Jak się czuli Maryja i Józef, gdy zbliżał się czas porodu, a w Betlejem okazywało się, że nie ma dla nich miejsca? Jak czuli się, gdy w końcu poród musiał odbyć się stajni?
Zastanawiam się, czy czasem nie wzdychali, że aniołowie, których oboje spotkali, mogliby się właśnie teraz objawić i jeśli nie pomóc, to choćby umocnić w tej niełatwej przecież sytuacji. Może przypominał im się anioł, który nakarmił Eliasza albo archanioł Rafał towarzyszący w drodze i pomagający na wiele sposobów Tobiaszowi. Gdy człowieka przygniatają okoliczności, to niekiedy jest gotów się zastanawiać, czy wcześniejsze nadzwyczajne wydarzenia były w ogóle prawdziwe. Może więc pragnąć, by w sytuacji trudnej –w której w żaden sposób nie widać spełnienia nadzwyczajnych proroctw – Bóg dał jakiś znak, choćby – jak poprzednio – przez spotkanie z aniołem.
I aniołowie pojawiają się. Nawet wielu aniołów. „Mnóstwo zastępów niebieskich”. Ale nie Maryi ani Józefowi tylko pasterzom. A pasterze udali się do Betlejem i tam, gdy zobaczyli Jezusa w żłobie oraz Maryję i Józefa „opowiedzieli o tym, co im zostało objawione o tym Dziecięciu”.
Czym była dla Maryi i Józefa wizyta pasterzy? Nie dowiedzieli się od nich nic nowego – to wszystko, co pasterzom zostało objawione, wiedzieli już wcześniej. Myślę jednak, że po prostu mogła być umocnieniem. Oto w sytuacji trudnej, w sytuacji w której może rodzić się zwątpienie, pojawiają się ludzie, którzy potwierdzają misję.
Jakie stąd wnioski? Pierwszy – że Bóg nie działa w sposób schematyczny. Wcześniej dał Maryi i Józefowi spotkanie z aniołem, ale w tym momencie przychodzi do nich przez ludzi. Drugi – że Bogiem trzeba się dzielić. Gdyby pasterze nie poszli do Betlejem, nie mogliby zanieść Maryi i Józefowi słów potwierdzenia niezwykłej drogi, na której Maryja i Józef się znajdowali.
I myślę, że w tym świetle warto spojrzeć na wcześniejsze wydarzenia. Wizyta Maryi u Elżbiety też była dla nich wzajemnym umocnieniem. Jeśliby Maryja miała wątpliwości, czy wizja anioła Gabriela nie była przywidzeniem, pierwsze słowa Elżbiety te wątpliwości rozwiewały. A z drugiej strony jak ogromnym umocnieniem dla Elżbiety były odwiedziny „Matki Pana” – jak przecież Elżbieta (jako pierwsza w Biblii!) nazwała Jezusa. A to wszystko było możliwe dlatego, że Maryja po spotkaniu z aniołem nie pozostała na miejscu, tylko – poszła. Podobnie uczynili później pasterze.
Krzysztof Jankowiak