Każdy o nich słyszał, każdy ich widział. Są dosłownie wszędzie. Dzwonią dzwonkiem na pobudkę, rozdają miotły podczas dyżuru sanitarnego i uczą poprawnych melodii psalmów responsoryjnych. O tym, jak to jest być prawą ręką moderatora, czyli o posłudze na rekolekcjach, opowiedziała trójka animatorów.
Wizja i rzeczywistość
Ewelina: Najtrudniejsze było dla mnie przyzwyczajenie się do tych młodych ludzi. Zaakceptowanie ich różności. Bałam się prowadzenia spotkań w grupach.
Kuba: O ile posługiwanie kojarzy się z dawaniem czegoś innym (choćby swojego czasu) i przezwyciężaniem swojej nieśmiałości, to jest też jeszcze większym czasem otrzymywania. Wychodziły moje zaniedbania, próżne ambicje, lenistwo – czyli to, co niedoskonałe, a sam bym tego nigdy nie dostrzegł. To było dla mnie najtrudniejsze: odkrywanie siebie na oczach innych. Najpierw zaciskałem zęby, a gdy już docierało do mnie, że jestem i zawsze będę niedoskonały – starałem się mieć za cel większe dobro.
Paulina: Najtrudniejsza była świadomość tak wielkiej odpowiedzialności za innych, tego, że trzeba być bardzo wytrwałym, nieustannie pilnować samego siebie i walczyć o duchowy wzrost. Przychodziły momenty, kiedy uważałam, że nie dam rady sprostać temu wyzwaniu. Pan Bóg bardzo mocno działał wtedy przez inne osoby – ich ciepło, troskę, cierpliwość. Najwięcej siły dodawała codzienna adoracja Najświętszego Sakramentu.
Być animatorem
Kuba: Dla mnie przejście od bycia uczestnikiem do bycia animatorem było łatwe, animator zawsze musi widzieć więcej. Jedynym zaskoczeniem był fakt (na który zwracano mi uwagę nie raz), że przy jednoczesnym zachowaniu pokory i bliskości relacji z uczestnikami nie mogę zachowywać się jak jeden z nich. Musiałem budować szacunek nie tyle wobec siebie samego, ile funkcji, jaką sprawuję, wobec księdza moderatora, a może nawet samego Pana Boga?
Paulina: Nie miałam z tym problemu, ponieważ już wcześniej w parafii byłam asystentką i prowadziłam grupę. Największym zaskoczeniem było to, jak szybko udało się nam stworzyć wspólnotę, w której czułam się jak w domu. Atmosfera pełna życzliwości, jaka pojawiła się między animatorami, przekładała się na całą wspólnotę.
Ewelina: Dla mnie było to bardzo trudne. Nie wiedziałam, jak mam się z tym uporać, jak pokonać stres. Zaskoczyło mnie to, jaki ci ludzie mieli dla mnie szacunek i w jaki sposób mnie słuchali. Wiadomo, nie każdy potrafił słuchać tego, co próbuje mu się przekazać, ale oni pokazali, jak bardzo szanują swoje środowisko, ludzi, którzy chcą się czegoś dowiedzieć i po prostu nie przeszkadzali.
Czy po tych doświadczeniach inaczej wyglądałoby twoje zachowanie wobec własnych animatorów?
Kuba: No pewnie! O ile zawsze starałem się mieć szacunek dla animatorów, to niejednokrotnie selekcjonowałem ich sobie. Ten lepszy, bo gra w piłkę, a ten gorszy, bo na spotkaniu nie potrafi nas zainteresować. Ta fajna, bo się uśmiecha, a tej nigdy nie widuję w czasie wolnym. Teraz już wszystko rozumiem!
Ewelina: Nie zdawałam sobie na początku sprawy, że tak bardzo można się tym stresować. Gdybym mogła cofnąć czas, to bardziej słuchałabym swojego animatora, żeby więcej zrozumieć.
Paulina: Z całą pewnością starałabym się zobaczyć w kimś więcej zalet, a moje spojrzenie byłoby mniej krytyczne.
Dlaczego warto?
Kuba: Bo Chrystus! Rozważanie „warto, czy nie warto” jest czysto ludzkie, a więc nietrafne. Trzeba i już. Bo On tak kazał. Co więcej – jak napisał pewien animator – „Nie wystarczy iść, trzeba biec!”. Samemu często ciężko mi nawet ruszyć, iść. Ja służę najlepiej jak potrafię, a Jezus robi swoje.
Ewelina: Można naprawdę dużo się nauczyć i doświadczyć czegoś nowego, życia innych ludzi.
Paulina: Pan Bóg dzięki Ruchowi Światło-Życie bardzo mnie zmienił – szczególnie przez osoby, które spotykam. Bardzo dużo wtedy mogłam czerpać z ich doświadczenia. Chcę przekazać dalej te dary, które otrzymałam, a najprostszą drogą do tego jest posługa na rekolekcjach. Warto jest spalać się dla tego, co jest dobre i piękne.
rozmawiała Ela Jasina
fragment wywiadu, który ukazał się w 19. numerze Charyzmatu, pisma Ruchu Światło-Życie w Archidiecezji Przemyskiej