Spotkanie z bezdomnymi

W Roku Miłosierdzia postanowiliśmy wyjść do bezdomnych. Miał to być Dworzec Centralny w Gdyni, ale okazało się, że w zimowe wieczory większość z nich schroniła się w domu opieki przy ulicy Chwarznieńskiej.

Kiedy dojechaliśmy na miejsce, o dziwo czekali już na nas w drzwiach.

Nie wiedzieliśmy, co nas czeka: jak nas odbierze człowiek bez domu, zraniony przez życie, często trwający w nałogu alkoholizmu, wykrzywiony przez długoletnie ubóstwo.

I chyba ani ksiądz, ani siostra ze zgromadzenia Miłosierdzia, ani my, świeccy, do końca nie wiedzieliśmy, jakich użyć słów, by ogłosić Orędzie Miłości Boga.

Niewiarygodni ludzie. Jedni z twarzą bez wyrazu, inni z irytującym uśmieszkiem, a jeszcze inni – z obojętnością w oczach.

Zaczęliśmy śpiewem przy gitarze i krótkim słowem księdza Krzysztofa. Kolejna pieśń o miłości Boga, a następnie świadectwo siostry Aleksandry i prezenty – cudowny medalik dla każdego, „Bulla” papieża Franciszka. Młodzież rozdała koce.

Towarzystwo się rozruszało Nieśmiało włączali się w śpiew, a nawet prosili o jeszcze.

Na koniec nastąpiła modlitwa wstawiennicza: wspólnotowa i z nałożeniem rąk.

I w tym momencie zadziało się coś nieoczekiwanego. Zaśpiewaliśmy pieśń, której jedynym tekstem było słowo Jezus. Powtarzaliśmy je wciąż i wciąż. Wtedy okazało się, że tak nas, jak i bezdomnych, „poniosło” to Słowo.

Bezdomni i my. Tacy sami. Spragnieni dobra. Spragnieni Boga.

Czas było się rozstać. Pytali, kiedy znowu przyjedziemy. Czuło się głód rozmowy, wysłuchania. Jeden z nich spytał księdza: „Jak żyć? Straciłem nadzieję, jestem po próbie samobójczej”.

Takie spotkanie -napisał mi w sms-sie ksiądz Krzysztof – ma być dla nas oburzeniem wiary, serca, zrozumienia.

Nie potrzebują wiele. Nauczyli się żyć w niedostatku. Jednego tylko wciąż potrzebują: obecności drugiej osoby!

Chcemy jeszcze poszukać ich na ulicy. Zobaczymy. Będzie jak Bóg da.

Ale mamy wrażenie, że po tym spotkaniu nie jesteśmy już tacy sami.

za: www.gdansk.oaza.pl