a/ Spotkanie pasterzy, animatorów, odpowiedzialnych grup modlitewnych w Magdalence.

26-29 wrzesień.


Były to przede wszystkim rekolekcje. Miały one na celu pomóc w bardziej chrześcijańskim przeżywaniu każdego dnia, każdej sytuacji, jaką Bóg stawia na naszej drodze. Ciągle jesteśmy ludźmi, których przygnębiają, jeśli nie załamują, trudności, niepowodzenia. Jesteśmy skłonni uciekać przed ludźmi, którzy nam nie odpowiadają, drażnią, denerwują czy są wobec nas wrogo ustosunkowani. Rekolekcje miały być pomocą w takich właśnie sprawach, byśmy mogli stawać się zaczynem, który całe miasto zakwasza zaczynem, który przetwarza świat.


Pierwszego dnia drogą prowadzącą nas ku takiej postawie były "błogosławieństwa'' z Łk 6, 20-23, drugiego zaś tajemnica krzyża, który jest głupstwem dla pogan, zgorszeniem dla Żydów, dla nas zaś mocą i mądrością / 1 Kor 1, 22-25 /. Tego drugiego dnia chodziło oto, byśmy umieli przyjmować to, co w naszym życiu odbieramy jako krzyż, byśmy to umieli zaakceptować jako źródło mocy i mądrości.


W ciągu dnia temat realizowaliśmy w ten sposób: przed śniadaniem Jutrznia i wtedy słuchaliśmy słowa po raz pierwszy. Po śniadaniu miało miejsce krótkie orędzie wprowadzające w temat dnia, po czym każdy szedł na spotkanie ze słowem Bożym sam na sam. Ostatnie dwie godziny do obiadu wypełniło spotkanie w małych grupkach na tzw. dzieleniu się. Każdy dzielił się doświadczeniami swojego życia, drogą, którą go Pan prowadzi, trudnościami, przed którymi staje, zwłaszcza w związku ze sprawami, które były przedmiotem naszych rozważań. W tym dzieleniu nieraz ulegliśmy pokusie mówienia o innych, o tym, czego Pan dokonuje w naszych grupach, wygłaszaniu pobożnych i głębokich refleksji na temat wspomnianych tekstów Pisma Św., siebie ciągle kryjąc za niedostrzegalną zasłoną.


Wydaje mi się, że na tę formę musimy w naszych grupach być bardziej wnikliwi, gdyż jest to fragment drogi kształcącej nas w miłości. Uczy bowiem otwierania się na ludzi, a także przyjmowania ich - prowadzi ku wspólnocie. Nasz nurt tematyczny dopełniała wieczorna Eucharystia.


Wieczorne spotkanie modlitewne pierwszego dnia Pan wykorzystał by dokonywać w nas dzieła uzdrawiania, drugiego skierował do nas wezwanie szukania "zagubionych owiec''.


Popołudnie wypełniły nam zajęcia nieco innego charakteru - pouczenie informacyjne na temat: daru proroctwa, grupy modlitewnej i służb, jakie powinny funkcjonować, wreszcie refleksje o pewnych liniach, którymi Pan chce prowadzić grupy Odnowy w Polsce. Tu z kolei najbardziej wrażliwym momentem okazała się sprawa godności człowieka, uznania własnej wartości - nie popadania w fałszywą pokorę, która zapomina, że jestem dzieckiem Boga samego, przez Niego umiłowanym, Jego obrazem.


Ostatni dzień wypełniły obrady nad tym, jak możemy sobie nadal pomagać, nad tym, jak dalej ma wyglądać koordynacja w naszych grupach.


b/ Wspomnienie o śp. o. Emanuelu Dziale - pasterzu grupy modlitewnej przy kościele Dominikanów w Poznaniu.


Odszedł od swoich przyjaciół nagle i bardzo cicho. Nie doczekał już swego jubileuszu 50 - lecia profesji zakonnej...


Mieszkaliśmy razem w klasztorze, gdzie przez cały miniony rok był moim spowiednikiem i ośmielę się powiedzieć - przyjacielem, choć różnica wieku wynosiła blisko 40 lat. W zakonie był 49 lat, kapłanem 41 lat, żył lat 67, nowicjat odbył w Żółkwii, studia teologiczne we Lwowie, następnie 10 lat spędził w Rzymie, gdzie pracował na tamtejszym uniwersytecie dominikańskim. Po wojnie wrócił do kraju wyniszczony zdrowotnie i o jednym płucu. To powodowało, że ruchliwy typowo dominikański tryb życia był dla Niego niedozwolony - więc przez kolejne lata gorliwie służył radą, pomocą i szczególnie skutecznie sakramentem pojednania dla skrupulantów. Służył każdemu, kto odwiedzał Go w konwencie przy ul. Kościuszki 99. Stał się duchowym kierownikiem dla bardzo wielu ludzi. Codziennie odwiedzało Go ok. 20 osób, a rozmównica i telefon były dla Niego drogą kontaktu z ludźmi Odnowy.


