolny; im bardziej poddaje się dążeniom egoistycznym, w tym większej znajduje się niewoli. W tym momencie bardzo wyraźnie pokazuje się, że tylko Chrystus może nas wyzwolić. Bowiem tylko On może nam udzielić swojego Ducha, który jest duchem miłości. Miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany(Rz 5, 5) i w Duchu Świętym możemy wyzwalać się z egoizmu przez miłość bezinteresowną, miłość, której istotą jest dawanie siebie i służba.
Takie spojrzenie na istotę wolności prowadzi nas do wniosku, że wolność jest rzeczywistością, która zawsze jest w zasięgu naszych możliwości, która zależy tylko od nas (oczywiście od nas, jeżeli będziemy współdziałać z łaską, z Duchem Świętym). Wolność jest faktem wewnętrznym, którego nikt z zewnątrz nie może nam odebrać. Wiele wysiłków czy pranień wyzwolenia załamuje się w obliczu, jak to się mówi, beznadziejności sytuacji. Niekiedy przez długie, długie lata ludzie jęczą pod jarzmem niewoli. Poddali się jej z rezygnacją, już nie widzą nawet możliwości odmiany sytuacji, w końcu zaczynają nawet znajdować w niej upodobanie, tak jak Żydzi, którzy wyprowadzeni na pustynię szemrali i mówili do Mojżesza: po coś nas tu wyprowadził, tam mieliśmy garnki pełne jedzenia i mięsa, i dobrze nam było.
Jak uzasadnić twierdzenie, że wolność jest faktem, który jest w zasięgu naszych możliwości w każdej bez wyjątku sytuacji?
Otóż ta prawda została nam objawiona w tajemnicy krzyża Chrystusowego. Chrystus przybity do krzyża, umierający na nim – powiedziałby ktoś: sytuacja największej niewoli, samo dno niewoli. Wydany w ręce nieprzyjaciół, bezsilny, przybity gwoździami, znieważony, fałszywie oskarżony, pozbawiony czci, pozbawiony życia w tak okrutny sposób – czyż może być większa niewola? Nikt z nas nie odważyłby się jednak nawet dopuścić do siebie myśli, że Chrystus w momencie śmierci na krzyżu nie był wolny. Chrystus powiedział przedtem wyraźnie: nikt mi nie może odebrać życia, Ja sam dobrowolnie to życia kładę, oddaję (Por. J 10, 17-18). W chwili, w której miano Go pojmać w Ogrójcu, wystarczyła jego odpowiedź na pytanie: Kogo szukacie? – Jam jest – by wszyscy jak rażeni upadli na ziemię. Pokazał wtedy swoją moc. Wolność Chrystusa objawiła się jednak wtedy, kiedy konając na krzyżu mówi: Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego (Łk 23, 46). Jego wolność wyraża się w tym, że z miłości oddaje Ojcu siebie, oddaje swoje życie z miłości ku nam, wszystkim ludziom, których chciał odkupić. To jest właśnie istota wolności: posiadania siebie w dawaniu siebie, uczynienie daru z siebie na rzecz większej wartości.
Zastosujmy to teraz do naszej sytuacji. Jeżeli w imię prawdy, w imię jakiejś wartości będę zeznawał postawiony przed sądem, będę przesłuchiwany w takim czy innym urzędzie, wymierzą mi taką czy inną karę w formie grzywny czy aresztu, czy nawet coś gorszego stanie się moim udziałem, to jednak wszystko to w niczym nie naruszy mojej wolności. Jestem wolny wtedy, jeżeli wiem w imię czego cierpię, jeżeli daję świadectwo prawdzie. Im więcej mogę cierpieć dla prawdy, tym bardziej jestem wolny. W tym aspekcie największą wolnością człowieka jest śmierć męczeńska, bo wówczas oddaje życie z miłości ku Bogu. I to jest najlepszy użytek, jaki mogę zrobić ze swojej wolności. Nie mogę zrobić wspanialszego użytku z mojej wolności niż przez to, że dobrowolnie akceptuję moją śmierć jako ofiarę miłości dla Boga, dla braci, dla jakiejś wyższej wartości. Wydaje mi się, że to jest właściwa droga do wyzwolenia. Nie wszyscy będą do tego zdolni, jednakże pokazuje się, że przykład nawet kilku ludzi potrafi wstrząsnąć całym narodem.
