Droga Krzyżowa ks. Wojciecha Danielskiego z 13 marca 1971 roku.
- Przyjmij z poddaniem w milczeniu zadania, jakie Ojciec daje, aby zbawić świat. Czy tak rozumiesz swoją pracę, studia? Nie narzekaj.
- Przyjmij z gotowością, z zaufaniem w swoje siły, skoro to ma być dla ludzi; inaczej by Ojciec nie zesłał, gdyby nie było na twoją miarę.
- Wiadomo, że zaraz na początku, po pierwszym entuzjazmie, kiedy cię zadanie wciąga, może nastąpić też pierwsze zniechęcenie. Na to musisz być gotów.
- Nie dźwigasz sam. To nieprawda. Jest z Tobą Maryja, Matka, która współczuje, współcierpi. I nawet tylko patrząc na ciebie utrudzonego, dodaje ci otuchy. Ona patrzy ufnie – wie, że dojdziesz. Dziękuj.
- Nie jesteś sam. Są przy tobie ci, którzy są gotowi ci pomóc, nawet pomagają, ale albo odtrącasz, albo nie widzisz. Rozejrzyj się, kto to jest, co z tobą podzielił brzemię, nawet przyjął na siebie – modli się, a może cierpi za ciebie. Dziękuj.
- Nie jesteś sam. Są ci, którzy patrzą na twoją twarz i wyczytują z niej, jak się męczysz. Czy nie dajesz im za wiele powodów do współczucia? Czy nie przychodzisz z cierpiętliwą twarzą? Dziękuj, że cię ktoś patrząc, pilnuje.
- Do końca daleko. Połowa drogi już dosyć zmęczyła. Zaplątałeś się w robocie, i ani rusz. Cofnąć się nie wypada, bo żal włożonego trudu. Wstań i idź dalej. Spójrz inaczej: tyle podołałem, dalej też podołam.
- Co to znaczy – naprawdę krzyżowi zaufać i podnieść się, i zebrać siły Bogatszy o takie doświadczenie, możesz rozdawać innym: a ty „nawróciwszy się, utwierdzaj braci”.
- Jak trudno nieraz coś kończyć, zwłaszcza gdy koniec ucieka, bo odporność i siły fizyczne i umysłowe są już rzeczywiście bardzo napięte. Można leżeć o krok od mety. Mów wtedy: jeszcze tylko, jeszcze tylko… a potem już „słońce i harmonia” (Norwid).
- Odarty, utracić możesz wszystko. Posądzą cię, ośmieszą, obnażą, albo i oczernią. Będą cię chcieli obrzydzić nawet najbliższym tobie. Ale ty sam staraj się uwalniać z krępującego pancerza względu ludzkiego. Bądź wolny, jak Dawid do rozprawy z Goliatem.
- Tyle chciałbyś zrobić, tylu cię podobno potrzebuje, ponosi cię chęć czynienia dobrze wszędzie i wszystkim. I nie tylko choroba cię unieruchamia i krępuje twój właściwy krzyż. To właśnie on jest przyszłością – nie ten, który sam wybierasz. Bo to, co najtrudniejsze, a na pewno obowiązki, jest twoim krzyżem.
- Spójrz, oderwany od ziemi. Stań obok mego krzyża i spójrz na cierpienie tego świata. Powiedz ze mną: „Żal mi tego ludu”. Pomyśl, czyś się nie zagrzebał w sobie, nie przesadził z litością nad sobą! Ilu ludzi czeka na zbawienie! To dla nich to wszystko znosisz, i ciesz się – dzięki temu przybliża się ich wybawienie. A z czego, to sam często wiesz. Czy zatem wiesz, po co jest twój krzyż?
- Gdy ci już nic nie idzie, gdy następuje zastój w robocie, gdy ci się wydaje, że już ustaniesz drodze – nie pozwól, byś taki zmartwiały duchowo miał pozostawać na krzyżu. Ufnie spocznij w ramionach swej Matki. Odpocznij, ale przy Niej. Poddaj się tym, którzy są ci najwierniejsi, choćby wspaniałym twoim świętym patronom.
- Grób czcimy jako miejsce triumfu. Im bardziej umierasz dla siebie, tym bardziej wzrasta życie w tylu, w tylu ludziach, dla których jesteś. Przecież to jest ojcostwo duchowe: tak się wydawać, wykrwawiać, zdzierać, by oni rośli.
Opracowanie: Grażyna Wilczyńska