Wysłuchiwał wielu generalnych spowiedzi odbywanych przed modlitwą wstawienniczą, a gdy lato i jesień spędzał co roku w wilii 20 km za miastem, wszyscy zainteresowani jeździli do Niego ze swymi problemami. Szczególnym powodzeniem cieszył się od czasu włączenia do nurtu odnowy charyzmatycznej w 1977 roku. Kiedyś opowiedział mi, jak to kilkanaście osób usłużyło mu modlitwą wstawienniczą o napełnienie Duchem Świętym kiedy zebrały się w zakrystii po ewangelizacyjnym koncercie jakiegoś amerykańskiego zespołu. I od tamtego czasu doświadczył, On - bardzo gorliwy zakonnik - renesansu życia modlitewnego. Zaczął się też czas prób wiary, a do silnych bólów głowy dołączyło się niezrozumienie jego współbraci, za których wiele się modlił. W ostatnich miesiącach bóle bardzo się nasiliły, ale gdy Go odwiedzałem nigdy się nie skarżył, lecz często prosił o nałożenie rąk i modlitwę wstawienniczą o uzdrowienie zgodnie z wolą Pana. Kilka razy mogłem go tym sposobem wspomóc w Jego cierpieniu.


Był On pasterzem i opiekunem modlitewnej grupy starszych osób, która chciała przyjąć biblijną nazwę "Emmanuel'', ale na prośbę Ojca zaniechano tego, by nie wywoływać niekorzystnych komentarzy. Grupa spotykała się na modlitwie uwielbienia w środy, a w czwartki kilka osób służyło modlitwą wstawienniczą o uzdrowienie dla ludzi przyprowadzanych z miasta. O. Emanuel swe ostatnie miesiące poświęcił szczególnej trosce o ludzi chorych na "SM'' - Skleroza Multiplex. Wiedząc, że 22.09.79 w Poznaniu będą siostry z Teksasu / znajome uczestnikom wrześniowego spotkania w Magdalence / szczególnie skutecznie modlące się o uzdrowienia, przygotował na niedzielę 23.09 ludzi chorych, nad którymi były do późnych godzin wieczornych modlitwy.


Po skończeniu swego intensywnego dnia pracy w służbie dla bliźnich obejrzał dla relaksu Dziennik TV, zamienił kilka zdań ze współbraćmi i będąc bardzo zmęczonym wrócił do swej celi. W poniedziałek 24.09 około 6.20 rano zastukał w ścianę do swego sąsiada, któremu powiedział, że bardzo słabo się czuje i prosi o sakrament chorych. Po jego udzieleniu wezwany brat pobiegł do infirmera, który już w tym czasie był w chórze na jutrzni i po kilku minutach obaj wrócili by się naradzić, czy wezwać pogotowie...ale On już nie żył. Jego chore serce nagle przestało bić i po skończeniu swej służby, w czasie klasztornych modłów, cicho odszedł do Pana, któremu tyle lat służył.


26.09 o godz. 10 Mszę Św. koncelebrowało 30 kapłanów przy obecności nowicjatu, sióstr zakonnych - także tych z Teksasu, z którymi modlił się kilka dni wcześniej - oraz około 200 przyjaciół i znajomych. Następnie 3 autokary przewiozły nas na cmentarz przy ul. Lutyckiej, gdzie został pochowany nasz o. Emanuel - pasterz grupy modlitewnej "Józef'' i duchowy kierownik licznych polskich charyzmatyków. A chociaż Jego nieobecność długo będzie odczuwana, to jednak otrzymane słowo od Pana z Dz 7, 55-56 skłaniało do uwielbienia wszechmocnego Boga i Jego Wspaniałego Planu dla każdego wierzącego.


Niech więc to wspomnienie będzie wyrazem pamięci i szacunku dla człowieka, który był pokornym i jednym z pierwszych narzędzi Ducha Świętego w dziele odnowy charyzmatycznej Kościoła Katolickiego w Polsce.


Marek - Tymoteusz.

Kontakt