Gdy znajdzie się wielu takich ludzi, którzy wejdą na tę drogę, to zaczniemy oddychać atmosferą wolności. Nawet wtedy gdy będziemy za kratami więzienia czy gdzie indziej, będziemy mieli pełne poczucie wolności i będziemy patrzeć nie z politowaniem – bo to nie jest chrześcijańska postawa – ale z prawdziwym żalem na tych, którzy nas wzywają na przesłuchania, którzy nas pozbawiają wolności. I będziemy mówić: to wy jesteście niewolnikami, a my jesteśmy wolni, my się nie boimy, bo Chrystus powiedział: nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Dlatego nie bójcie się (Mt 10, 30-31).
To jest prawda, która pozwoli nam wyjść z sytuacji beznadziejności. Jeżeli w nią uwierzymy, nie będzie już dla nas sytuacji beznadziejnej i wszędzie będziemy wolni.
Wyzwolenie a braterstwo
Na koniec jeszcze, już tylko pokrótce, zajmę się problemem wyzwolenia w skali społecznej, a więc tym, co jest istotnym tematem teologii wyzwolenia. Tutaj trzeba podkreślić, że wolność w skali społecznej jest równoznaczna z realizowaniem prawdziwego braterstwa między ludźmi. Wtedy dopiero zostanie zniesiona sytuacja wyzysku człowieka przez człowieka, sytuacja, w której człowiek dla człowieka jest przedmiotem manipulacji. Dopiero w relacji braterstwa powstaje sytuacja wzajemnej służby i pomagania sobie.
W jaki sposób ludzie mogą się stać dla siebie braćmi?
Od czasu rewolucji francuskiej wszystkie rewolucje na swoich sztandarach wypisują hasło „Braterstwo”. Jednakże rozsądek nam mówi, że relacja braterstwa jest pochodną relacji ojcostwa i synostwa. Gdzie nie ma wspólnego ojca, tam nie ma braci. Można stworzyć jedynie jakąś sytuację analogiczną. Jeżeli natomiast wchodzimy w relację dziecięctwa Bożego przez Chrystusa w Duchu Świętym, wtedy nie tylko zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi, ale rzeczywiście nimi jesteśmy (1 J 3, 1). Jest to wtedy rzeczywistość egzystencjalna i z niej trzeba i można wyprowadzić konsekwencje dla relacji międzyludzkich. Jest to jedyna droga do powszechnego braterstwa między narodami i między społeczeństwami. Dlatego też droga do wyzwolenia społecznego prowadzi tylko poprzez to, co było ukazane poprzednio, poprzez wyzwolenie na drodze usynowienia.
Dlatego też św. Paweł pisze do Galatów: Wy zatem, bracia, powołani zostaliście do wolności, tylko nie bierzcie tej wolności jako zachęty do hołdowania ciału, wręcz przeciwnie, miłością ożywieni służcie sobie nawzajem(Ga 5, 13). Jeżeli ludzie ożywieni miłością będą sobie nawzajem służyć, to wtedy konsekwencją będzie wolność w wymiarze społecznym.
Kończąc te uwagi o elementach teologicznych wyzwolenia, które stanowią jakieś przesłanki do stworzenia teologii wolności człowieka, chciałbym dać wyraz przekonaniu, że zarysowują one wspaniałą perspektywę wyzwolenia. Jeżeli będziemy mieli odwagę mocno stanąć na gruncie Ewangelii i oprzeć się na Chrystusie i mocy Jego Ducha, wtedy po przedstawieniu sytuacji nie będziemy musieli z rezygnacją opuszczać rąk. Wtedy możemy z nadzieją patrzeć w przyszłość i podjąć wielkie dzieło wbrew ludzkim rachubom, bo opieramy się na takiej Mocy, dla której nie ma nic niemożliwego.
ks. Franciszek Blachnicki